Moje Pieniny

Moje Pieniny

czwartek, 31 grudnia 2015

Epilog

Wynarzekałem się na ten rok rekordowo. Nie był łatwy. Ale pod wieloma względami łaskawy i hojny, trzeba sobie powiedzieć wprost. Zrozumiałem siebie, swoje pokręcenie, braki, zupełną niedoskonałość. Przyjąłem do serca niebywałą osobę, mojego Anioła, mentora. Dzięki Niej idę naprzód, z podniesioną głową. Mimo, że słońce nadal mnie razi po prostu. Zrozumiałem, że nie miejsce dla mnie na żadnych wyższych pólkach, mnie lepiej wśród prostych ludzi, gdzie siłą swoich rąk i wolą serca mogę coś zrobić, małego, skromnego, banalnego. Ale znać swoje miejsce to najwyższa pokora, potrzebna do zmiany, jak i do mądrości wszelakiej,a mnie akurat tego brakuje.
Wreszcie przyznać trzeba, że każde tycie w rozum nie wolne jest od zatorów mentalności.

   WSZYSTKIEGO WSPANIAŁEGO w Nowym Rokusiu, mimo nadciągających koszmarów od strony rządzących.

wtorek, 29 grudnia 2015

Koniec końców koniec roku...

Nienawidzę podsumowań, rozliczeń i kontraktowania. A jednak mija rok, jak tutaj piszę. Kiedy czytam posty ze stycznia, wstyd mi. Nie da się ukryć, iż jestem prostym, ograniczonym człowiekiem. Troszkę wychowanym jakby w zagrodzie pod cywilizacją. Natycham się ( od : natchnienia ) szalenie szybko kadzidłem rzeczywistości, kiedy jest pięknie i ciepło. Ale dwa razy szybciej uciekam od tego, co ciężkie i niewygodne. Nie umiem podejmować ciężkich tematów i się spowiadać bez przypisów. Chyba że chodzi o śmierć. Ją przyjmuję nadal bez zastrzeżeń, ale nie bez buntu. I nadal ku niej zmierzam.
Kiedy by podsumować... rok paru przelotnych znajomości, uśmiechniętych twarzy, parę pokiwań palcem św. Piotra,  chwile wiatru dziejów, górskie widoki, burze w potylicy, strach zamęczony w dłoniach, widzenia czyimiś oczami, piękne teksty przeczytane nawet dłońmi, troszkę krytycznych decyzji, uwolnień, może coś uratowanego, może podana dłoń, wbity wzrok w czyjąś twarz, delikatny gest, dobre myśli. Głaskanie po karku rzeczywistości. A ile złości, niechęci, oszczerstw, lenistwa, uników, ciszy niepotrzebnej.  Ileż głupoty. Strachu. Błądzeń. Nadciśnienia. Zgubionych chwil...
  Kiedy tak myślę w bilansie, gubię samego siebie. Bo albo jestem winny czynów, albo winny zaniechania takowych. I staję na progu, by nie powiedzieć krawędzi, kolejnego roku niepewności, w perspektywie wielkiej pracy nad sobą, om ile PIS pozwoli
I kiedy tak myślę, czego życzyć na kolejny nowy czas... przychodzi mi pragnienie do serca, byśmy wciąż inwestowali w miłość, tę szalenie osobistą różami chwil, ale i w tę agape - pełną życzliwości do świata, zrozumienia, ciepła. Potrzebujemy tego bardziej, niż nam się wydaje ponad nasze młode mózgi czasów. Potrzebują tego ci piękni młodzi, pełni perspektyw uniwersyteckich, wielkiego świata, instagramów, lajków i wszelakich laurek rzeczywistości. Potrzebują tego ci, co już prawie dinozaury, wpatrzeni w lata minione jak wyrocznię, liczący daty jak tylko ubywające fundusze sił. Potrzebujemy i my, tacy w środku, zupełnie niepasujący do future folk, jak i zamierzchłych czasów dzieciństwa.
    Życzę widoków na ten nowy rok, jak i na przyszłość dalszą, niczym z high roller. Wszystkiego cudownego!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Jest jak wygasłe uczucie
kiedy poławiacze chwil
wstrzymują na zawsze oddech.

Niezdatną do spożycia porą
widoków na przyszłość.

Została tam gdzie była.
Pomiędzy życiem a śmiercią.
W paplaninie nieba
z którego uciekła.

Wolę myśleć
że jest złudzeniem.
Szansą szansy.
Utopią szalika którym
owijasz mi szyję
przy prognozie przyszłości.
Miłości nadchodząca....

czwartek, 24 grudnia 2015

Venite adoremus

Wyjątkowy wieczór. Absolutnie inny od tych niedawnych. Bliżej ludzi. Wszelkich. Po prostu bliżej, choćby myślą, bliżej sercem. Nie ma na to słów. Jest tylko tętno. Prezent ciepła.
Wszystkiego Wspaniałego! Przycupnąłem sobie obok i patrzę, słucham...




czwartek, 17 grudnia 2015

Cholera, porządkując myśli zapodziałem gdzieś miłość...

Porządkowałem książki, przewracałem wraz z nimi swoje eschatologiczne melancholie jak pozycje w dojrzewaniu do starości, tyle nieaktualnych doniesień naukowych, tyle pożółkłych kartek trzymanych chyba ku biedzie papierowej, tyle jakichś zastygłych poglądów.... swoją drogą, jak człowiek miał otwarty umysł kiedyś, jak bardzo pragnął się uczyć, zdobywać, zgłębiać, na cholerę niegdyś było mi tłumaczenie własne Parmenidesa... Znalazłem jednak niezwykle wesoły dialog z koleżanką, utrwalony na kartkach zeszytu, tzw " komórki ", w której pisaliśmy odręcznie do siebie wiadomości o niezwykłej kubaturze, tekst dotyczący  sensu życia w ujęciu Kubusia Fatalisty.... niebywale byłem przepełniony empatią, wręcz chorobliwą. Dzisiaj nawet w połowie tak nie umiałbym się odnaleźć w tym rozumieniu.

                             Cóż ja z tobą czułości w końcu począć mam
                             czułości do kamieni do ptaków i ludzi
                             powinnaś spać we wnętrzu dłoni na dnie dna tam
                             twoje miejsce niech cię nikt nie budzi za wcześnie

 Żyjesz, żyjesz. Składasz codzienność, szukasz wśród elementów rzeczywistości tej najwygodniejszej, wyprofilowanej, w która wpasowujesz się jak w wynoszone buty. Niby wszystko pasuje. Jesteś u siebie. Akceptujesz, nawet kompulsywnie wmawiasz sobie, że wręcz kochasz.... Czy tak naprawdę do końca to jest Twoje? Boże - jakby chciało się zapytać z mównicy sejmowej. W jakim sensie, w jakim świetle, gdzie zaczyna się ta miłość i dlaczego nie kończy?

"  Wolę kino.
Wolę konie.
Wolę dęby nad Wisłą.
Wolę Dickensa od Dostojewskiego.
Wolę siebie lubiącego ludzi
niż siebie kochającego ludzkość.
Wolę kolor niebieski.
Wolę nie twierdzić,
że rozum jest wszystkiemu winien.
Wolę wyjątki.
Wolę wychodzić wcześniej.
Wolę rozmawiać z lekarzami o czymś innym.
Wolę śmieszność pisania wierszy
od śmieszności ich niepisania.
Wolę w miłości rocznice nieokrągłe
do obchodzenia co dzień.
Wolę moralistów
którzy obiecują mi nic.
Wolę dobroć przebiegłą od łatwowiernej za bardzo.
Wolę Ziemię w cywilu.
Wolę kraje podbite niż podbijające.
Wolę mieć zastrzeżenia.
Wole piekło chaosu od piekła porządku.
Wolę liście bez kwiatów niż kwiaty bez liści.
Wolę psy z ogonem nie przyciętym.
Wolę oczy ciemne, ponieważ mam jasne.
Wolę szuflady.
Wolę wiele rzeczy, których tu nie wymieniam
od wielu również tu niewymienionych
Wolę zera luzem
niż ustawione w kolejce do cyfry.
Wolę czas owadzi od gwiezdnego.
Wolę odpukać.
Wole nie pytać, jak długo jeszcze i kiedy.
Wole brać pod uwagę nawet tę możliwość,
że byt ma swoją rację.   "



niedziela, 13 grudnia 2015

Licznik

Odliczam powoli, brakuje mi tylko słodkiego kalendarza, w którego wnętrznościach czaiłyby się rozkoszne niespodzianki, coraz większe, coraz bardziej zaskakujące, przybliżające magię, światło, sens... Ale odliczam i właściwie każdy z tych nadchodzących dni jednak uzmysławia mi, jak bardzo kruchymi są te chwile, wypełnione po brzegi czekaniem, odliczaniem, przemierzaniem czasu na wskroś w poczuciu dopełniania...
Każdy dzień jest darem, jest własnością tu i teraz. Nawet jeśli przybliża nas do dat. Odliczam, bo wierzę, że w ten wyjątkowy dzień pod koniec grudnia niebo otwiera swa podboje w każdym sercu, by uzmysłowić, że prawdziwe święto ciągle trwa,a Boga w sobie rodzimy nieustannie. Ale niech będzie wyjątkowo, magicznie, świetliście, podarunkowo, uroczyście, wykwintnie. Potrzebujemy tego, by nie być wciąż tą samą masą konsumpcji.
  Zachwyt Dehnelem przeplatam rozczarowaniem pewną egzaltacją, a może bardziej moją własną prowincjonalnością, brakiem obycia, lękliwością, czasem jestem jak pchła przyzwyczajona do ograniczeń i dlatego nie skacząca powyżej brzegu słoika. A tutaj, w sposób niezwykle delikatny poznaję inny świat.

