Moje Pieniny

Moje Pieniny

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Wyższa instancja rzeczywistości.... przypadek

Całą siłą woli zmieniamy tylko tę rzeczywistość, która daje się odmienić nami. Nie mając wpływu na większość rzeczy wokół nas, wykuwamy sobą małą szczelinkę rzeczywistości.... Wolitywne rzemiosło to po prostu dobry gest w kierunku świata. Na szczęście są dobrzy ludzie i takich w sobie trzeba odnaleźć. Pomimo. Udało się tyle zmienić i nadal się tworzy. Dostaję czasem zawrotów głowy od życia, nie nadążam duszą za materią. Albo raczej za tą cała dynamiką dobra. Bo właśnie tak wierzę w ludzi.


Wyjątek z felietonu Artura Andrusa ( osobiście uwielbiam ) :

" " Drodzy Goście. Prosimy zwrócić uwagę, czy przez przypadek nie spakowali Państwo ręcznika hotelowego, w przeciwnym razie będzie on doliczony do Państwa rachunku bez możliwości zwrotu ręcznika. Koszt ręcznika : 100 zł. " Wywieszkę z takim tekstem zobaczyłem obok umywalki w małym hotelu na Dolnym Śląsku. I jak zwykle w takich sytuacjach zamiast koncentrować się na meritum przekazu, czyli próbować powstrzymać się przed kradzieżą ręcznika, zacząłem treść komunikatu rozkładać na czynniki pierwsze. Najbardziej zaintrygowało mnie użycie zwrotu " przez przypadek". Każdy prawnik od razu zwróciłby uwagę, że ostrzeżenie dotyczy tylko spakowania " przez przypadek" , natomiast celowe działanie jego klienta nie spełnia warunków koniecznych do obciążenia go kwotą 100 zł. Pewnie wdałby się również w rozważanie znaczenia słowa " spakować ". Czy pozbawione jakiejkolwiek staranności wrzucenie ręcznika do walizki, jakby to była zwykła szmata, może być uznane za za " spakowanie"? Ekspertyzy biegłych, dwa lata postępowania, odwołania do wyższych instancji i proces o kradzież ręcznika wygrany. A może nawet do rozprawy by nie doszło. Adwokaci doprowadzili by do ugody. Drogi Gość zapłaciłby 30 złotych, dał ścierkę do naczyń, dwa ręczniki papierowe i byłoby po sprawie. Trochę się rozpędziłem w tej wizji " afery ręcznikowej ", a chodziło mi tylko o zwrócenie uwagi na użycie zwrotu " przez przypadek". JAK RÓŻNIE MOŻNA TAKIE POJECIE ROZUMIEĆ. TAK NAPRAWDĘ " PRZYPADEK" W TYM PRZYPADKU MA WYDŹWIĘK LEKKO IRONICZNY, BO PEWNIE ZDECYDOWANA WIĘKSZOŚĆ PRZYPADKÓW ZNIKNIĘCIA RĘCZNIKA Z HOTELOWEJ ŁAZIENKI TO WCALE NIE PRZYPADEK.
  Włączyłem komputer. Na ekranie pojawiło się zdjęcie znanego mężczyzny, który jest mężem znanej kobiety, ale tym razem był w towarzystwie innej kobiety. Też znanej. A nad fotografią wielkimi literami : " To dla niej niemal zostawił żonę." I znowu, zamiast pochylić się  nad istotą sprawy - współczuć albo zazdrościć - czepiam się jakiegoś szczegółu. " Niemal". Na czym polega "niemal zostawienie żony"? Że odszedł, ale zachował sobie drugi komplet kluczy?  A może jest z inną, ale do żony dzwoni i raz w roku wymienia olej w jej samochodzie? Zostawił w łazience szczoteczkę do zębów i pędzel do golenia? Rozstanie należy do grupy najmocniejszych ludzkich przeżyć. Czy w związku z tym można też "niemal kochać", "niemal nienawidzić", "niemal pożądać"? Czy mężczyzna, który "niemal zostawia żonę", nadal nosi obrączkę? Tak, ale w lewej tylnej kieszeni spodni? I czy jeżeli się "niemal zostawiło żonę", to potem można do niej "niemal wrócić"? Pod warunkiem, że ona go "niemal przyjmie". "


P. S.  Jak przewrotnie może być, że w Warszawie w hotelu w centrum znajduję przypadkiem ręcznik z krakowskiego hotelu i niemal jestem pewien, że to nie przypadek....

