Moje Pieniny

Moje Pieniny

czwartek, 31 grudnia 2015

Epilog

Wynarzekałem się na ten rok rekordowo. Nie był łatwy. Ale pod wieloma względami łaskawy i hojny, trzeba sobie powiedzieć wprost. Zrozumiałem siebie, swoje pokręcenie, braki, zupełną niedoskonałość. Przyjąłem do serca niebywałą osobę, mojego Anioła, mentora. Dzięki Niej idę naprzód, z podniesioną głową. Mimo, że słońce nadal mnie razi po prostu. Zrozumiałem, że nie miejsce dla mnie na żadnych wyższych pólkach, mnie lepiej wśród prostych ludzi, gdzie siłą swoich rąk i wolą serca mogę coś zrobić, małego, skromnego, banalnego. Ale znać swoje miejsce to najwyższa pokora, potrzebna do zmiany, jak i do mądrości wszelakiej,a mnie akurat tego brakuje.
Wreszcie przyznać trzeba, że każde tycie w rozum nie wolne jest od zatorów mentalności.

   WSZYSTKIEGO WSPANIAŁEGO w Nowym Rokusiu, mimo nadciągających koszmarów od strony rządzących.

wtorek, 29 grudnia 2015

Koniec końców koniec roku...

Nienawidzę podsumowań, rozliczeń i kontraktowania. A jednak mija rok, jak tutaj piszę. Kiedy czytam posty ze stycznia, wstyd mi. Nie da się ukryć, iż jestem prostym, ograniczonym człowiekiem. Troszkę wychowanym jakby w zagrodzie pod cywilizacją. Natycham się ( od : natchnienia ) szalenie szybko kadzidłem rzeczywistości, kiedy jest pięknie i ciepło. Ale dwa razy szybciej uciekam od tego, co ciężkie i niewygodne. Nie umiem podejmować ciężkich tematów i się spowiadać bez przypisów. Chyba że chodzi o śmierć. Ją przyjmuję nadal bez zastrzeżeń, ale nie bez buntu. I nadal ku niej zmierzam.
Kiedy by podsumować... rok paru przelotnych znajomości, uśmiechniętych twarzy, parę pokiwań palcem św. Piotra,  chwile wiatru dziejów, górskie widoki, burze w potylicy, strach zamęczony w dłoniach, widzenia czyimiś oczami, piękne teksty przeczytane nawet dłońmi, troszkę krytycznych decyzji, uwolnień, może coś uratowanego, może podana dłoń, wbity wzrok w czyjąś twarz, delikatny gest, dobre myśli. Głaskanie po karku rzeczywistości. A ile złości, niechęci, oszczerstw, lenistwa, uników, ciszy niepotrzebnej.  Ileż głupoty. Strachu. Błądzeń. Nadciśnienia. Zgubionych chwil...
  Kiedy tak myślę w bilansie, gubię samego siebie. Bo albo jestem winny czynów, albo winny zaniechania takowych. I staję na progu, by nie powiedzieć krawędzi, kolejnego roku niepewności, w perspektywie wielkiej pracy nad sobą, om ile PIS pozwoli
I kiedy tak myślę, czego życzyć na kolejny nowy czas... przychodzi mi pragnienie do serca, byśmy wciąż inwestowali w miłość, tę szalenie osobistą różami chwil, ale i w tę agape - pełną życzliwości do świata, zrozumienia, ciepła. Potrzebujemy tego bardziej, niż nam się wydaje ponad nasze młode mózgi czasów. Potrzebują tego ci piękni młodzi, pełni perspektyw uniwersyteckich, wielkiego świata, instagramów, lajków i wszelakich laurek rzeczywistości. Potrzebują tego ci, co już prawie dinozaury, wpatrzeni w lata minione jak wyrocznię, liczący daty jak tylko ubywające fundusze sił. Potrzebujemy i my, tacy w środku, zupełnie niepasujący do future folk, jak i zamierzchłych czasów dzieciństwa.
    Życzę widoków na ten nowy rok, jak i na przyszłość dalszą, niczym z high roller. Wszystkiego cudownego!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Jest jak wygasłe uczucie
kiedy poławiacze chwil
wstrzymują na zawsze oddech.