  " 12 września

 Choroba trwa, trwa remont sieni, trwa kucie i łupanie na ulicy, gdzie nadal budują te dwa ronda.Atrakcja dnia : T., który wyrwał się na jakiś czas z Pekinu i wszedł z całą tą swoją przesadnością, w sumie dość uroczą, w bijącym po oczach garniturze szytym na miarę, w szalu, z wielką torbą Mamusi Muminka, opowiadając historię o tym, jak to uciekał przez luksusową dzielnicę Pekinu spod trzygwiazdkowej ( w sensie Michelinowskim ) restauracji przed nachalnym rikszarzem, który gonił go, wymachując łańcuchem do zapinania rikszy. Tu Prada, tam Cartier, a ja biegnę - a ma, zważywszy wzrost, na czym uciekać - wrzeszcząc : help! Pomocy! A tamten dalej, pijany na pewno, a może i naćpany. Rzuciłem torbę, w torbie wszystko, całe moje życie, ale mniejsza... potem ją znalazłem, pozbierałem... I przychodzi, i siada u nas, przy stole, ten Pekin z rikszarzem pijanym, a może i naćpanym, i te wszystkie postaci i historie. Albo ta, jak przysnął - tym razem on pijany - na ławce na Nowym Świecie :
    - ... bo nie byłem nawet w stanie poprzyciskać guziczków, żeby zadzwonić albo napisać z pytaniem, pod jakim adresem śpię, czy to Józefowiec, czy Józefosław, no i taksówkarz mi powiedział, że jak najpierw pojedziemy tu, a potem tam, to i tak zejdzie do rana, więc stwierdziłem, że bez sensu i doczekam poranka na Nowym Świecie... budzi mnie pani Ziutka, wiecie, taka stara prostytutka z Nowego Światu, taka z kokiem...
   - Taka siedemdziesiątka na oko ? - pyta Pietia. - Ona u nas w sklepie kupuje. Zgrabne nogi w miniówce i kok - czupiradło?
   - Zgrabne nogi. Ona. I budzi mnie, o tak, potrząsając : Nie śpimy! Nie śpimy, bo okradną! Budzimy się, podziwiamy Nowy Świat. Więc ja do hotelu C., ale tam mają jakiś zjazd i tylko jeden pokój, dla niepełnosprawnych. Może być dla niepełnosprawnych. Idę, i już tak od windy słyszę, że coś bzyczy.Jak jarzeniówka. Myślę sobie : żeby tylko nie u mnie w pokoju. Dochodzę do pokoju, a tam bzyczy bardziej jeszcze. Rzucam torbę na ziemię, włączam wszystko, wyłączam i nic, bzyczy dalej. Dzwonie do recepcji, przychodzą, najpierw jeden, potem szef ochrony; budzą, bo to szósta rano, elektryka; przychodzi elektryk, bzyczy dalej. Ja leżę na łóżku, oni szukają. Mogą mnie przenieść do innego hotelu, ale to dwie godziny załatwiania, bez sensu. Powiedziałem, że jestem zdenerwowany i będę palił, więc palę. Zrobili wszystko już - i nadal nie wiadomo co bzyczy. W końcu elektryk : A czy to możliwe, czysto teoretycznie, że bzyczy coś w pana torbie? - No skądże! Ale sprawdzam. A to się okazało, że w windzie włączyła mi się elektryczna szczoteczka.
     Taki T. lepszy niż telewizja. "


" SZCZĘŚCIE

 dla P. T.

     W przyszłym tygodniu masz urodziny
     Za rok pewnie
     już cię nie będzie.

            M. Roberts, Lacrymae rerum

Być tą brzydką Angielką - chudą, podstarzałą,
niezbyt dobrą poetką; mieszkać w letnim domu
ze stygnącym mężczyzną ( serce czy rak nerek -
przyczyny nieistotne ). Wnosić mu po schodach

( wąskich, zawilgłych schodach ) tacę ze śniadaniem
i siebie. Pisać : W przyszłym
tygodniu - bzyk muchy -
- masz urodziny - znowu - za rok pewnie - krzyczy
z bólu - już cię nie będzie. Iść do niego. Głaskać.
Leżeć z nim w wannie, płacząc. Patrzeć, teatralnie
ale przecież prawdziwie, przez okno na drzewa.
Mieć za sobą te lata, te listy, te flamy,
znać numer kołnierzyka, buta, obwód głowy.
Nie umieć się obejrzeć za innym mężczyzną.
Używać tamtych zwrotów, pieszczotliwych imion.
I udawać, że wcale nie jest gorszy w łóżku,
mając w pamięci tyle miejsc, razów, sposobów:
w hamaku,w soku z jagód, w pociągu pędzącym
z Wenecji do Nicei, na biurku wydawcy,
w bocznej salce muzeum. Przyjmować wizyty
przyjaciół i lekarzy. Kręcić kogel - mogel.
Nie móc udawać dalej i dalej udawać.

Lecz nade wszystko wiedzieć,że wszystko, co było
nie mogło, nie powinno być inaczej, z innym,
gdzie indziej, kiedy indziej - to właśnie jest szczęście.

Widziałeś całość. Teraz odchodzisz, powoli
skubiąc liście z gałęzi. Ktoś zasłania lustro,
ktoś dzwoni, ktoś rozmawia. Taca. Wanna. Łóżko.   "
                                                                                          J. Dehnel, Warszawa 7. III. 2004



piątek, 11 grudnia 2015

Wyjątek z ...

Jacka Dehnela :

"   Dalej Mycielski. Dużo ciekawego o roli kościoła w karnawale Solidarności, o Wyszyńskim usiłującym udobruchać strajkujących robotników, o co wszyscy mieli do niego pretensje. Nic się o tym nie pisze, nic się dziś nie mówi, tylko jakieś okruchy czasem słyszę. Poczytałbym dużą, rzetelna analizę zachowań kościoła w konserwowaniu porządku PRL-u, nie tylko o Popiełuszce ( którego hierarchia też przecież pacyfikowała ). Rozkoszny kawałek o Janie Pawle II : Druga rocznica wyboru papieża, który bardzo dużo mówi o małżeństwie, rodzinie i pożądliwości ciała na synodzie biskupów i na audiencjach na placu Świętego Piotra, do ludzi, którzy się ciągle pierdolą.  Niegasnąca seksualna obsesja katolików, od papieża i biskupów, po stare panny i ojców rodzin, obrabiających po misjonarsku wzgórki Wenery swoich ślubnych. Wszystko im się wokół narządów kręci.
     Ile razy czytam dyskusje netowe o gejach, lesbijkach, związkach partnerskich, rozmowa toczy się o prawach, o miłości, o związku, o wzajemnej odpowiedzialności : a w to wchodzą prawi katolicy, którym ulewa się jakiś straszliwy, ordynarny rzyg, analno - fekalny, gdzie wszystko wiąże się z odbytami, kutasami, chorobami wenerycznymi, a do tego z Bogiem, Pismem Świętym, z tymi " własnymi słowami Boga :, z których oczywiście wybierają sobie tylko te, które im pasują ( innych zresztą nie znają; w tym kraju Biblię czytają tylko protestanci i ateiści ). I ta nieskrywana zazdrość, udająca oburzenie, te pryszczate, brzydkie faceciki ( widać przecież na zdjęciach fejsowych ), które powołują się na jakieś dane, że statystyczny gej ma tylu a tylu partnerów ciągu życia. A oni w tym seksualnym smutku, w tej ruderze erotycznej ( bo przecież gdyby mieli udane życie seksualne, nie dostawaliby obsesji na tle cudzych odbytów ), zakompleksieni, zupełnie nieobyci w sztuce miłosnej, co wychodzi między wersami aż nazbyt dobitnie. Smętni netowi onaniści. Przedwczoraj była w Warszawie parada, więc kolejny wylew.
     Ale przykład oczywiście idzie z góry, od tych najbardziej sfrustrowanych i zakłamanych najbardziej, czyli hierarchów, od tych wszystkich Paetzów, od biskupa, który młodym kochankom dawał w prezencie cenne ikony, od księży. Opowieść Ł. o tym, jak wygląda typowy " podryw księżowski ": Wiesz, bo ja byłem wtedy młodym chłopcem, ze wsi, na mnie takie rzeczy robiły wrażenie, pierwszy rok KUL - u. I to było standardowe : najpierw zaproszenie do domu, konwersacja, jeden ksiądz był poetą, to mi cały tomik wierszy maryjnych własnego autorstwa przeczytał. Religijna gadanina. Potem whisky, whisky jest bardzo księżowska, to taki godny alkohol. Męski, szacowny. A jak już delikwent zmięknie, to mówi, że z pracy duszpasterskiej w Niemczech przywiózł pisemko pornograficzne albo film, pokazuje. Potem się zaczyna dobierać. I wiesz, to zawsze idzie tym samym torem : rozmowa, whisky, pornos. Ja takich doświadczeń nie mam, ale też ani ze wsi, ani na KUL - u nie byłem. A potem, im bardziej mają za uszami, tym bardziej ogonem na mszę dzwonią, tym więcej mają do powiedzenia o nieczystości, tym bardziej się rozkoszują tymi słowami o deprawacji, o Sodomie.
      O ile sympatyczniej u protestantów. Po pierwsze mają śluby i od razu schodzi im trochę napięcia z organizmu, po drugie doktryna inna. Purytanie, ci zacięci fanatycy, zmienili się w jeden z łagodniejszych kościołów pod słońcem; znajmy - jest ich pastorem w Stanach - opowiadał o rozmowie z radą parafialną, która go zatrudniała ( bardzo to ważne : żadnych biskupów, a pastora wybierają sobie, jak u pierwszych chrześcijan, wierni, bo to wspólnota, a nie imperium ) : Wiemy, że jesteś gejem, wiemy, że z nikim nie jesteś związany, i jest dla nas całkowicie oczywiste, że będziesz szukał kogoś, z kim stworzysz związek. To, co robisz prywatnie, jest sprawą między tobą a Bogiem - ale mamy prośbę : jeśli sprowadzisz kogoś, kto zamieszka z tobą na plebanii, to chcemy, żebyście nam podali termin zaręczyn i termin ślubu. Żeby to już była poważna sprawa. Bo poprzedni pastor co trzy miesiące sprowadzał kolejną panią, a potem się z nią rozstawał. i to było gorszące.
    Kiedy ktoś poprosił go o udzielenie ślubu jednopłciowego, musiał wystarać się o zgodę parafii ( cały ich kościół dopuszcza takie śluby, ale każda parafia decyduje we własnym gronie, czy chce, by u nich udzielono, czy nie ). I starsze panie, po osiemdziesiątce, które zasiadają w radzie, zaczęły nieznacznie kręcić nosami, ale ni mówiły niczego wprost, więc je wprost zapytał. A one : Co do samych ślubów, to proszę bardzo, my nie mamy nic przeciwko. Tylko żeby nie było jakichś debat o seksie, bo my jesteśmy na to prostu za stare, my o seksie nie lubimy słuchać. Ale śluby? Bardzo proszę!
     A tymczasem katolicy w Polsce o dupie i o dupie. O dupie w postaci  in vitro, o dupie w postaci związków partnerskich, o dupie w postaci takiej i owakiej, wszystko z seksem, wszystko o seksie; mówią : "rodzina, rodzina, rodzina:, a słychać " ruchanie, ruchanie,ruchanie".
      Jak brzmią te słynne słowa Jezusa o gejach i in vitro? Mam to na końcu języka. A, rzeczywiście, o in vitro i gejach jakoś nic nie mówił. A o faryzeuszach sporo. "

wtorek, 8 grudnia 2015

Habilitacja

Kiedy myślałem, z czego mógłbym napisać naprawdę dobrą pracę naukową, co mógłbym opublikować, podzielić się wierszem... Kiedy nadal tak myślę bardziej intensywnie.... czuję, że z niczego, że moje słowa są nikomu niepotrzebne, żadne teorie, żadne wymysły naukowe, choćby były warte Nobla. Brakuje nam docentów miłości, doktorów delikatności, profesorów rozumienia. Trzeba być naprawdę małym człowiekiem by stworzyć wielką ludzkość.  Dokucza mi przekonanie, że nie jesteśmy tak różni, jak nam się wydaje. Niech dokucza wiecznym uwieraniem duszy.

