Moje Pieniny

Moje Pieniny

czwartek, 19 lutego 2015

Mały egzamin z anatomii

1. dzień postu.
50 dzień roku w kalendarzu gregoriańskim. Imieniny - Arnolda, Konrada - wszystkiego cudownego!
W Nepalu dzień Demokracji.


  Byłem dzisiaj biegać, wybieram się na basen. Praca u podstaw rozpoczęta. Śmigam właśnie na egzamin z deontologii, nic nie umiem, mam blade pojęcie, ale może jak się pospieszę to nabierze co nie co rumieńców. Polecam na dzisiaj wiersz Anna Świrszczyńskiej :

 " CO TO JEST SZYSZYNKA
 
   Leżysz uśpiony,
   gorący jak mała ciepłownia.
   Poruszają się płuca, trawią jelita,
   gruczoły pracują gorliwie,
   z biochemicznych procesów snu
   wyrasta
   roślinność sennego marzenia.
 
   Czy należysz do mnie?
   Ja sama
   nie należę do siebie.
 
   Dotykam twojej skóry,
   poruszają się we mnie płuca,
   trawią jelita,
   ciało spełnia swoją pracę,
   którą znam bardzo mało.
   O czynności szyszynki wiem tak niewiele.
   Cóż mnie właściwie łączy
   z moim ciałem.
 
   Dotykam twojej skóry i mojej skóry,
   nie ma mnie w tobie
   i nie ma mnie we mnie.
   Jak zimno.
 
   Bezdomna patrzę drżąc
   na dwa nasze ciała
   ciepłe i spokojne.   "




środa, 18 lutego 2015

Popielec

49. dzień roku, imieniny Alberta, Aleksandra, Symeona, Mojżesza - wszystkiego najlepszego.

środa popielcowa - relikt wśród zapracowanej ludzkości w kalendarzu znaczeń. Ważniejsze są ostatki, tłusty czwartek. Ciężko nam pamiętać, że zmierzamy do prochu, bez wyjątku. A najważniejsza w tym wszystkim jest droga, a nie cel. Drogą swą budujemy świat.
Mój stosunek do postu jest szalenie osobniczy, zadziwia mnie bezrefleksyjne uleganie nakazom religijnym. Zachowanie postu potrzebne jest dla duszy, dla ciała, dla rozumienia naszej obecności.
Post mowy, myślenia, konsumpcji.






poniedziałek, 16 lutego 2015

Cipuś w farmazonach

Manuela Gretkowska napisała : " Sałatka zaspokaja głód i mentalność. Już sama jej nazwa ma w sobie coś z typowej polskiej manii zdrabniania słów, by łatwiej je przełknąć. Żeberka, nóżki w galarecie, klopsik. Te niemal pieszczotliwe określenia zasłaniają krwawy realizm siekanego mięsa, amputowanych racic, szlachtowanych ciał. "
   Przychodzi mi ten tekst do głowy dzisiaj, kiedy pełen dobrych intencji i głodu intelektualnego zasiadłem, by poczytać wpisy w paru " popularnych " blogach. Mając w sobie jakiś podskórny żal, że mój " pamiętnik multimedialny" cierpi ostatnio z powodu niewyjaśnionej impotencji myślowej autora, zauważyłem na pierwszy rzut oka zadziwiającą obecność wpisów niemal każdego dnia u innych. A jeśli autor zrobił sobie urlop od klawiatury natychmiast za to przeprasza, jakby nie mógł wyżywić zlęknione pisklęta po drugiej stronie sieci. Dzięki temu rodzi się w większości wypadków " sałatka" słowna, coś na kształt wycinków z gazet, albo nawet posklejane świstki z szuflady nastolatka. Przyznaję, że do dzisiaj miałem w sobie guza poczucia winy, że nie umiem napisać nic mądrego, iż ostatnio żyje tak przyziemnie, że powinienem się zając raczej sprzedażą kapci. Nawet nie miałbym nic przeciwko, gdyby udało się to w jakiejś pięknej górskiej miejscowości.
 Wracając od wpisów przez mnie przeczytanych, pomijam blogi kulinarne, motoryzacyjne i stylizacyjno -stylistyczne, o życiu dowiaduję się tyle, że w walentynki lepiej ich nie świętować, albo żer najlepsze pączki robi mama z własnoręcznie przygotowaną konfiturą z róży ( obowiązkowo własnoręcznie zbierane płatki róż). Niknę w tym poczuciu winy zupełnie. Powinienem napisać, ze niedawno świetnie udały mi się naleśniki po meksykańsku, albo zupa ogórkowa ( mniej świetnie ), zawaliłem zbiórkę karmy tydzień temu i potwornie swędzi mnie skóra ostatnio. Przepraszam, nie umiem tak pisać, za to świetnie umiem się zamknąć w sobie w obliczu problemów egzystencjalnie błachych, dopóki nie bolą. Nie umiem czytać współczesnych wiadomości, bo nie wzrusza mnie kolejny zamach ani dzieci zabijające rodziców, rebelianci, drogi frank, czy paraliż przy bramkach na A1. Staję się obojętny wobec masowej migracji, globalnej biedy, wzrostu zagrożenia terrorystycznego, ciszy przedwyborczej na długo przed wyborem. Wzrusza mnie chłopak umierający na mięsaka w Nowej Hucie, głodne ciężarne kocice na podwórku w Bieżanowie, zaplątane ptaki w ogrodzenie na Grzegórzkach, Staję się krótkowzroczny, tak jak krótkoterminowa staje się moja wypłata i cierpliwość. Żal mi róż, pomimo, że płoną lasy. Ważniejsza staje się cisza za ściana, gdy wiem, ze tam juz nikt na nikogo nie czeka, bo takie właśnie staje się nasze życie, ze więcej coraz bardziej oczekujemy, a coraz mniej czekamy na...człowieka po prostu.
  Z tego miejsca serdecznie pozdrawiam wszystkich utrzymujących blogi, tych piszących i tych przepisujących, każde mamine pączki, wakacje na Bali, refleksje na temat zdrady stanu i osoby. Może nie umiem tak pisać, tak relacjonować, może moje życie jest zbyt lokalne, zbyt ściśnięte ścianami pokoju, a ja zbyt głupiutki na współczesność, lubię posłuchać przepływającej żywiołem krwi we własnym sercu, lubię jak uśmierza się ból człowieka pomimo cierpiącej ludzkości....  i takim chyba zostanę.