Moje Pieniny

Moje Pieniny

poniedziałek, 14 września 2015

piątek, 11 września 2015

Planowanie planów....

Nie mogę wytrzymać. Przerasta mnie wiele. Odbiera mi siły fizyczne i równowagę psychiczną, nie czuję duszą ostatnio nic. Zasłabłem ludzko, ogólnoczłowiekowo. Mam bałagan w mieszkaniu, pomieszanie w neuronach, krytyczny poziom agresji podskórnej, serce mnie boli...Irytują mnie ludzie, tramwaje, hałas, mam dość załatwień, obowiązków, wstawania rano, nieprzespanych nocy, tłumaczeń, telefonów, pacjentów i wszystkich chorób świata...
Znikam sobie, na chwilę, na dłużej, na większość. Pokontemplować opadające jabłka, szum wiatru, stukot deszczu, odnaleźć siebie poza sobą, posłuchać ciszy. Życzę wszystkim szczęścia, powodzenia i kwitnącej miłości. Każdy z nas jet na tyle wielki, na ile nie umniejsza siebie. Życie to naprawdę piękna sprawa.



Może to był sen.
Silnik cierpienia wył
zawsze o tej samej porze.
Między naszą miłością.

Ktoś wychodził.
Ktoś wchodził.
Zaszyfrowane kolacje.
Sekrety pod stołem.

Zagadka
nie kończyła się
na pełni Słońca.

Zaskakiwały nas
łamigłówki miast
i enigma morza
wypluwająca butelkę
z wołaniem o pomoc.

Zawsze o tej samej porze
wracała szarada.
Z rozgadaną kombinacją liter.

Wpadaliśmy sobie
w zdania
na te same tematy.

Świat
w którym żyliśmy
nazywał się Rebus
i gwizdał na nasze pytania
huraganem dziejów....

wtorek, 8 września 2015

Jaki to ma wszystko sens....

Czasem idę sobie wzdłuż ulicy powolnym krokiem i w zamyśleniu gubię czas. Wysypuje mi się z kieszeni, plecaka, mózgu. Jak odpustowe cukierki pełne cukru i tłuszczu, ale za to chwilowego smaku mające mniej więcej tyle, co przyjemności zaklętej w zakazanych słodkościach...
 Szedłem dzisiaj z zagubionym sensem próbując dogonić chociaż światło zachodzącego słońca, coś zrozumieć, nadać znaczenie temu istnieniu, które codziennie budzi mnie niedospaniem, marzeniami o innym świecie. O innym mnie. O takiej radości, która Cię liże po nogach po powrocie do domu, nakłada niebanalną naturalną ochronę przed światem, podgrzewa barszcz i szepcze same wielkie prawdy życia, że gdyby nie Ty to nic nie miałoby sensu...staje się bogiem chwil, instytucją przyczyny i celu, instytutem znaczenia.
Po co człowiekowi cierpienie? Na co ten wszelaki ból, niepełnosprawność, niedoskonałość w istnieniu, ten zapach rozkładu, utkwiony wzrok przeznaczenia w białej ścianie ograniczeń... po co? Ksiądz Tischner, mój ulubiony, w łożu boleści wyrzekł : " nie uszlachetnia ". Więc po co? Ku światu, ku drugiemu...? " sein zum Tode" ?
Nigdy w życiu nie pogodzę się ze śmiercią moich pacjentów, choćby była logiczną konsekwencją natury. Nigdy nie przyjmę niczego bardziej naturalnie od mojej śmierci. Podpiszę się pod nią obydwiema rękami.



Ptak
któremu odwołano lot
do nieba
drzemie
na płycie mojej dłoni
Bóg zapowiada wreszcie
odlot
właściwych marzeń
uroczyście otwarto
hangar człowieczeństwa....
czekamy
na właściwą pogodę
rozumienia


P. S. Terapeutyczna uśmiechnięta gęba Prof. Tischnera zagląda mi przez ramię do sumienia pisanego tuszem dni, chyba się naprawiam gestem woli.

poniedziałek, 7 września 2015

Świecie nasz...

Czasem jesteś piękny. Kosmiczny ciuch.
Nieziemska garderoba krajobrazów.
Twoim ciałem zajmują się erudyci.
Badacze żywiołów.

Ktoś ciągle przewiduje twój koniec.
Nie masz bliskiej rodziny. Komu
to wszystko zapiszesz? Wścibskie planety żywiołów
miałyby pewnie ochotę....

Jesteś wieczny? Zapach
martwego sezonu zaprzecza.
Nieprawda ma czasem rację.

Poradzę sobie bez ciebie.
W końcu niczego mi nie przyrzekasz.

Nawet nie wiem
czy to historia nas stworzyła
czy my stworzyliśmy historię.
Czy jesteśmy tylko echem
czyjegoś innego serca.