Advento

Czekam w tym roku dużo bardziej niecierpliwie, niż kiedykolwiek. Tym razem zupełnie nie rzeczami. Czekam jak na czas, który może mnie odrodzić, nadać światła, sensu, bez tłumu świecidełek, brokatu, bakalii. Czas, kiedy okazuję się równy wobec innych. Człowiekiem wobec ludzi. Czyli nie mniejszym, nie tym uboższym emocjonalnie, rodzinnie, sensualnie. Ale dotknąć ciepła żywą dłonią, uwierzyć, że istnieje bez żadnej ludzkiej, materialnej przyczyny. Uwierzyć, że nigdy nie jest się samemu, nawet wówczas, gdy tylko ból, rozczarowanie, ciemne, ciężkie niebo. To rozumienie swojej niewatpliwej samotności przychodzi często niespodziewanie...kiedy odkłada się słuchawkę lub zamyka drzwi za kimś. Właśnie wówczas potrzeba szalenie dużo wiary, takiej, która uczy czekać, pozwala oddychać pomimo wątpliwości powietrza.
Czekam jak nigdy dotąd...

poniedziałek, 30 listopada 2015

Człowiek zepsuty

Nadmienić należy...przez samego siebie. Psuć się wymaga tyle wszelakiej zręczności i delikatności, by nie poruszyć wrażliwych struktur wewnątrz, odpowiedzialnych za trawienie własnej nikczemności. Kiedy zapalam zatem świecę w oknie, niegdyś oznakę oczekiwania na Kogoś, teraz strywializowane do do źródła światła, bardzo notabene pięknego, nie czynię nic większego poza zniszczeniem zapałki, nawet jeśli owa jest większa niż myśl.. Szczególnie w adwent.
  Zepsuć siebie niewykwalifikowaną nadzieją, nazbyt wybujałą pewnością siebie, prawdą papierów, stanem bycia pomiędzy człowiekiem a światem, taki świąd rzeczywistości....
 Można zepsuć się wszystkim z wymienionych przez Pawła. Miłością najbardziej dotkliwie, pomimo zatamowania wykrwawić się najłatwiej ( ale śmierć niebywale pyszna ), nadzieja podjada, więc to najszaleniej podstępny nowotwór istnienia ( nie daje szans póki się karmi czasem ),  wiara już tylko przytrzymuje respiratorem chwili i tylko w odpowiednim ciśnieniu świadomości. Wszystko inne jest personelem przypadku.. Nawet jeśli po mocno specjalistycznych kursach resuscytacji dat.
Zepsuć się można od środka, nazbyt wybujałą świadomością win, nabrzmiałą jak guz pierwotniekomórkowej narośli mezenchymatycznej, od podstaw naciekania istnieniem. Albo narosnąć nienawiścią z zewnątrz, jako przerzut ze świata, niezauważony. Nie do wyleczenia bez mocnych środków antypoglądowych, zawiesza w czasie wszelkie rekordy, unieważnia podróże wgłąb znaczenia, odbiera ekstazie posmak ekstazy.
  Pozostaje tylko nadczekaniem na wynik. Może to jednak miłość, cholera...


Tych dwoje
pod czułą narkozą niebios.

W podróżach przez legendy
homilie i anegdoty.
Zasnęli wreszcie
w czarnej pelerynie hotelu
o którym rozpisują się
burdelowe żurnale.

Wybudzić ich z miłości
pragnie każda kwatera rodzin.
Zazdrosne życie w szczęściu
kręci się koło recepcji jak pies.

Ale tych dwoje
pod czuła narkozą niebios.
Szczęśliwi na zawsze.
Ze śmierci wypluwają
jedynie pestkę sensu.



niedziela, 29 listopada 2015

' Człowiek kochający przestaje być kuloodporny.."

Taki oto piękny tekst przeczytałem dzisiaj od Przyjaciółki, w rozmowie o trudności miłości we współczesnym świecie. Zastanawiałem się ile jest ludzi, którzy schylyli by się za Tobą upadającym i co to tak naprawdę znaczy w praktyce. Kto sięgnąłby po moją dłoń, by jeszcze mnie wyrwać z nurtów tragedii. I jak kochać, kiedy czuje się nieunikniony koniec miłości w sobie, a właściwie kogo kochać nadal, a komu odmówić tej possibliancji, czy tak samo można samemu w stosunku do siebie na przykład.... Nauczyłem się dzisiaj, że w karetce można wykonać cięcie cesarskie. Nie wiedziałem zupełnie.

  Przestaje być kuloodporny czyli zbyt wrażliwy, czy może po prostu nie umie się już obronić. Przed światem. Paskudnym ostatnio.

 

Nigdy tu nie wrócę MÓWISZ,
Na każdym kroku szydzi ze mnie
mściwy krajobraz. Małoduszne piękno.
Komiczne szczyty nizin. Wybudzony
z opery ptak. Całe sterty państw.
Wysypiska słów.

Nigdy tu nie wrócę MÓWISZ.
Znęca się nade mną pamięć.
Pełen rezygnacji dom :
nie udało się, nie zapięła nas pod szyją
fałszywa wyobraźnia miejsc.

Wracam do miejsca którego nie ma
ale które słyszę MÓWISZ
Jest szybsze od dźwięku
którym bije moje serce.
Jego nazwę mam na końce języka.

To miejsce nazywa się miłość MÓWISZ.
nic innego
nie przychodzi mi do serca.
MÓWIĘ

środa, 25 listopada 2015

...

Kładziemy duszę
na czytniku
przy wejściu na siłownię miłości.

Nasze wirtualne pliki ciał
w albumach
blogach
notesach znajomych.
Nowe zdarzenia.
Nowe polubienia.

Lubi nas Coca - Cola
Ronaldo I obowiązkowo
Papież.

Jesteśmy
w kontaktach
w powiadomieniach newsletterach.

Nasze łóżko
na osi czasu.
Dotknij mnie
i przytrzymaj
dopóki nie zgaśnie ikona
obecności.

Całujemy się
z miliardami ust
przez zamknięte szeroko
okno społeczności.



poniedziałek, 23 listopada 2015

Zwykły smak zielonej herbaty

Pita pod baldachimem błękitu, niecnie kradziona przez słoneczne naświetlanie pełnią listopadowej radioterapii, niesamowite doznanie. Herbata w cenie 7,99 wszystko inne bezcenne, jak ta życzliwa nieobecność świata. Pytają spod skóry świadomości : co czujesz? Swędzi mnie skóra, remisja spokoju, stres wyżera mnie zawsze od naskórka, uaktywnia mnie przeczulicą, każe wsmarowywać dobro w tekturę powłoki, unieczynniać zapachem kosmetyków, uniewrażliwiać. Przeklęte AZS. Jedna z najprostszych chorób przeciwko cywilizacji. Taka zupełnie somatyczna psychoza oddzielająca Mnie od reszty Świata. Boli każdy dotyk, nie ma tego dobrego, jest tylko doznanie niekomfortowe. Pomaga tylko nivea słońca. Więc siedzę w oknie, na parapecie zdarzeń, jest poniedziałek, zewsząd słychać wiertarki, wbijanie gwoździ, rzeczywistość się konstruuje, pacjenci na oddziale umierają, chciałbym powiedzieć mi umierają, ale nie jestem im do niczego. Są moimi pacjentami przez chwilę dyżuru, bioetyka czasu zabiera mi więcej czułości, niż nieuniknione. Przyjaciel napisał do mnie właśnie : żyć a nie umierać!
  Pomaga też steryd. Kortyzol słów, uczucie dogłębnej regeneracji znaczeń. Na początku było bowiem słowo. Kakafonia liter. Znaki do rozszyfrowania. Słowo. Jak podpis. Wyraz, nazwa. Zapach istnienia.
   Siedzę w oknie i patrzę, umiem nazwać, ale czy umiem zrozumieć?
Zupełnie bezcenna chwila, upływa smakiem herbaty, zapachem patchouli i opium, sierścią najeżonego czasu, wymaganiami dyscypliny sportowej zwanej życiem, kiedy ja je właściwie pokochałem, mimo że tak męczą mnie treningi....

P. S. " Water under a bridge" Adele.... poezja
P.S. 2
P.S. 3
 

    Kiedy zbliża się do miasteczka
    ono się oddala. A przecież
    a przecież dalej słynie z hodowli sensu.
    Haftowane myśli. Srebrne szarotki imion.
    Orkiestry dęte. Zespoły definicji.

    Wygląda jakby zdarzyło się nic.
    Pamięć odeszła do rezerwy.
    W koszarach kwaterują owce.
    Szary z nudów bruk
    nie przypomina sobie niczyich kroków.

    A on idzie przez miasteczko
    jak przez sen.

   Historia za poręczeniem majątkowym
   wychodzi z miejscowego sądu
   na wolność.