P.S.2  Polecam z całego serca koncert Maxa Richtera w Ice Kraków 1go maja. Odjazd!

P. S. 3 Jeszcze bardziej i mocno emocjonalnie polecam koncert Hansa Zimmera w Tauron Arenie Kraków 3 go maja. Mega odjazd!  Po prostu weekend cudów


niedziela, 24 kwietnia 2016

Emma Carbonara von Rotondo

Takież nazwisko można spotkać w jednym z tasiemców brazylijskich, bodajże, pyszne, prawda? Dosłownie.
Przypomniało mi się owo dzisiaj w pracy, kiedy pacjentka przedstawiała nas swojemu uroczemu chrześniakowi, prezesowi firmy X ( nawet nie pamiętam nazwy, w każdym razie koordynatorowi na tę część Europy ekskluzywnych hoteli o nazwie kryjącej nazwisko dość znane w świecie ). W każdym razie sposób przedstawienia tego skromnego Pana otulonego w wielce doniosły zapach, kryjący z kolei inne niesamowicie znane nazwisko. wywołało we mnie chichot wewnętrzny rozdrgawujący całe moje skromne wnętrze przenosząc się na nieskromne zwały zewnętrza. Przypomniało mi się owo nazwisko, gdyż  nasze arcypospolite osoby wobec Pana, jeszcze  ze śmiesznie brzmiącym nazwiskiem koleżanki, zdecydowanie kojarzonym deserowo, przypominały raczej parodię. Wobec czego hucznie nazwałem wspomnianą obok koleżankę godnością z tytułu posta i uczyniło nam się wesołkowato już do końca dyżuru :-) Kto wie, może moglibyśmy sprzątać w którymś z hoteli, w ramach dorabiania
 Tyle radości, nie wspominając o nadeszłej wolności. Sześćdziesięciogodzinne dyżury to jednak nie dla takiego dystansowca, jak ja. Zdecydowany cienias ze mnie. W 55 godzinie potrafię nakrzyczeć na kogoś, w 57 nie kontroluję ciętego języka, po 60 idę na zakupy, które przy braku tłumów zajmują mi za dużo mnóstwa czasu. Kupuję głupoty, jak np pasztet ze śliwką, jak nie lubię śliwek i wiem, że pies się tylko chwyci, kot nawet wzgardzi, przy kasie przypomniałem sobie, że od paru dni nie jadam w ogóle mięsa, więc zamieniłem kiełbasę z kuraka na rukolę z roszponki.... a teraz zastanawiam się jak będzie smakowała zapiekanka z kaszy bez kawałka kiełbasy.... cholera, to wcale niełatwe. Tyle, że kto powiedział, iż ma być łatwo. Nie jest. Nawet jeśli " piękne są tylko chwile". Myśleć ciężko, czuć ciężko, nadziejać ciężko. A sensu to już w ogóle nie widać. Nie słychać również.
    Wszyscy niemal w pracy dzisiaj się dziwili, że mój humor i ziemista cera nie pochodzą z wczorajszej imprezy. Nawet nie z dzisiejszej. W końcu imieniny w pewnym wieku to jednak nadrzędna impreza. Tak po 20 tce wręcz obowiązkowa. Niestety w pewnym wieku nawet coraz mniej osób o Tobie pamięta, chyba, że stanowisz przęsło światowej gospodarki, masz niezwykle egzotyczne imię, jesteś gwiazdą coweekendowych inscenizacji dramy lub po prostu nie znajdujesz czasu na ciućkanie bezsmakowych znajomości. Albo wszystko razem i do tego masz dyżur, a nie zarezerwowany stolik w Szarej, tudzież Scandalach.
   Czy rozumieć siebie daje podstawy, by się usprawiedliwiać? Czy taka wiedza, która odsłania nas samych w nas samych może być powodem do tego, by wystawiać siebie na cokole samoosiągnięć? Gdzie jest granica ? W jednym z z opowiadań Wallace'a człowiek modli się do do obrazu przedstawiającego jego samego, gdy się modli. Jest wtedy dobry czy zły? Co o tym osądza?
         Przypomina mi się przeczytane zdanie : " Trudne dzieciństwo nie usprawiedliwia, lecz zobowiązuje.". Dla mnie szalenie odkrywcze. Obnaża mnie od środka, od rdzenia słabości, wręcz ułomności mnie samego. Co zobowiązało mnie do życia, do bycia kimś nie w swoich oczach. Czy jakakolwiek miłość to wynik czegoś, czy może objaw? Kto ją bardziej czuje, ten co rozumie ( jeśli w ogóle się da ), czy ten, kto nie pojmując nic ze świata widzi czuciem? Czy to ta sama miłość, która rozsiada się naprzeciwko w salonie popijając zmrożony drink teraźniejszości w piątkowy free time wobec sakramentu bliskości i ta, gdy pochyleni nad zmaltretowanym odleżynami obojętności ciałem już tylko odcina się kupony analgezji... ? Czego oczekiwać? Czym się modlić? Jaką rzeczywistością?
    Pragnienie Bridget Jones, by byc kochaną taką, jaka jest, warto poddać refleksji. Skoro wiem, jaki jestem, pora iść dalej. Przestać się trząść nad sobą i zobaczyć innych ludzi. Bo tylko wówczas możemy się spotkać.