Niezdatną do spożycia porą
widoków na przyszłość.

Została tam gdzie była.
Pomiędzy życiem a śmiercią.
W paplaninie nieba
z którego uciekła.

Wolę myśleć
że jest złudzeniem.
Szansą szansy.
Utopią szalika którym
owijasz mi szyję
przy prognozie przyszłości.
Miłości nadchodząca....

czwartek, 24 grudnia 2015

Venite adoremus

Wyjątkowy wieczór. Absolutnie inny od tych niedawnych. Bliżej ludzi. Wszelkich. Po prostu bliżej, choćby myślą, bliżej sercem. Nie ma na to słów. Jest tylko tętno. Prezent ciepła.
Wszystkiego Wspaniałego! Przycupnąłem sobie obok i patrzę, słucham...




czwartek, 17 grudnia 2015

Cholera, porządkując myśli zapodziałem gdzieś miłość...

Porządkowałem książki, przewracałem wraz z nimi swoje eschatologiczne melancholie jak pozycje w dojrzewaniu do starości, tyle nieaktualnych doniesień naukowych, tyle pożółkłych kartek trzymanych chyba ku biedzie papierowej, tyle jakichś zastygłych poglądów.... swoją drogą, jak człowiek miał otwarty umysł kiedyś, jak bardzo pragnął się uczyć, zdobywać, zgłębiać, na cholerę niegdyś było mi tłumaczenie własne Parmenidesa... Znalazłem jednak niezwykle wesoły dialog z koleżanką, utrwalony na kartkach zeszytu, tzw " komórki ", w której pisaliśmy odręcznie do siebie wiadomości o niezwykłej kubaturze, tekst dotyczący  sensu życia w ujęciu Kubusia Fatalisty.... niebywale byłem przepełniony empatią, wręcz chorobliwą. Dzisiaj nawet w połowie tak nie umiałbym się odnaleźć w tym rozumieniu.

                             Cóż ja z tobą czułości w końcu począć mam
                             czułości do kamieni do ptaków i ludzi
                             powinnaś spać we wnętrzu dłoni na dnie dna tam
                             twoje miejsce niech cię nikt nie budzi za wcześnie

 Żyjesz, żyjesz. Składasz codzienność, szukasz wśród elementów rzeczywistości tej najwygodniejszej, wyprofilowanej, w która wpasowujesz się jak w wynoszone buty. Niby wszystko pasuje. Jesteś u siebie. Akceptujesz, nawet kompulsywnie wmawiasz sobie, że wręcz kochasz.... Czy tak naprawdę do końca to jest Twoje? Boże - jakby chciało się zapytać z mównicy sejmowej. W jakim sensie, w jakim świetle, gdzie zaczyna się ta miłość i dlaczego nie kończy?

"  Wolę kino.
Wolę konie.
Wolę dęby nad Wisłą.
Wolę Dickensa od Dostojewskiego.
Wolę siebie lubiącego ludzi
niż siebie kochającego ludzkość.
Wolę kolor niebieski.
Wolę nie twierdzić,
że rozum jest wszystkiemu winien.
Wolę wyjątki.
Wolę wychodzić wcześniej.
Wolę rozmawiać z lekarzami o czymś innym.
Wolę śmieszność pisania wierszy
od śmieszności ich niepisania.
Wolę w miłości rocznice nieokrągłe
do obchodzenia co dzień.
Wolę moralistów
którzy obiecują mi nic.
Wolę dobroć przebiegłą od łatwowiernej za bardzo.
Wolę Ziemię w cywilu.
Wolę kraje podbite niż podbijające.
Wolę mieć zastrzeżenia.
Wole piekło chaosu od piekła porządku.
Wolę liście bez kwiatów niż kwiaty bez liści.
Wolę psy z ogonem nie przyciętym.
Wolę oczy ciemne, ponieważ mam jasne.
Wolę szuflady.
Wolę wiele rzeczy, których tu nie wymieniam
od wielu również tu niewymienionych
Wolę zera luzem
niż ustawione w kolejce do cyfry.
Wolę czas owadzi od gwiezdnego.
Wolę odpukać.
Wole nie pytać, jak długo jeszcze i kiedy.
Wole brać pod uwagę nawet tę możliwość,
że byt ma swoją rację.   "