P.S. 4

   Bez zgody, z całym szacunkiem i moim podpisem, pozwalam sobie zacytować Mistrzynię, Krystynę Jandę


"
  
  • Nie jest to najlepszy czas. Niektórzy twierdzą że to wina pogody.
  • Zaczęłam kupować horoskopy, choć w nie, nie wierzę. Czytam, w każdym jest to samo, nie wiadomo co. Żadnego konkretu. I obojętność losu.
  • Coraz częściej słyszę , że ktoś nie cieszy się w tym roku na święta. Nawet na nie, nie czeka. Chciałby żeby czas przeskoczył.
  • Francja jest w stanie wojny z państwem islamskim. ( czy to się pisze z dużej litery?)
  • Trzeba omówić taką część ubioru jaką są kominiarki,  bo są w modzie.
  • Prowadzę próby do spektaklu „ Udając ofiarę” braci Priesniakow. Premiera 8 stycznia. Idzie mi jak po grudzie i dawno nie byłam tak zaciekawiona  tym co robię.
  • Minęły imieniny Elżbiety a dziś Janusza, i to nie wydaje się istotne w obliczu tego co się dzieje dookoła.
  • Zastanawiam się coraz częściej jak zareagowałabym za odebranie mi choćby odrobiny komfortu życia codziennego, bo spokój odebrany mam od dawna.  Niepokój w komforcie, tak żyję.
  • Czy mamy wszyscy świadomość że jesteśmy na dziejowym, historycznym zakręcie? Oczywiście nie.
  • Powracają pytania z młodości. Gdzie są granice głupoty. Cynizmu. Braku empatii. Bezczelności. Braku honoru. Złej woli. Bezczelności.
  • Wyobrażam sobie słuchając  ludzi jak im rosną nosy. Pinokio.
  • Podobno zarazków jest tak dużo i tak różnych , że trzeba robić wymazy z uszu i gardła żeby dobrać odpowiedni antybiotyk. Czy to prawda? Brałam antybiotyk 7 dni, w ogóle nie było zmiany. Wciąż jestem niewyleczona.
  • Niewinność nie jest gwarantem braku kary.
  • Podobno Zachód jest głupim, wielkim, starym psem.
  • Wchodzimy w pełen sezon charytatywnych aukcji, działań i akcji. Jest za mało tych co dają fanty i wielu tych, którzy czekają na dobrych ludzi. Bogu dzięki, że są ci , którzy te akcje organizują.
  • Wnuki mojego pokolenia przekraczają próg dorosłości. Patrzę na to filozoficznie.
  • W poniedziałek mam opowiadać jak budowałam Fundację i teatry. Zapytano mnie zapraszając, po co to w ogóle robiłam, odebrało mi mowę.
  • Mm wrażenie że ilość kobiet samotnych, w różnym wieku, narasta lawinowo.
  • Usłyszałam wczoraj o kimś - to taki bezinteresowny, miły człowiek. Dawno tego nie słyszałam.
  • w tej chwili we Wrocławiu Policja pomaga widzom wejść do Teatru Polskiego. Ludzie z różańcami zablokowali wejście , słysze ak śpiewają Boże coś Polskę..    "

niedziela, 22 listopada 2015

Linieję z ludzi jak ze skóry dni

Każda śmierć robi na mnie coraz większe wrażenie, nawet ta zupełnie anonimowa. Kiedy pomyślę, że miała przed chwilą żywe nazwisko, machała marzeniami jak ręką na autostradzie do spełnienia.... Każde kolejne ciało, imię zostaje we mnie znamionem. Zastanawiam się ile w tym mojej śmierci, albo chociaż strachu przed nią. Bo co oddziela nas żywych od tych ciał.... To, że żywy może jeszcze coś uczynić, choćby uśmiechem, odwzajemnieniem dotyku, jednym słowem.
Wracałem dzisiaj w deszczu z uczelni i długo patrzyłem na ludzi na przystanku zastanawiając się, co jest w nich... Czy te piękne ubrania, duma, uśmiech w rozmowie ze znajomym, pośpiech, ważność, kto ma na to wszystkie długodniowe plany? Chłopak jak z katalogu, dziewczyna tak piękna, że aż jej usta wygięło w grymasie niechcenia, ważny gość prosto z adwokatury, starsza pani cała w kroplach i niedoczytanych zdaniach z gazety, a może przystojniaczek z walizką i dumnie przypiętą naklejką lotniska docelowego... Cholera, a jeśli jednak nikt nie czeka w domu ojca już na nas, na nasze rzeczy, papiery, załatwienia, tytuły, naszą wykrochmaloną pościel wiedzy, na nasze przystanki słów. Może już to gdzieś zagubiliśmy w świecie facebooków, wydawnictw, plakatów. Co o nas tak naprawdę  świadczy? Która obecność? Skoro tyle ich teraz: w telefonie, internecie, eksternistycznie, zaraz przed obiadem i dużo później niż kolacja.
Zbliża się czas prawdziwej obecności, w tym jednym wyjątkowym czasie, kiedy czas liże nas po rękach, kiedy wszystko na chwilę cichnie, zatraca się w ciszy bycia razem, rozciągniętym jak prześcieradło nieba. W tej chwili liczy się tylko to, co potrafimy unieść we własnych dłoniach.


Na niebie
szóstka księżyca.

Plus rachunek
prawdopodobieństwa
za bicie serca.

Do potęgi
miłość.

Twierdzenie prawdziwe
że te dni są policzone
jest fałszywe.





P. S. Uściślając : powyższy tekst został napisany w czwartek, 19. listopada, nie wiem jak to uczyniłem, że go tylko zapisałem, a nie opublikowałem.

sobota, 14 listopada 2015

Back to black

Nie umiem pojąć, nie rozumiem i tak już pewnie zostanie. Na czym ludziom zależy. Na czym zależy człowiekowi? Dokąd zmierzamy, skoro życie nie jest wartością w odróżnieniu do idei. Ja nie mam siły na rozumienie tego świata. Za mały rozumek. Nie umiem. Jestem chyba za stary i za bardzo obrośnięty w tłuszcz obojętności. Po raz kolejny pochylam łeb tutaj, teraz wobec kompletnej bezradności.
    Ale, ale, ale! To wcale nie oznacza, że będę się bać nienawiści, że dam władzę strachowi, odwracaniu głowy, patrzeniu w inną stronę. Nikt, absolutnie nikt nie ma prawa terroryzować kogokolwiek, wymuszać, zastraszać, szantażować, obracać życie w piekło dla wymysłu, idei, przekonania!!!!!!!! NIIIIIIIIGGGGGDDDDDYYYYY!!!!!!!!!!!!




niedziela, 8 listopada 2015

" Kiedy wypowiadam słowo Cisza, niszczę ją..."

Parę poniszczeń na wstępie, tak aby wszystko, co rezolutnie nie istnieje, zmieściło się w prostym niebycie.
Mądrze milczeć to rozumieć więcej, niż tylko umysłowo pojmować.
Jest taka piękna droga ze Szczawnicy do Czerwonego Klasztoru, pod niebo wypełniona pięknem, tam zawsze uczę się ciszy do wewnątrz. Właśnie wyobrażam sobie, że biorę Cię pod rękę i w tym zachodzącym słońcu wtapiamy się w ciszę naszych kroków, Przyjacielu, gdziekolwiek jesteś teraz....








Jest bowiem kilka odmian ciszy : najlepsza jest ta, która zapada z wyboru człowieka, a nie przeciw niemu.

czwartek, 5 listopada 2015

Skład Rządu

Wyszło szydło z worka...
Wyszło niestety, zatem trzeba przyjąć nowe rządy.
Niniejszym ogłaszamy skład  na najbliższe lata.

Prezes : Dyscyplina.

Minister Edukacji : Abstynencja ( zwana w niektórych kręgach Siostrą )
Minister Szkolnictwa Wyższego : Zrozumienie
Minister Spraw Zagranicznych : Tolerancja
Minister Spraw Wewnętrznych : Wiara
Minister Finansów : Nadzieja
Minister Zdrowia : Miłość
Minister Administracji i Cyfryzacji : Serdeczność
Minister Obrony Narodowej : Wrażliwość
Minister Sprawiedliwości : Cisza
Minister Gospodarki : Stanowczość
Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego : Zaufanie
Minister Pracy i Polityki Społecznej : Rozmowa
Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi : Zwierzęcość
Minister Infrastruktury i Rozwoju : Lubieżność
Minister Skarbu Państwa : Tajemnica
Minister Sportu i Turystyki : Ściernisko
Minister Środowiska : Smog


Rzecznik prasowy : Ambona.

 Wszystkiego najlepszego







środa, 4 listopada 2015

Spacerując po skraju emocji

Nie mogę tak łatwo odejść. Mam już za dużo takowych, by teraz udawać, iż obrażony na swoją nieudolność czynie krok ku człowieczeństwu. Może nie miałoby to większego znaczenia, gdyby nie pewien sms dzisiaj. Od Kogoś, kogo nie podejrzewałbym w ogóle o czytanie tego bloga.
Fatalny dzień za mną. Najśmieszniejsze, że nic w nim nie robiłem, nawet nie splamiłem się odkurzeniem. Przeczytałem może z 13 stron o nowotworach nerwów. Byłem na dwóch nieudanych spacerach, śmiertelnie obraziłem się dzisiaj na siłownię, wzgardziłem zaległymi książkami, czasopismami, rachunkami. Rozbawiła mnie tylko moja lekarka pierwszego konfliktu, wspaniała kobieta. Siedziałem grzecznie w poczekalni z paroma osobami,gwałciłem  powiastkę Vedrany Rudan, na podstawie której za dwa dni obejrzę monodram Jandy, kiedy wyszła z gabinetu i bezpardonowo zaprosiła mnie do gabinetu słowami : "Teraz pan doktor wchodzi ". No cholera jasna, jaki ja doktor, gdy jeszcze nawet nie zacząłem pisać, pomimo tematu od trzech lat nietkniętego. W każdym razie miny moherów bezcenne. Druga śmieszna sytuacja : przez moje zwolnienie ( poniekąd ) zwolniła się z pracy moja koleżanka. Czyli cuda się zdarzają. Od paru lat czekałem na taki obrót rzeczy. Trzecia rzecz, co oficjalnie potwierdziłem dzisiaj, dowiedziałem się, że twórcą informacji służby zdrowia w Polsce, był mój ojciec, nie żyjący już, ktoś, kogo widziałem dwa razy w życiu, ostatnio 30 lat temu. Często się zastanawiam jak to jest mieć ojca, czy Tatę, nie wspominając o rodzeństwie. Jestem straszliwie w tej kwestii pokaleczony.
Wreszcie...chciałbym powiedzieć, że niesamowite jest życie w Krakowie. Nic nie porównuje się do listopadowego słońca na Plantach, gdy mija Cię grupa Włochów, w uszach grzmi Preisner,w skrzydłach chłód. Minąłem bezwiednie profesora od interny, uśmiechnął się. Cholera, nie pamiętam wiele z wykładów. Ale cóż. Największym wykładowcą jest taki dzień, kiedy jestem poza sobą i wszystko urasta w niewydolność rozumienia. Niech sobie może pisze nadal, wbrew opiniom i uwagom. Może kiedyś sam siebie zrozumie dzięki temu.

Samotność nie ma ciała.
Nawet kiedy obejmuje rękoma.

Jest zdradliwie pusta.
Jak pudełko po myślach.

Krąży nad nami
jak samolot zwiadowczy.

Cudem ocalała
spod kół umarłych
jest tym czego nie powinna wypowiadać.