czwartek, 21 kwietnia 2016

Spacer....

Skończyłem dzisiaj wszelkie obowiązki wcześniej, niż się spodziewałem. Zaowocowało spacerem jak błądzeniem turysty....



































wtorek, 19 kwietnia 2016

Musiało się udać...

Chciałem tylko donieść, że w Warszawie pełen sukces. Mimo, że samo zdarzenie koszmarnie stresogenne. Od wczoraj jestem specjalistą uznanym państwowo :-) brzmi śmiesznie, ale po prostu się cieszę...
Dzisiaj odpoczywam....

sobota, 16 kwietnia 2016

Chcę żyć....

Jestem właśnie świeżo po naukowych doniesieniach apropos TGA, tetralogii Fallota, Pentalogii Murphyego, zaczynam się stresować. Warszawa już jutro, poniedziałek i wtorek pełen nerwów. Triada Virchowa. Skala Forresta. Skala Trepnella. Złamania typu Collesa. Dostaję już pomieszania nazw.
Dla przeciwwagi prof Michał Heller i moja ukochana filozofia przyrody :
" Rozumowania nasze opierają się na dwóch wielkich zasadach: na zasadzie sprzeczności, na mocy której osadzamy jako fałszywe to, co jest sprzecznością objęte, i jako prawdziwe to, co jest przeciwstawne fałszowi lub z nim sprzeczne.
  Opierają się one także na zasadzie racji dostatecznej, na mocy której stwierdzamy, że żaden fakt nie może okazać się rzeczywisty, czyli istniejący, żadna wypowiedź prawdziwa, jeżeli nie ma racji dostatecznej, dla której jest to takie, a nie inne; chociaż racje te najczęściej nie mogą być nam znane. "

  Odgrzebałem książkę Michała Piróga " Chcę żyć" :
 
" Oto ja, Żyd i pedał.
  Możesz mnie lubić, możesz nienawidzić.
  173 centymetry wzrostu. Podobno utalentowany.
  Kochałem i byłem kochany.
  Odtrącałem i byłem odtrącany.
  Wiem, czym jest przesyt, i wiem, czym jest głód.
  Umiem być królem i umiem być żebrakiem.
  Umiem dawać i umiem brać.
  Jeśli wierzę, to wierzę. Wiara nie ma ceny.
  Cokolwiek zrobię, czuję się zagubiony.
  W końcu jestem tylko człowiekiem. Tak jak Ty. "



czwartek, 14 kwietnia 2016

Relacja ze szpitala

Ciągneliśmy zapałki, kto ma pójść do niego.
Wypadło na mnie. Wstałem od stolika.
Zbliżała się już pora odwiedzin w szpitalu.

Nie odpowiedział nic na powitanie.
Chciałem go wziąć za rękę - cofnął ją
jak głodny pies, co nie da kości.