niedziela, 13 grudnia 2015

Licznik

Odliczam powoli, brakuje mi tylko słodkiego kalendarza, w którego wnętrznościach czaiłyby się rozkoszne niespodzianki, coraz większe, coraz bardziej zaskakujące, przybliżające magię, światło, sens... Ale odliczam i właściwie każdy z tych nadchodzących dni jednak uzmysławia mi, jak bardzo kruchymi są te chwile, wypełnione po brzegi czekaniem, odliczaniem, przemierzaniem czasu na wskroś w poczuciu dopełniania...
Każdy dzień jest darem, jest własnością tu i teraz. Nawet jeśli przybliża nas do dat. Odliczam, bo wierzę, że w ten wyjątkowy dzień pod koniec grudnia niebo otwiera swa podboje w każdym sercu, by uzmysłowić, że prawdziwe święto ciągle trwa,a Boga w sobie rodzimy nieustannie. Ale niech będzie wyjątkowo, magicznie, świetliście, podarunkowo, uroczyście, wykwintnie. Potrzebujemy tego, by nie być wciąż tą samą masą konsumpcji.
  Zachwyt Dehnelem przeplatam rozczarowaniem pewną egzaltacją, a może bardziej moją własną prowincjonalnością, brakiem obycia, lękliwością, czasem jestem jak pchła przyzwyczajona do ograniczeń i dlatego nie skacząca powyżej brzegu słoika. A tutaj, w sposób niezwykle delikatny poznaję inny świat.

  " 12 września

 Choroba trwa, trwa remont sieni, trwa kucie i łupanie na ulicy, gdzie nadal budują te dwa ronda.Atrakcja dnia : T., który wyrwał się na jakiś czas z Pekinu i wszedł z całą tą swoją przesadnością, w sumie dość uroczą, w bijącym po oczach garniturze szytym na miarę, w szalu, z wielką torbą Mamusi Muminka, opowiadając historię o tym, jak to uciekał przez luksusową dzielnicę Pekinu spod trzygwiazdkowej ( w sensie Michelinowskim ) restauracji przed nachalnym rikszarzem, który gonił go, wymachując łańcuchem do zapinania rikszy. Tu Prada, tam Cartier, a ja biegnę - a ma, zważywszy wzrost, na czym uciekać - wrzeszcząc : help! Pomocy! A tamten dalej, pijany na pewno, a może i naćpany. Rzuciłem torbę, w torbie wszystko, całe moje życie, ale mniejsza... potem ją znalazłem, pozbierałem... I przychodzi, i siada u nas, przy stole, ten Pekin z rikszarzem pijanym, a może i naćpanym, i te wszystkie postaci i historie. Albo ta, jak przysnął - tym razem on pijany - na ławce na Nowym Świecie :
    - ... bo nie byłem nawet w stanie poprzyciskać guziczków, żeby zadzwonić albo napisać z pytaniem, pod jakim adresem śpię, czy to Józefowiec, czy Józefosław, no i taksówkarz mi powiedział, że jak najpierw pojedziemy tu, a potem tam, to i tak zejdzie do rana, więc stwierdziłem, że bez sensu i doczekam poranka na Nowym Świecie... budzi mnie pani Ziutka, wiecie, taka stara prostytutka z Nowego Światu, taka z kokiem...
   - Taka siedemdziesiątka na oko ? - pyta Pietia. - Ona u nas w sklepie kupuje. Zgrabne nogi w miniówce i kok - czupiradło?
   - Zgrabne nogi. Ona. I budzi mnie, o tak, potrząsając : Nie śpimy! Nie śpimy, bo okradną! Budzimy się, podziwiamy Nowy Świat. Więc ja do hotelu C., ale tam mają jakiś zjazd i tylko jeden pokój, dla niepełnosprawnych. Może być dla niepełnosprawnych. Idę, i już tak od windy słyszę, że coś bzyczy.Jak jarzeniówka. Myślę sobie : żeby tylko nie u mnie w pokoju. Dochodzę do pokoju, a tam bzyczy bardziej jeszcze. Rzucam torbę na ziemię, włączam wszystko, wyłączam i nic, bzyczy dalej. Dzwonie do recepcji, przychodzą, najpierw jeden, potem szef ochrony; budzą, bo to szósta rano, elektryka; przychodzi elektryk, bzyczy dalej. Ja leżę na łóżku, oni szukają. Mogą mnie przenieść do innego hotelu, ale to dwie godziny załatwiania, bez sensu. Powiedziałem, że jestem zdenerwowany i będę palił, więc palę. Zrobili wszystko już - i nadal nie wiadomo co bzyczy. W końcu elektryk : A czy to możliwe, czysto teoretycznie, że bzyczy coś w pana torbie? - No skądże! Ale sprawdzam. A to się okazało, że w windzie włączyła mi się elektryczna szczoteczka.
     Taki T. lepszy niż telewizja. "