P.S. Czyż ten wpis nie potwierdza tego, że to powinien być już koniec... I zawsze, ale to zawsze nie czytam zanim opublikuję, a później mi wstyd za błędy i przejęzyczenia

niedziela, 1 listopada 2015

Płomień świecy

Życie jest jak płomień świecy. Czasem wystarczy zdmuchnąć i już go nie ma. Jeśli kochasz - nie zastanawiaj się nad tym, co będzie jutro. Bo jutra może nie być...

czwartek, 29 października 2015

Tablica rejestracyjna

Mijamy dni jak przejeżdżające obok samochody, nawet jeśli są na długich światłach, widzimy je tylko chwilą. Nawet nie zwracamy uwagi na tablice rejestracyjne . Tylko jedna z nich ma na sobie kod naszego końca. Podczas mijania takowej zostajemy zupełnie sami. Oddajemy ostatni dech w totalnej pustce. Ile trzeba mieć w sobie wiary, by uświadomić sobie, że koniec jest naturą początku i nic, absolutnie nic nie trwa wiecznie, oprócz jednego. Miłości. Tej wielkiej, okraszonej bukietem ślubnym i nawet wyprawą w kosmos nocami, ale też tą małą codzienną, kiedy kupując bułki rano dla kogoś, wypełnia przestrzeń pragnienia sobą. Wreszcie tę najmniejszą, gdy będąc na dnie doszukujemy się rzeczy dobrych, znaczących, jak uśmiech czyjś, jak promienie słońca przedzierające się przez chaos kolorowych liści, kiedy słychać z daleka muzykę miasta, pachnie świeżo zaparzona kawa, pies merda ogonem, tramwaj zaczekał na biegnącego pasażera. Za tym wszystkim stoi mała Radość, zwana życiem. I jakkolwiek bywa nieznośnie, krótko, przygnębiająco, szaro... zawsze jest coś więcej, jak w automatycznym zegarku - nieubłagalnie czas ucieka, ale wymierza spokojny ton życia. Swoim rytmem : smutków, radości, obecności. Jedyne, co można zrobić to miłość. Wykrzesać ją w sobie, nawet dla złych chwil, dla lampionów przeszłości. I pamiętać, że człowiek jest ludzką Istotą, każdy, absolutnie każdy ma pragnienie ciepła,a my możemy je wskrzesić. Nawet podstępem obojętności.



Urodził się spod igły
wyostrzonych czasem oczekiwań
od samego początku
ścisnął mocno krtań
krzykiem historii.

Teraz odpoczywa
w cieniu wyobrażeń
badając skrzętnie tętno zapomnienia
gdy siedzieli razem
pod zamkniętymi powiekami marzeń.

Niedyskretny czas
nieudolnie dopinał słowa
do ich bezkształtnych biografii
z nowo nienarodzonych chwil.

Tylko mocno podchmielony
kamerdyner ich losów
ledwo nadąża zapalać
uliczne lampy naftą nadziei.






poniedziałek, 26 października 2015

Tycie w rozum

Odwoływałem się już wielokrotnie do tego wątku. Przekonywałem bardziej siebie niż innych, swoje podwórko bardziej niż świat. Tymczasem przyznanie się do swojej własnej nieprzymuszonej głupoty jest ukłonem w stronę właśnie centrum świata, w samo sedno ludzi. Nie obroni tego żadna teoria budowy siły mięśnia serdecznego. Rozum rozrasta się inaczej, niż porywem i odpowiedzią na poryw. Rozum to nie czysta kalkulacja, to nie baza algorytmów i rozwiązań, to także nie jest twardy dysk. To metabolizm tłuszczów wiedzy, węglowodanów akceptacji, białek twórczości, witamin rozumienia i wreszcie detoksykacja trucizn. Kiedy rozum pracuje w sprawnym mechanizmie eutyreozy, serce rozpoznaje kolory świata, umie nadać im znaczenie, zasymilować w procesie fotosyntezy współżycia.
Kiedy mądrością nazywamy korzystanie z wiedzy, śmiertelnie obraża się w nas cholesterol myśli, przestaje płynąć się w naczyniach słów i zatyka najsłabsze ogniwa znaczeń.
Tycie w rozum to odkładanie ciepła, miłości, dobrych znaczeń, to odkładanie obecności, gromadzenie ludzkich dóbr w nieludzkich warunkach rzeczy. Tycie w rozum to otulanie szalikiem miłości, chuchanie na zbyt gorącą podaż emocji, to monitoring błądzeń, niechceń, leniwych ucieczek w szuwary nieistnienia.
Przyznaję się z ręką na rozumku do niefortunnych, nieodpowiednich ćwiczeń w siłowni umysłowej, mięśniowej, sercowej. Wykazuję obecnie wszelaką niewydolność metabolizmu wartości. Ale tak po ludzku i z całego przekonania brakuje mi dotyku po duszy.

Państwo przestało już być
lekturą obowiązkową - mówią.
Możesz ale nie musisz
wkuwać bankructwa wieków.

Nie obchodzi nas
pokrętna natura.
Beztalencie władzy.
Betonowe słowniki stolic.

Co miał na myśli autor
żałobnego wiersza...
..jesteśmy umówieni na spotkanie...

Zaczytujemy się w tym
w czym chcemy
i rozjeżdżamy się na wszystkie strony :
wschód wyjeżdża na zachód
południe na północ.

Nasze samotne
biograficzne ciała
przytulają się do siebie
skórą odniesień

niedziela, 18 października 2015

Czasem niebo spada niżej nas

Mam wyrzuty sumienia. Wczoraj zbojkotowałem ślub i wesele kumpeli. To jeden z wielu moich bojkotów, nadal uciekam nie wiem przed czym i nie wiem dokładnie dokąd. Ale jak najdalej od siebie i od ludzi. Taki ze mnie człowiek jesień, jeszcze ciepły, ale już wieje chłodem zimy i pustką. Czasem jestem jak porzucony pies, który szczeka na życie.

 Odwiedziny umarłych
wypadają zawsze
w niefortunnych godzinach.

Właśnie wychodzimy do kina.
Na dyskotekę. Do supermarketu.

A oni przynoszą fragmenty
murów. Kawałki blachy.
Zwinięte w bólu druty nerwów.
Mówią zakłopotani:
Śmierć to przecież samo życie...

I co z tym zrobić...

Rozbieramy się.
Robimy kawę.
Wyciągamy butelkę bourbona
i patrzymy sobie
prosto w przepaść





sobota, 10 października 2015

Czas zamyślenia nad czasem

" Jesiennego krwotoku nic już nie powstrzyma.
Czerwień kapie z parku na ulicę...
jesień sobie żyły rozcięła
i blednie z zimna,
jak śmiertelnie senna
Eunice.... "

         M. Pawlikowska - Jasnorzewska




sobota, 3 października 2015

Słodki zapach śmierci

Po miesiącu pracy w Oddziale Medycyny Paliatywnej wydaje mi się, że szalenie łatwo rozpoznaję ów zapach... Mało tego, rozpoznaję go nie tylko tam, lecz także w górach, na ulicy, w reserved. Drażni mnie jeszcze świadomością nieuchronnego, ale wabi zupełnie niedelikatnie współżyciem. Czasem zwie koniec dnia martwą naturą, niekiedy ubarwia jesiennym liściem zachód słońca w niskiej temperaturze, usypia ciemnością, wynagradza narodzinami światła w zupełnie metafizycznym wydaniu...
Nie wiem jak się obrazić najbardziej dobitnie, jak zwolnić z tych zajęć, uwrażliwić się na każdą umierającą chwilę. Jaką maskę przyjąć, by ominęło mnie ostateczne rozliczenie, którego nie akceptuję nadal.
Wróciłem. Z gór, z wyżyn niezwykle przyziemnych wrażeń,z szałasu istnienia. Teraz szalik, rękawiczki, kolorowy swetr i mnóstwo bliskości są w stanie uratować we mnie człowieka. Zapraszam

  ŻYCIE


Miękka flanela
dzieciństwa
kiedy Absolutny Czas Newtona
nie zawracał nam głowy.

Uczyliśmy się liczyć.
Dodawaliśmy
niepiśmienne jeszcze
palce.

Odejmowanie
należało już do umarłych.

Pamiętasz pewność siebie?
Prymuska z naszej klasy.
Skończyła marnie
w słowniku synonimów.

Przyzwyczailiśmy się do tego
co inni nazywają życiem.
Codziennie ta sama kanapka
przełożona skrzydłami liści.
Twardy narkotyk.

Niby wszystko było na próbę
ale wchodziło nam w krew.
Na strychu suszyła się
instrukcja obsługi.

Półgłosem wymieniano
nasze imiona.


Ktoś rozumiał
nas pewnie
zupełnie na drobne.

poniedziałek, 14 września 2015

piątek, 11 września 2015

Planowanie planów....

Nie mogę wytrzymać. Przerasta mnie wiele. Odbiera mi siły fizyczne i równowagę psychiczną, nie czuję duszą ostatnio nic. Zasłabłem ludzko, ogólnoczłowiekowo. Mam bałagan w mieszkaniu, pomieszanie w neuronach, krytyczny poziom agresji podskórnej, serce mnie boli...Irytują mnie ludzie, tramwaje, hałas, mam dość załatwień, obowiązków, wstawania rano, nieprzespanych nocy, tłumaczeń, telefonów, pacjentów i wszystkich chorób świata...
Znikam sobie, na chwilę, na dłużej, na większość. Pokontemplować opadające jabłka, szum wiatru, stukot deszczu, odnaleźć siebie poza sobą, posłuchać ciszy. Życzę wszystkim szczęścia, powodzenia i kwitnącej miłości. Każdy z nas jet na tyle wielki, na ile nie umniejsza siebie. Życie to naprawdę piękna sprawa.



Może to był sen.
Silnik cierpienia wył
zawsze o tej samej porze.
Między naszą miłością.

Ktoś wychodził.
Ktoś wchodził.
Zaszyfrowane kolacje.
Sekrety pod stołem.

Zagadka
nie kończyła się
na pełni Słońca.

Zaskakiwały nas
łamigłówki miast
i enigma morza
wypluwająca butelkę
z wołaniem o pomoc.

Zawsze o tej samej porze
wracała szarada.
Z rozgadaną kombinacją liter.

Wpadaliśmy sobie
w zdania
na te same tematy.

Świat
w którym żyliśmy
nazywał się Rebus
i gwizdał na nasze pytania
huraganem dziejów....

wtorek, 8 września 2015

Jaki to ma wszystko sens....

Czasem idę sobie wzdłuż ulicy powolnym krokiem i w zamyśleniu gubię czas. Wysypuje mi się z kieszeni, plecaka, mózgu. Jak odpustowe cukierki pełne cukru i tłuszczu, ale za to chwilowego smaku mające mniej więcej tyle, co przyjemności zaklętej w zakazanych słodkościach...
 Szedłem dzisiaj z zagubionym sensem próbując dogonić chociaż światło zachodzącego słońca, coś zrozumieć, nadać znaczenie temu istnieniu, które codziennie budzi mnie niedospaniem, marzeniami o innym świecie. O innym mnie. O takiej radości, która Cię liże po nogach po powrocie do domu, nakłada niebanalną naturalną ochronę przed światem, podgrzewa barszcz i szepcze same wielkie prawdy życia, że gdyby nie Ty to nic nie miałoby sensu...staje się bogiem chwil, instytucją przyczyny i celu, instytutem znaczenia.
Po co człowiekowi cierpienie? Na co ten wszelaki ból, niepełnosprawność, niedoskonałość w istnieniu, ten zapach rozkładu, utkwiony wzrok przeznaczenia w białej ścianie ograniczeń... po co? Ksiądz Tischner, mój ulubiony, w łożu boleści wyrzekł : " nie uszlachetnia ". Więc po co? Ku światu, ku drugiemu...? " sein zum Tode" ?
Nigdy w życiu nie pogodzę się ze śmiercią moich pacjentów, choćby była logiczną konsekwencją natury. Nigdy nie przyjmę niczego bardziej naturalnie od mojej śmierci. Podpiszę się pod nią obydwiema rękami.