WYGLĄDAŁ, JAKBY SIĘ WSTYDZIŁ UMIERAĆ.
Nie wiem o czym się mówi takiemu, jak on.
Mijaliśmy się wzrokiem jak w fotomontażu.

Nie prosił ani zostań, ani odejdź.
Nie pytał o nikogo z naszego stolika.
Ani o ciebie, Bolku, ani o ciebie, Lolku,
Ani o ciebie, Tolku.

Rozbolała mnie głowa. Kto komu umiera?
Chwałiłem medycynę i trzy fiołki w szklance.
Opowiadałem o słońcu i gasłem.

Jak dobrze, że są schody, którymi się zbiega.
Jak dobrze, że jest brama, którą się otwiera.
Jak dobrze, że czekacie na mnie przy stoliku.


wtorek, 12 kwietnia 2016

Mogę....

Wymyślać mogę wszystko od początku.
Mam tę możliwość: wyżynną prowincję
czyli Wyobraźnię. Dobry grunt pod zamek
lub duży pokój z oknem dla południa
i dla spacerów płochliwych firanek.


Wolnym krokiem wracałem z pracy oszukując czas. Powolnie i niechętnie wyjrzało słońce spod zmęczonych chmur chwaląc coraz dłuższy wieczór za cierpliwość. Tylokrotnie wracałem w ten sposób nasłuchując sensu, widzieć dawno już przestałem. W głowie i sercu tłukące się skrzydłami wspomnienia, na czole zadrapanie nadziei, przypadkowe w obliczu uczulenia na rzeczywistość, reakcję uogólnioną w ograniczonym obszarze obywatelstwa, atypowa atopia. Piecze na czole, parzy w mięśniu serca. Dobrze może, że ci,. co szli naprzeciw zmienili kierunek, nie zarażą się nadszarpniętą nadzieją głupców.


Mogę być sobą i sterować nocą
by się w nietrwałe nie zapuszczać lądy
i pustej doby nie trzymać w ramionach.
Myśli powtarzać by zostały po nas
znowu dla kogoś. Dla tych samych odkryć.



   Niniejszym proszę nigdy nie resuscytować, nie przywracać do życia. Nie budować do sił na siłę. Nie chcę żadnych antybiotyków, nacięć, opatrunków. Żadnych żywych  nagrobków. Proszę nie odsysać z zalegających treści, przewracać na boki by mieć szeroką perspektywę nieistniejącego świata, nie nadużywać powietrza w materacu przeciw odleżynom życia. I błagam nie kombinujmy z tabletkami na odwodnienie, upotasowienie, przepływ naczyniowy ani żadne mikstury sedatywne, żaden analgetyk uśmierzający poczucie godności. Niniejszym oficjalnie podpisuję się pod prośbą.

niedziela, 10 kwietnia 2016

Czy ktoś w tym niebie, do cholery, w ogóle jest?.....

Jak kochać? Jak nauczyć się kochać, od kogo, w której szkole? Jakie zadawać pytania, by otrzymać właściwą odpowiedź? Dlaczego kiedy wrzeszczę do nieba, nikt nie odpowiada, a ja płaczę po prostu deszczem.... anioły czekają, łapią za serce ciszą, wplątują każdą wątpliwość w sitowie nadziei, by rosło powoli, bez względu na wszystko. Pusta cisza odpowiada mruczeniem przepływającego czasu. Przelatują mi przez ręce chwile, tak znaczące dla życia. Jesteś i nagle Cię nie ma, zostają tylko nieodebrane połączenia, buty w przedpokoju i szukający wszędzie smutny pies powinności. Skasowane pliki istnienia ustępują miejsca ważnym pamięciom pokoleń. Cisza jest niezwykle degustacyjna w każdym języku, uczy pokory, nadaje znaczenia dla krzyku.... Jak się nauczyć miłości? Wziąć walizkę, spakować wszelkie doświadczenia i ruszyć w świat. Uśmiechać się zawsze, kiedy z walizki wypełznie radość, płakać, gdy wyleje się smutek, otulać ramieniem, gdy wydrze się ból, nigdy, przenigdy nie żałować obecności. Podszeptem natury, po wizycie w lesie przeżyć, wiem odrobinkę, że jesteśmy fizycznie tylko dlatego, że dusza musi pojeździć po wertepach materii. Odchodzimy zawsze wówczas, gdy już nauczona trzymać fason potrafi przetrwać wstrząsy.
Kochać to znaczy być w wyborze wiernym.
Miłość to podszewka nas samych.




czwartek, 7 kwietnia 2016

Sometimes...