" SZCZĘŚCIE

 dla P. T.

     W przyszłym tygodniu masz urodziny
     Za rok pewnie
     już cię nie będzie.

            M. Roberts, Lacrymae rerum

Być tą brzydką Angielką - chudą, podstarzałą,
niezbyt dobrą poetką; mieszkać w letnim domu
ze stygnącym mężczyzną ( serce czy rak nerek -
przyczyny nieistotne ). Wnosić mu po schodach

( wąskich, zawilgłych schodach ) tacę ze śniadaniem
i siebie. Pisać : W przyszłym
tygodniu - bzyk muchy -
- masz urodziny - znowu - za rok pewnie - krzyczy
z bólu - już cię nie będzie. Iść do niego. Głaskać.
Leżeć z nim w wannie, płacząc. Patrzeć, teatralnie
ale przecież prawdziwie, przez okno na drzewa.
Mieć za sobą te lata, te listy, te flamy,
znać numer kołnierzyka, buta, obwód głowy.
Nie umieć się obejrzeć za innym mężczyzną.
Używać tamtych zwrotów, pieszczotliwych imion.
I udawać, że wcale nie jest gorszy w łóżku,
mając w pamięci tyle miejsc, razów, sposobów:
w hamaku,w soku z jagód, w pociągu pędzącym
z Wenecji do Nicei, na biurku wydawcy,
w bocznej salce muzeum. Przyjmować wizyty
przyjaciół i lekarzy. Kręcić kogel - mogel.
Nie móc udawać dalej i dalej udawać.

Lecz nade wszystko wiedzieć,że wszystko, co było
nie mogło, nie powinno być inaczej, z innym,
gdzie indziej, kiedy indziej - to właśnie jest szczęście.

Widziałeś całość. Teraz odchodzisz, powoli
skubiąc liście z gałęzi. Ktoś zasłania lustro,
ktoś dzwoni, ktoś rozmawia. Taca. Wanna. Łóżko.   "
                                                                                          J. Dehnel, Warszawa 7. III. 2004



piątek, 11 grudnia 2015

Wyjątek z ...