Ptak
któremu odwołano lot
do nieba
drzemie
na płycie mojej dłoni
Bóg zapowiada wreszcie
odlot
właściwych marzeń
uroczyście otwarto
hangar człowieczeństwa....
czekamy
na właściwą pogodę
rozumienia


P. S. Terapeutyczna uśmiechnięta gęba Prof. Tischnera zagląda mi przez ramię do sumienia pisanego tuszem dni, chyba się naprawiam gestem woli.

poniedziałek, 7 września 2015

Świecie nasz...

Czasem jesteś piękny. Kosmiczny ciuch.
Nieziemska garderoba krajobrazów.
Twoim ciałem zajmują się erudyci.
Badacze żywiołów.

Ktoś ciągle przewiduje twój koniec.
Nie masz bliskiej rodziny. Komu
to wszystko zapiszesz? Wścibskie planety żywiołów
miałyby pewnie ochotę....

Jesteś wieczny? Zapach
martwego sezonu zaprzecza.
Nieprawda ma czasem rację.

Poradzę sobie bez ciebie.
W końcu niczego mi nie przyrzekasz.

Nawet nie wiem
czy to historia nas stworzyła
czy my stworzyliśmy historię.
Czy jesteśmy tylko echem
czyjegoś innego serca.



sobota, 22 sierpnia 2015

Rak duszy.

Istnieje niepamięć duszy. Toczą ją różne bolączki. Zazwyczaj potrafi nieźle boleć. Czasem następuje jej niewydolność, wówczas przerasta samą siebie, nabrzmiewa mięśniami sumienia, rozrasta się poza ciało.... ci wszyscy, którzy wyglądają jak bez niej wloką ją po prostu za sobą po świecie zmęczoną ciągłą kompensacją. Ludzie cierpią, chorobą z powodu " przewrotnej choroby, która polega na tym, że że nie wierzy się, iż jest się chorym. "
Czytam obecnie dwie fascynujące książki, które przestawiają mnie na inny tor pędu. Na tor slow - life i życia mini. U mnie życie mini powinno rozpocząć się od tego, iż rozumnie zacznę gospodarować żywnością. Zauważyłem, iż bardzo dużo wyrzucam. Niemal jak koncern Biedronki. Życie mini to radość skromnego śniadania. Radość z owocu na podwieczorek. To wielka atencja cukierka raz na jakiś czas. To także zatrzymywanie chwil, ich świętowanie. To merdające ogonem szczęście podczas każdej pogody, esencja myśli, esencja słów.
Czytam aktualnie : "Cesaria Evora" Elżbiety Sieradzińskiej, najlepszą recenzją będą słowa Stanisławy Celińskiej :
" W świecie oszalałego pędu za wszystkim - pieniędzmi, sławą, majątkiem, posiadłościami, byciem najlepszym we wszystkim, gdzie ciągle trzeba być młodym, na wysokich obcasach - pojawia się zwykła bosa kobieta o normalnym pozornie głosie, śpiewająca w imieniu nas wszystkich, dzisiaj głęboko ukrytych pod maską sukcesu.
  Tak, bo teraz to trzeba mocno, łokciami do przodu! Jestem silny, jestem wielki, daję sobie radę, a przede wszystkim jestem lepszy od innych. Prawdą jest natomiast, że tak głęboko w sercu jesteśmy wszyscy tacy sami, samotni, zalęknieni, bo nie znamy dnia ani godziny. Ulga jest dla nas ktoś, kto nie krzyczy ze sceny, nie pokazuje, że jest od nas mądrzejszy, zdolniejszy, ma większe szanse na sukces. Ktoś, kto wyciąga do nas zwykłą ludzką rękę i mówi : podziel się ze mną chlebem, jestem taka jak ty; jest tylko jedna różnica, że stoję na scenie, a ty siedzisz tam naprzeciw mnie.
    Tak, to był szok, ta mała kobieta z Wysp Zielonego Przylądka nauczyła nas prostej, bezpretensjonalnej i bezinteresownej miłości. Przekazała ciepło zwykłego człowieka, który się nie wywyższa, a dzięki temu jest kochany. Bierzmy z niej przykład. "

  Druga towarzyszką mojego przewracania się w łóżku jest powieść Erica Emannuela Schmitta : " Ewangelia według Piłata ". Piłat to każdy z nas, człowiek.

    Jednym z moich ulubionych filozofów jest Archemenes, nauczyciel Pitagorasa.
Według Archemenesa świat stworzony jest w wyniku współdziałania dwóch przyczyn. Archemenes rozumie je jako potężne praistoty, które są wieczne i powszechne. To współdziałanie najlepiej byłoby nazwać wiecznym pochłanianiem. Jedna zjada drugą, bez końca. Na tym polega istnienie świata. Pierwsza z nich - to Chtonos. Jest to coś, co bezustannie rodzi, pączkuje, rozrasta się. Cel i środek jej istnienia - to tworzenie z samej siebie. Tworzenie to polega nie tylko na zwielokrotnianiu siebie samej, ale na emanacji bytów, które nie są do niej podobne, a nawet bywają z nią sprzeczne. Dlatego w Chtonosie trwa cały czas wzrastanie, ślepe i bezrefleksyjne, ciemne - mięso armatnie istnienia. Druga istota - Chaos - pochłania Chtonosa, niejako konsumuje, zjada go. Cały czas, perfekcyjnie. Chaos jest niematerialny, jest zasadą, rozpuszcza przestrzenie Chtonosa, jakby je trawił. Bez Chtonosa nie mógłby istnieć i vice versa. Zamienia Chtonosa w nicość, można powiedzieć, że go anihiluje.
 Związek obu istot jest niezwykle intensywny, z niego powstaje Chronos - zasada, którą można by najlepiej porównać do oka cyklonu. W samym środku pochłaniania, anihilacji czy zniszczenia tworzy się byt pozornego spokoju, byt oazowaty, prawie fatamorgiczny, którego cechą jest stałość, regularność, porządek, nawet pewna harmonia, która daje początek istnieniu świata. Chronos wyhamowuje pochłanianie, nadaje mu pewną formę. Z jednej strony cedzi powstawanie, grupuje je w małe wysepki porządkowane przez czas, który jest jego istotą, podstawową zasadą, z drugiej osłabia uderzenie niszczenia. W tym miejscu stwarza się świat i jego podstawowe energie.
 W Chronosie rodzą się wszelcy bogowie. Ich podstawową cechą jest miłość ( philia ). Są świetliście wypełnieni miłością i nią właśnie próbują przezwyciężyć nienawiść ( neikos ) żywiołów, ażeby w końcu osiągnąć jedną, niezniszczalną, eteryczną naturę duchową świata. Właśnie w tym miejscu stwarzają ludzi, rośliny, zwierzęta i obdarzają je nasionem miłości.

  Dzisiaj blisko mi jest Wrocław, za powiekami snów, a także Szczecin. Serdecznie pozdrawiam oba miejsca.



 Jeszcze szczególniej Włochy i Lignano....

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

P. S. 2


P. S. 1

Przypomniał mi się wiersz Wisławy Szymborskiej pod znamiennym tytułem i tematem.... Nienawiść

" Spójrzcie, jaka wciąż sprawna,
jak dobrze się trzyma
w naszym stuleciu nienawiść.
Jak lekko bierze przeszkody,
Jakie to łatwe dla niej - skoczyć, dopaść.
Nie jest jak inne uczucia.
Starsza i młodsza od nich równocześnie.
Sama rodzi przyczyny,
które ją budzą do życia.
Jeśli zasypia, to nigdy snem wiecznym.
Bezsenność nie odbiera jej sił, ale dodaje.
Religia nie religia
byle przyklęknąć na starcie.
Ojczyzna nie ojczyzna -
byle się zerwać do biegu.
Niezła i sprawiedliwość na początek.
Potem już pędzi sama.
Nienawiść. Nienawiść.
Twarz jej wykrzywia grymas
ekstazy miłosnej.
Ach, te inne uczucia -
cherlawe i ślamazarne.
Od kiedy to braterstwo
może liczyć na tłumy?
Współczucie czy kiedykolwiek
pierwsze dobiło do mety?
Zwątpienie ilu chętnych porywa za sobą?
Porywa tylko ona, która swoje wie.
Zdolna, pojętna, bardzo pracowita.
Czy trzeba mówić ile ułożyła pieśni.
Ile stronic historii ponumerowała.
Ile dywanów z ludzi porozpościerała
na ilu placach, stadionach.
Nie okłamujmy się :
potrafi tworzyć piękno.
Wspaniałe są jej łuny czarną nocą.
Świetne kłęby wybuchów o różanym świcie.
Trudno odmówić patosu ruinom
i rubasznego humoru
krzepko sterczącej nad nimi kolumnie.
Jest mistrzynią kontrastu
między łoskotem a ciszą,
między czerwoną krwią a białym śniegiem.
A nade wszystko nigdy jej nie nudzi
motyw schludnego oprawcy
nad splugawioną ofiarą.
Do nowych zadań w każdej chwili gotowa.
Jeżeli musi poczekać, poczeka.
Mówią, że ślepa. Ślepa?
Ma bystre oczy snajpera
i śmiało patrzy na przyszłość -
ona jedna. "

Między kroplami deszczu, a może łez...

Uwielbiam chodzić w deszczu. Dzisiejszy spacer był jak zmartwychwstanie. Wolnym krokiem w szybkim deszczu, pomiędzy pustką ludzi pospiesznych i pustką mokrych ulic, nawet zdaje się..historia uciekła z tego miasta, chociaż turyści posłusznie mokną zachwyceni.... skąd ja to znam...
Szedłem mokry i uradowany, rozkoszując się pospiesznie przepływającym wolnym czasem, machając radośnie reklamówką ze skarbami, myśląc ile miłości, ile nienawiści, ile emocji mijam z każdym krokiem. Jesteśmy nowym społeczeństwem, innym od tego 20 lat temu, mamy dużo więcej, więcej możemy, posiedliśmy szerszą świadomość, ale co z sercem.... Co z moim sercem... czy tylko pompuje krew, wściekłą juchę zaciekłości, czy może tworzy niesamowity strumień ciepła, które ogrzewa nie dość że ciało to jeszcze oddaje je w przestrzeń... co z tym ciepłem zrobić.... zatrzymać? oddać? ogrzać...jak? stworzyć upał?
Właściwie które z uczuć, emocji w nas grają najbardziej? Najgłośniej...
Ileż pytań we mnie, a coraz mniej odpowiedzi. Niestety

sobota, 15 sierpnia 2015

Gdyby nie ludzie...