Czasem wydaje mi się, że kompletnie nie rozumiem ludzi. Jestem z innego kosmosu. Nie rozumiem braku wrażliwości, braku myślenia, zadufania w sobie, prostoty w obsłudze. Jestem między nimi, a jakbym kompletnie nie pojmował, co do mnie mówią, pokazują. Wiem, że mam mały rozumek, ale myślałem też, iż zrozumiem sercem. Tymczasem słyszę tylko szczękający zamek tych wrót, jak od starego klauzurowego zakonu. I cisza, nawet modłów nie słychać przez te ogromne drzwi mięśnia.
  Dzisiaj chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu przyłapałem się na tym, iże nie rozumiem siebie. Uczyniłem coś, czego w żaden sposób nie umiem  sobie w sobie do siebie wytłumaczyć. Po chamsku uraziłem koleżankę w pracy. Nic dodać, nic ująć. Nie ugryzłem się w język, mimo, że teraz gryzę po mistrzowsku. Rodzi się we mnie sku.... Niedługo pewnie zupełnie zabraknie mi wrażliwości i zamknę się na świat. będzie się liczyło tylko, by było dobrze.... mi, mnie, mojemu ja. Może wówczas się dorobię czegoś, nie będę prosił, nie będę nikogo potrzebował. I pokaże, że na coś mnie stać! Wreszcie będę coś znaczyć!....



............ ............. ........... ............ nieeee. Wolałbym chyba umrzeć, chociaż coraz bardziej się tego boję.
Proszę o trochę ciepłych myśli. Paradoksalnie w stronę skur......




niedziela, 3 kwietnia 2016

Parę refleksji.... ze spa...

Tak, nie z psa, a ze spa. Nie wiem jakim cudem i nagromadzeniem cierpliwości do mojej smętnej osoby, zostałem porwany do hotelu spa. Nie muszę wspominać, że w górach, zatem moje serce urosło, ale że tak wspaniałe miejsce jest dla zwykłego śmiertelnika dostępne.... Sauna, basen, płynoterapia, wspaniałe pożywienie, widoki, luksus w każdym calu. Można się poczuć pełnoprawnym obywatelem świata. A mnie do takiego poczucia, jak świetnie się orientuję, daleko. Że wspomnę tylko o śmiechu, luźnej atmosferze, wieczorze pełnym muzyki i małolatów w klubie ( tak, ja w klubie z tańcami ), eh nawet żaden ból głowy nie straszny. Wspaniały reset, żal może tylko, że za krótko i jak zwykle u mnie zanim się poczuję swobodnie czasu upływa cały pobyt. Myślałem, że przyjadę z umysłem jak encyklopedia, tyle w sobie przemyślę, nakonstruuję, nałapię się idei.... A mnie zmęczenie odebrało tę funkcję zupełnie, skonsumowałem owe luksusy właściwie bez żadnej filozofii. Napatrzyłem się na kwitnące drzewa, na las, na ludzi, których uwielbiam i zacząłem dopiero kopać pod fundamenty swojego bycia jako człowiek, a nie instytucja. Zatem ja człowiek konsumuję korytko góralskich pyszności, piję publicznie piwo, niepublicznie pigwówkę z colą, korzystam ze szwedzkiego stołu śniadań, za mało pływam, za mało pluszczę się w bąbelkach, wysiadam naczyniowo i psychicznie w saunie suchej, wreszcie przełamuję się do tańca.... Ja człowiek zapominam o pracy, o tym, że jest jakaś godzina, że trzeba mieć telefon i zegarek przy sobie.... Ja człowiek konsumuję sztuczne uśmiechy obsługi jakby mi się należały. Ja człowiek zapominam, że jestem człowiekiem, któremu nic, co ludzkie bliskie nie jest bardziej niż ergo sum. I że można wymienić opony myślenia na letnie, nareszcie.
Bardzo serdecznie dziękuję Beatko i Bogdanie za cierpliwość, towarzystwo i chęci porwania potwora między ludzi. Dozgonnie.