Jacka Dehnela :

"   Dalej Mycielski. Dużo ciekawego o roli kościoła w karnawale Solidarności, o Wyszyńskim usiłującym udobruchać strajkujących robotników, o co wszyscy mieli do niego pretensje. Nic się o tym nie pisze, nic się dziś nie mówi, tylko jakieś okruchy czasem słyszę. Poczytałbym dużą, rzetelna analizę zachowań kościoła w konserwowaniu porządku PRL-u, nie tylko o Popiełuszce ( którego hierarchia też przecież pacyfikowała ). Rozkoszny kawałek o Janie Pawle II : Druga rocznica wyboru papieża, który bardzo dużo mówi o małżeństwie, rodzinie i pożądliwości ciała na synodzie biskupów i na audiencjach na placu Świętego Piotra, do ludzi, którzy się ciągle pierdolą.  Niegasnąca seksualna obsesja katolików, od papieża i biskupów, po stare panny i ojców rodzin, obrabiających po misjonarsku wzgórki Wenery swoich ślubnych. Wszystko im się wokół narządów kręci.
     Ile razy czytam dyskusje netowe o gejach, lesbijkach, związkach partnerskich, rozmowa toczy się o prawach, o miłości, o związku, o wzajemnej odpowiedzialności : a w to wchodzą prawi katolicy, którym ulewa się jakiś straszliwy, ordynarny rzyg, analno - fekalny, gdzie wszystko wiąże się z odbytami, kutasami, chorobami wenerycznymi, a do tego z Bogiem, Pismem Świętym, z tymi " własnymi słowami Boga :, z których oczywiście wybierają sobie tylko te, które im pasują ( innych zresztą nie znają; w tym kraju Biblię czytają tylko protestanci i ateiści ). I ta nieskrywana zazdrość, udająca oburzenie, te pryszczate, brzydkie faceciki ( widać przecież na zdjęciach fejsowych ), które powołują się na jakieś dane, że statystyczny gej ma tylu a tylu partnerów ciągu życia. A oni w tym seksualnym smutku, w tej ruderze erotycznej ( bo przecież gdyby mieli udane życie seksualne, nie dostawaliby obsesji na tle cudzych odbytów ), zakompleksieni, zupełnie nieobyci w sztuce miłosnej, co wychodzi między wersami aż nazbyt dobitnie. Smętni netowi onaniści. Przedwczoraj była w Warszawie parada, więc kolejny wylew.
     Ale przykład oczywiście idzie z góry, od tych najbardziej sfrustrowanych i zakłamanych najbardziej, czyli hierarchów, od tych wszystkich Paetzów, od biskupa, który młodym kochankom dawał w prezencie cenne ikony, od księży. Opowieść Ł. o tym, jak wygląda typowy " podryw księżowski ": Wiesz, bo ja byłem wtedy młodym chłopcem, ze wsi, na mnie takie rzeczy robiły wrażenie, pierwszy rok KUL - u. I to było standardowe : najpierw zaproszenie do domu, konwersacja, jeden ksiądz był poetą, to mi cały tomik wierszy maryjnych własnego autorstwa przeczytał. Religijna gadanina. Potem whisky, whisky jest bardzo księżowska, to taki godny alkohol. Męski, szacowny. A jak już delikwent zmięknie, to mówi, że z pracy duszpasterskiej w Niemczech przywiózł pisemko pornograficzne albo film, pokazuje. Potem się zaczyna dobierać. I wiesz, to zawsze idzie tym samym torem : rozmowa, whisky, pornos. Ja takich doświadczeń nie mam, ale też ani ze wsi, ani na KUL - u nie byłem. A potem, im bardziej mają za uszami, tym bardziej ogonem na mszę dzwonią, tym więcej mają do powiedzenia o nieczystości, tym bardziej się rozkoszują tymi słowami o deprawacji, o Sodomie.
      O ile sympatyczniej u protestantów. Po pierwsze mają śluby i od razu schodzi im trochę napięcia z organizmu, po drugie doktryna inna. Purytanie, ci zacięci fanatycy, zmienili się w jeden z łagodniejszych kościołów pod słońcem; znajmy - jest ich pastorem w Stanach - opowiadał o rozmowie z radą parafialną, która go zatrudniała ( bardzo to ważne : żadnych biskupów, a pastora wybierają sobie, jak u pierwszych chrześcijan, wierni, bo to wspólnota, a nie imperium ) : Wiemy, że jesteś gejem, wiemy, że z nikim nie jesteś związany, i jest dla nas całkowicie oczywiste, że będziesz szukał kogoś, z kim stworzysz związek. To, co robisz prywatnie, jest sprawą między tobą a Bogiem - ale mamy prośbę : jeśli sprowadzisz kogoś, kto zamieszka z tobą na plebanii, to chcemy, żebyście nam podali termin zaręczyn i termin ślubu. Żeby to już była poważna sprawa. Bo poprzedni pastor co trzy miesiące sprowadzał kolejną panią, a potem się z nią rozstawał. i to było gorszące.
    Kiedy ktoś poprosił go o udzielenie ślubu jednopłciowego, musiał wystarać się o zgodę parafii ( cały ich kościół dopuszcza takie śluby, ale każda parafia decyduje we własnym gronie, czy chce, by u nich udzielono, czy nie ). I starsze panie, po osiemdziesiątce, które zasiadają w radzie, zaczęły nieznacznie kręcić nosami, ale ni mówiły niczego wprost, więc je wprost zapytał. A one : Co do samych ślubów, to proszę bardzo, my nie mamy nic przeciwko. Tylko żeby nie było jakichś debat o seksie, bo my jesteśmy na to prostu za stare, my o seksie nie lubimy słuchać. Ale śluby? Bardzo proszę!
     A tymczasem katolicy w Polsce o dupie i o dupie. O dupie w postaci  in vitro, o dupie w postaci związków partnerskich, o dupie w postaci takiej i owakiej, wszystko z seksem, wszystko o seksie; mówią : "rodzina, rodzina, rodzina:, a słychać " ruchanie, ruchanie,ruchanie".
      Jak brzmią te słynne słowa Jezusa o gejach i in vitro? Mam to na końcu języka. A, rzeczywiście, o in vitro i gejach jakoś nic nie mówił. A o faryzeuszach sporo. "