Gdyby nie ludzie, gdyby nie istnieli tak natrętnie, że swoim łupieżem, paranoją,
wystrzępionymi spodniami, antysemityzmem,
kłopotami w pracy,trwałą ondulacją, skłonnością do uproszczeń i zadyszki,
gdyby wcale nie trzeba było ich poznawać,
przecierających zamglone okulary, wycierających zamaszyście buty
"straszne dziś błoto:, ocierających bezsilną łzę,
gdyby nie otwiera;i przed każdym tak od razu
swoich otłuszczonych serc i wyszmelcowanych teczek
z przetartymi na zgięciach papierami
" chwileczkę, gdzie ja podziałam te zaświadczenie"/
gdyby w ogóle ich nie było, tych zanadto takich samych
i nadmiernie odmiennych światów z podwyższonym ciśnieniem,
z wygórowanymi żądaniami  " panie musisz nam pan pomóc,
zbyt głośno mówiących, zbyt naocznie żywych,
zbyt dotkliwie ludzkich,


o ile łatwiej by się mówiło " nic co ludzkie nie jest......."

wtorek, 4 sierpnia 2015

Rzeźbienie....

Ukształtować charakter, wyrzeźbić go z niematerii podobnej do cyny, niby metal, a plastyczny. Pokolorować jak impresjoniści. Zagnieść w słowach na miarę noblowskiej ciszy. Wyćwiczyć, przejść z nim na dietę, owinąć wiarą przenoszącą góry. Przytulić do siebie, do serca, niczym zagubionego szczeniaka, epatować nim na miarę broni, ale obnosić jak relikwie dnia, pogłaskać na peronie przyszłości, szturchnąć w przymierzalni nadziei, patrzeć jak szybuje sam pełen miłości, wolności, rzadkich skarbów mnie samego. Nawet jeśli daleko za ludźmi, daleko od domu. Wyćwiczyć charakter to znaczy nie zagubić siebie, bo " kości stanowią rusztowanie, a chodzi się na mięśniach" , na mięśniach Osoby.
Pomyślałem tak dzisiaj, kiedy zmęczone ciałko mówiło zupełnie coś innego, niż moja niewyprasowana dusza. Ileż można się potykać, usprawiedliwiać, głaskać po rozdartym pysku depresji. Charakter to taki Ktoś wewnątrz, że nigdzie nie odchodzi, nawet jeśli inni już dawno zwiali. Charakter to taka dłoń, którą wyciągnie się zawsze wtedy, gdy cały świat mówi ZOSTAW! Czasem nie warto znaczy walcz. Charakter świetnie to wie. Szepcze zupełnie inne wiersze, niż wszyscy wyznawcy poezji. Wcale nie oznacza to, że niczego się nie boi. Tylko, że na wszelkie strachy upija się obecnością ciała, a na wrzaski egzystencji odpowiada gestami ciszy.
 Może ta cisza rzeźbi niektórych bardziej, niż wiekopomne słowa wielkich myśli. Może żadna inteligencja nie jest ambiwalentną stroną mądrości. Mądrze znaczy w prawdzie, mądrze wreszcie znaczy dobrze. A dobrze można tylko w zgodzie ze sobą. A to znaczy kształtować charakter.


Błogosławiona samotności
odchodzisz innym od zmysłów
a mnie głaskasz po dłoniach roztropności...

Odbierasz im krzyk
w wypowiedziach JA wysłowionego
mnie co najwyżej
ściszasz dźwięk w słuchawce obecności...

Odkładasz marzenia innych z powrotem na półkę
ja cię żuję
jak bezterminową nikotynę marzeń
do ostatniego smaku pamięci...


poniedziałek, 3 sierpnia 2015

To nie sztuka wybudować nowy dom...

Przechodziłem dzisiaj przez rynek główny, ot tak z czystej przyjemności mieszkania w tym mieście. Co raz piękniejszym, co raz bardziej nostalgicznym. Ludzie jak kamienie, ludzie jak cegły. Czasem pustaki. Jak ruiny przeszłości. Powstanie krakowskie a. d. 2015. Kurczę, kiedy minęła młodość? Ja, człowiek wieku średniego, wciąż uwiedziony naiwnością przyszłości, pędzi przez rzeczywistość miejską z niedokończonym życiorysem, wśród turystów przeżyć. Absolwent U. J i U. J. P 2, student nadal, oszukujący czas, noszę w sobie nowy dom, nowy czas, nowe góry nadziei. Zegar na kościele mariackim odmierza czas do ŚDM, a we mnie odmierza godziny do zakupu duszy.... najbardziej udanego zakupu w Kosmosie przeżyć. To nie sztuka wybudować nowy dom, sztuka by miał duszę....

" Umrzeć - tego nie robi się kotu.
  Bo co ma począć kot
  w pustym mieszkaniu.
  Wdrapywać się na ściany.
  Ocierać się między meblami.
  Nic niby tu nie zmienione,
  a jednak pozamieniane.
  Niby nie przesunięte,
  a jednak porozsuwane.
  I wieczorami lampa już nie świeci.

  Słychać kroki na schodach,
  ale to nie te.
  Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
  także nie ta, co kładła.

  Coś się tu nie zaczyna
  w swojej zwykłej porze.
  Coś się tu nie odbywa
  jak powinno.
  Ktoś tutaj był i był,
  a potem nagle zniknął
  i uporczywie go nie ma.

  Do wszystkich szaf się zajrzało.
  Przez półki przebiegło.
  Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
  Nawet złamało zakaz
  i rozrzuciło papiery.
  Co więcej jest do zrobienia.
  Spać i czekać.

  Niech on tylko wróci,
  niech no się pokaże.
  Już on się dowie,
  że tak z kotem nie można.
  Będzie się szło w jego stronę
  jakby się wcale nie chciało,
  pomalutku,
  na bardzo obrażonych łapach.
  I żadnych skoków pisków na początek.  "
                                                                        W. S.









P.S.
         Trzy lata temu byłem na gay pride w Hamburgu, zaproszony przez znajomych stamtąd. Dokładnie 3 sierpnia, po całej paradzie jechaliśmy przez centrum miasta w 5 sztuk chłopa z Polski w niemieckim samochodzie śpiewając na cały głos piosenki Alicji Majewskiej wtórując do płyty puszczonej na max, nawet nie wiecie jak oni wszyscy się bawili bijąc nam brawo.... da się? da się. Być jak ocean, na którym odkryjemy....


środa, 29 lipca 2015

Gąska

Ten post zupełnie nie o mnie, ani o świecie. To cierpienie, psie cierpienie. Bezkresowe. Niewyobrażalne dla ludzi. Pies ledwo uratowany spod śmierci głodowej. Z cukrzycą, niedowidzeniem, mega reaktorem miłości i smutkiem w oczach niewyobrażalnym.... kroi serce.... Gąska



czwartek, 23 lipca 2015

Myślenie według miłości...

Wracam tymi pięknymi wieczorami, przeciągłymi jak niebiański flirt, do ostatnich słów ks. Tischnera. Rozszerzam codziennością swój rozumek, tak marnie, że nie tylko ich nie pamiętam, ale zapominam rozumienie. Tłukę wątłymi znaczeniami w neurony olśnienia i nic. Coraz bardziej boje się otępienia, co przekreśliłoby już i tak wątłe szanse na rozwój, a jednak zawsze można się pokusić o nadzieję i w tym względzie, skoro resztę sznurków powszednich nadziei i tak ledwo przytrzymuje anioł stóż głupich.
Nie będę zanudzać tanatologią filozoficzną, przejdę po raz wtóry tę wydeptaną drogę, może w nowych butach po prostu, stanę wreszcie przy krawędzi ziemi spojrzę w człowieka jak w zwierciadło i popatrzę strachowi w ślepia.


Święta racja, iż jesteśmy zbyt powściągliwi w słowach na co dzień...



   " jest cała ziemia samotności
     i tylko jedna grudka twojego uśmiechu

     jest całe morze samotności
     twoja tkliwość ponad nim jak zagubiony ptak

     jest całe niebo samotności
     i tylko jeden w nim anioł
     o skrzydłach nieważkich jak te słowa  "
                                                                   Halina Poświatowska


P. S. Na taki wieczór, jak ten, tym, którzy nie widzieli polecam z całej mocy film Ozpeteka "Mine Vaganti."
Cały dzień chodzi mi po głowie ta piosenka, właśnie z filmu :


                                         

środa, 22 lipca 2015

Zaświadczenie II

Zastanawialiście się kiedyś, czy komputer można wkurzyć? Pozwoliłem sobie dzisiaj zagrać w bilard, jak czasami czynię bardziej karmiąc swoje idiotyczne przesądy, niż przyjemność samej gry. Poszło mi fenomenalnie, pod koniec gry gracz komputerowy wyraźnie się ożywił i szalenie mocno uderzał w bile... może to moja wyobraźnia ( schorowana nieco niewątpliwie ), ale odnoszę jednak wrażenie, że rzeczy potrafią się na nas denerwować.... Na swój wysublimowany sposób...
Może to kwestia funkcjonalności, idei rzeczy ( res cogitans ), wzajemnego zabierania sobie wolności, jakiś margines przynależności rzeczy do nas i nas do nich. Chodziła mi po głowie niegdyś pewna myśl i następna ( wiem, dla niektórych dziwne ) w postrzeganiu różnic między aspektami materii.... Nazwałem sobie to moje myślenie niedojrzałe filozofią krawędzi. Bowiem wydaje mi się, że o krawędzie właśnie wszystko się rozbija... gdzie zaczyna się tramwaj a kończy powietrze zajezdni, czy krawędź tramwaju rozpycha krawędź powietrza....czy nie walczą ze sobą? tak, wiem, cząsteczki, oddziaływanie, siły i sublimacje... a dla zmysłów, dla tej subtelnej właściwości jakim jest myślenie...czy krawędź nazwy tramwaju odnosi się do krawędzi nazwy powietrza, czy nadając im nazwę, właściwie imię, wpychając w to zdefiniowane znaczenie dla nauk ścisłych i ścisłego postrzegania rzeczy na tle siebie, określamy je względem siebie w rzeczywistości czy tylko naszym uporządkowanym świecie pojęć....
Krawędzie rzeczy udowadniają nam ich istnienie, życie na krawędzi udowadnia nam istotę życia, balansowanie na krawędzi siebie zwraca nam uwagę jak bardzo potrzebujemy i jesteśmy w innych...



Na jednym z nagrobków w podkrakowskim cmentarzu widnieje wygrawerowana myśl :
                                        " Nie czekajcie, nie wrócę.
                                           Nie spieszcie się, ja poczekam. "


Piękne. Samo sedno.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Zaświadczenie

Kiedy myślę, co tutaj napisać i jakich użyć słów do swych pomyłek, potknięć, usprawiedliwień, przychodzi mi na myśl niezwykle czyste niebo, w które patrzę czasami z nadzieją, że jednak ktoś tam siedzi i przygląda się życzliwie zalewając siwą brodę ambrozja i przełączając kanały czasu...
Chciałem powiedzieć, iż mając na uwadze to wszystko, co poczyniłem niesłusznie, nadal wierzę w lepsze życie. Teraz potykając się o bałagan swojej psychiki i win, lepiej wiem jak smakuje życie nieco mi nieosiągalne. Takie, gdzie pełno zieleni i błękitu rozmów, czerwieni namiętności, bieli rozmyślań, granatu emocji...
Wiem, że ostatnio uciekam, wiem, że zagłębiam się w swoich niewyprostowanych dróżkach nierozumienia. Jednak każdy krok zbliża mnie do ostatecznej wiedzy, ostatecznego pojęcia tej prostoty, jak we mnie jest innymi ludźmi. Mogę tylko kolejny raz przeprosić, schylić łeb i czekać... aż przełączy program czasu.
Codziennie moja Mama, bądź  ja w zastępstwie, pod osłoną nocy idzie dokarmić okoliczne koty, w tajemnicy, po cichutku...wypasione koty okolicy. Zrozumiałem jak doskonale w swoim zamknięciu dokarmiam strachy okolicznych zakrętów mózgu i koniuszka serca...doskonale pod osłoną ciszy rozmów.







 Twarze.
Miliardy twarzy na powierzchni świata.
Podobno każda inna
od tych, co były i będą.
Ale Natura - bo kto ją tam wie -
może zmęczona bezustanną pracą
powtarza swoje dawniejsze pomysły
i nakłada nam twarze
kiedyś już noszone.

Może cię mija Archimedes w dżinsach,
caryca Katarzyna w ciuchu z wyprzedaży,
któryś faraon z teczką, w okularach.

Wdowa po bosym szewcu
z malutkiej jeszcze Warszawy,
mistrz z groty Altamiry
z wnuczkami do zoo,
kudłaty Wandal w drodze do muzeum
pozachwycać się trochę.

Jacyś polegli dwieście wieków temu,
pięć wieków temu
i pół wieku temu.

Ktoś przewożony tędy złoconą karetą,
ktoś wagonem zagłady,

Montezuma, Konfucjusz, Nabuchodonozor,
ich piastunki, ich praczki i Semiramida,
rozmawiająca tylko po angielsku.

Miliardy twarzy na powierzchni świata,
Twarz twoja, moja, czyja -
nigdy się nie dowiesz.
Może Natura oszukiwać musi,
i żeby zdążyć, i żeby nastarczyć
zaczyna łowić to, co zatopione
w zwierciadle niepamięci.

                                             W. S.

piątek, 17 lipca 2015

O aniołach...

"  Odjęto wam szaty białe,
skrzydła i nawet istnienie,
ja jednak wierzę wam, wysłańcy
Tam gdzie na lewą stronę odwrócony świat,
ciężką tkaniną haftowana w gwiazdy i zwierzęta,
Spacerujecie oglądając prawdomówne ściegi.
Krótki wasz postój tutaj,
Chyba o czasie jutrzennym, jeżeli niebo jest czyste,
w melodii powtarzanej przez ptaki,
albo w zapachu jabłek pod wieczór
kiedy światło zaczaruje sady.
Mówią, że was ktoś wymyślił ale nie przekonuje mnie to
bo ludzie wymyślili także samych siebie
Głos - ten jest chyba dowodem
Bo przynależy niewątpliwie do istot jasnych, lekkich, skrzydlatych
( dlaczegóż by nie ), przepasanych błyskawicą.
Słyszałem ten głos nieraz we śnie
I co dziwniejsze, rozumiałem mniej więcej
Nakaz albo wezwanie w nadziemskim języku :
zaraz dzień
jeszcze jeden
zrób co możesz.... "


     Czesław Miłosz

środa, 8 lipca 2015

Bezsenność w Krakowie

Nie spać w Krakowie, nie spać jak Kraków. Nie móc zasnąć, patrzeć na wymiociny ulic, charczące arterie, ledwo połyskujące zaułki trzeźwości, rytmicznie unoszące się płaty robotniczych płuc, wszystko żyje pomimo...niechęci do wczesnego poranka, kończącej się nocy, rozwiązujących się powikłań dni tygodnia, wszystko według planu rozwiewa się różańcem pragnień. Pracuje ktoś, by ktoś nie musiał pracować.... Kraków pełen Krakowa. O piątej rano wracają turyści do hotelu, pełni wysokoprocentowych przeżyć, idą do pracy zwykli ci, co nie wiedzą, jak jest oglądać świt nad Wawelem. Wszystko według krzyżówki logarytmu przyzwoitości.... Kto teraz tak naprawdę słucha ciszy Krakowa.... o 3, 4 nad ranem zbiera bursztyny chwil na łańcuch wartości... kto schyla się po te chwile dla samych chwil, by ujrzeć przebiegającego zająca miłości, sarnę immanencji, gołębia obecności... kiedy wszystko nadal to samo ale nie takie samo, starsze o dobę rozumienia....

piątek, 3 lipca 2015

Referendum

Takie właśnie urządziło sobie we mnie moje ego dzisiaj. Zapytowywało uprzejmie ciało, ducha, psyche o naczelne wartości dnia. Czy ciało ze swym zmęczeniem ma prawo zawładnąć resztą, czy upadłe psyche może wpływać bezpardonowo na resztę podmiotów i w końcu czy starcza dusza może jeszcze zawładnąć młodszą spółką.... zasiadło zatem komisyjnie na Plantach, po 12 godzinach pracy i wytężonej uwagi, rozsiadło się prowokacyjnie w zielenistości i piękności miejsca, zaopatrzyło się w wyostrzony wzrok i zbierało punkty na liście spostrzegawczości. Zmieniliśmy się kosmicznie, pełno teraz uśmiechniętych ludzi, "wyluzowanych", pełnych ikry, pięknych, roześmianych, globalnych, nawet ciężko ocenić kto stąd a kto stamtąd ( i wcale nie chodzi o zaświaty a sąsiadów wszelkiej maści ). Co prawda nadal pani sprzedawczyni w dużym sklepie spożywczym w obrębie starego miasta i tzw ścisłego centrum nie umie ni w ząb odpowiedzieć po angielsku hiszpańskojęzycznym turystom, ale Bóg mi świadkiem - dzisiaj na własne jarzeniówki słyszałem, jak Pani technik w pracowni rtg obsługując angielskiego turystę doskonale wytłumaczyła Mu jak ma się położyć do fotki ( zważywszy, że Pani dobrze po 50 tce i jakoś tak chyba nie za wielu pacjentów ma w tym slangu, to naprawdę wielki szacun.). Swoją drogą niesamowite wrażenie, jak cały wielki autokar zaparkował przed wejściem do szpitala i wysypała się cała grupa Anglików zmierzająca za poszkodowanym. Istny nalot aliantów....
  Wracając.... Moje ciało oceniało wygląd ( nazbierało całkiem niezłe punkty obserwacji ), było bardzo często na TAK, moja psyche pogubiła się w ilości języków i manier, zaś dusza ciągle nadąsana torpedowała wszelkie wolne pytania. Referendum rozstrzygnięte....

  " Duszę się miewa.
    Nikt nie ma jej bez przerwy
    i na zawsze.

   Dzień za dniem,
   rok za rokiem
   może bez niej minąć.

  Czasem tylko w zachwytach
  i lękach dzieciństwa
  zagnieżdża się na dłużej.
  Czasem tylko w zdziwieniu,
  że jesteśmy starzy.

  Rzadko nam asystuje
  podczas zajęć żmudnych,
  jak przesuwanie mebli,
  dźwiganie walizek
  czy przemierzanie drogi w ciasnych butach.

  Przy wypełnianiu ankiet
  i siekaniu mięsa
  z reguły ma wychodne.

  Na tysiąc naszych rozmów
  uczestniczy w jednej,
  a i to niekoniecznie,
  bo woli milczenie.

  Kiedy ciało zaczyna nas boleć i boleć,
  cichaczem schodzi z dyżuru.

  Jest wybredna :
  niechętnie widzi nas w tłumie,
  mierzi ją nasza walka o byle przewagę
  i terkot interesów.

  Radość i smutek
  to nie są dla niej dwa różne uczucia
  Tylko w ich połączeniu
  jest przy nas obecna.

  Możemy na nią liczyć,
  kiedy niczego nie jesteśmy pewni,
  a wszystkiego ciekawi.

  Z przedmiotów materialnych
  lubi zegary z wahadłem
  i lustra, które pracują gorliwie,
  nawet gdy nikt nie patrzy.

  Nie mówi skąd przybywa
  i kiedy znowu nam zniknie,
  ale wyraźnie czeka na takie pytania.

  Wygląda na to,
  że tak jak ona nam,
  również i my
  jesteśmy na coś jej potrzebni. "

                                       " Trochę o duszy " Wisława Szymborska.



 P. S. Moja ostatnia podróż dreamlinerem, kocham samoloty, a to platoniczna miłość. ( Korzystam z tego, że wreszcie mogę swobodnie przerzucać zdjęcia z aparatu prosto na stronę :-) ja głąb komputerowy )











niedziela, 21 czerwca 2015

Bezpańskość part 2

Są takie chwile, gdy wydaje się, że porządkowanie świata wokół siebie to nadludzki wysiłek. Pozmywać naczynia, odkurzyć, posprzątać po zwierzętach...odjazd. Kiedy lepiej zaklinować się w pod kołdrą i nie widzieć świata. To także objaw bezpańskości. Pocić się jak skunks ( pewnie się nie pocą znając moje szczęście ), ślepnąć jak kury po zmierzchu ( pewnie też do końca nie ślepną ), padają jak muchy w Tybecie ( to akurat zupełnie trafne! gdyby nie fakt, że nie dolatują znikąd ).
 Mieć świat gdzieś...
Wystarczy chwila, jeden dzień przyczajony w pracy, jeden uśmiech, jeden dźwięk, jeden zapach...wraca ... wraca marzeniem, pragnieniem,wspomnieniem...jakkolwiek to nazwać, to bohaterowie życia, uczucia, nie rzeczy....
To właśnie pare moich bohaterów...