wtorek, 8 grudnia 2015

Habilitacja

Kiedy myślałem, z czego mógłbym napisać naprawdę dobrą pracę naukową, co mógłbym opublikować, podzielić się wierszem... Kiedy nadal tak myślę bardziej intensywnie.... czuję, że z niczego, że moje słowa są nikomu niepotrzebne, żadne teorie, żadne wymysły naukowe, choćby były warte Nobla. Brakuje nam docentów miłości, doktorów delikatności, profesorów rozumienia. Trzeba być naprawdę małym człowiekiem by stworzyć wielką ludzkość.  Dokucza mi przekonanie, że nie jesteśmy tak różni, jak nam się wydaje. Niech dokucza wiecznym uwieraniem duszy.

Advento

Czekam w tym roku dużo bardziej niecierpliwie, niż kiedykolwiek. Tym razem zupełnie nie rzeczami. Czekam jak na czas, który może mnie odrodzić, nadać światła, sensu, bez tłumu świecidełek, brokatu, bakalii. Czas, kiedy okazuję się równy wobec innych. Człowiekiem wobec ludzi. Czyli nie mniejszym, nie tym uboższym emocjonalnie, rodzinnie, sensualnie. Ale dotknąć ciepła żywą dłonią, uwierzyć, że istnieje bez żadnej ludzkiej, materialnej przyczyny. Uwierzyć, że nigdy nie jest się samemu, nawet wówczas, gdy tylko ból, rozczarowanie, ciemne, ciężkie niebo. To rozumienie swojej niewatpliwej samotności przychodzi często niespodziewanie...kiedy odkłada się słuchawkę lub zamyka drzwi za kimś. Właśnie wówczas potrzeba szalenie dużo wiary, takiej, która uczy czekać, pozwala oddychać pomimo wątpliwości powietrza.
Czekam jak nigdy dotąd...