Moje Pieniny

Moje Pieniny

niedziela, 28 lutego 2016

Spracowany anioł stróż

Czasami mam wrażenie, że prześladuje mnie jakiś koszmarny duch czasu...Boję się wygrzać uczucia, prawdziwe myśli, rzeczywistość.Boję się przyznać do tego, że czuję. Zawsze to kogoś boli, uwiera. Przyznanie się do uczuć jest szalenie bolesne, bo odkrywa klatkę, najbardziej nagą część ciała...
Czuję, cholernie czuję. A dobre uczucia są podobno w cenie...

" Mój starczy anioł stróż
to ten któremu skrzydła płoną naftaliną
nie może wyprostować kręgosłupa
obniża loty z niedowidzenia
ostrożnie zjada papkę dni
doszukując się ości godzin
miewa migrenę w słoneczny jasny czas
zupełnie nie pojmuje ortografii miłości
ujada za oknem nocy
zostawiając samego
na pastwę myśli dłoni niebytu.
Ogląda się za staruszkami
nie szczędząc krytyki sprawnym
smakuje zioła substancji
zupełnie ignorując istotę.
Czyta w czyichś głośnych myślach
zostawiając ogryzki słów
nie - smaku nie - słów nie - sensu.
Wyrażenie KOCHAĆ w tym dialekcie
znaczy tyle co BYĆ albo NIE BYĆ'







czwartek, 25 lutego 2016

Troye Sivan - TALK ME DOWN (Blue Neighbourhood Part 3/3)

Mija to życie niezwykle szybko. Obłędnie, nie wiem kiedy minęły te dwa miesiące roku. Dzień coraz dłuższy, powietrze przepełnione nadchodzącą wiosną, jakieś olśnienia coraz większe... ważne, że do przodu :-)
Zarezerwowałem pokoje w górach i w Rzymie, jak się nie cieszyć... kiedy wszystko przed nami. No i chudnę, dopiero 2 kg ale zawsze coś! Zaktualizowałem nieco swoje myślenie. Mam zaproszenie do Paryża, jakie to miłe, że ktoś chce mnie tam porwać. Mam tez obiecany wschód słońca z lampka wina i najwspanialszym towarzystwem na świecie. A także Kocierz i weekend spa. Ach, życie, czasem po prostu rozpieszczasz....

" Na niebie burym
chmurka jeszcze bardziej bura
z czarną obwódką słońca.

Na lewo, czyli na prawo,
biała gałąź czereśni z czarnymi kwiatami.

Na twojej ciemnej twarzy jasne cienie.
Zasiadłeś przy stoliku
i położyłeś na nim poszarzałe ręce.

Sprawiasz wrażenie ducha,
który próbuje wywoływać żywych.

( Ponieważ jeszcze zaliczam się do nich,
powinnam mu się zjawić i wystukać:
dobranoc, czyli dzień dobry,
żegnaj czyli witaj.
I nie skąpić mu pytań na żadną odpowiedź,
jeśli dotyczą życia,
czyli burzy przed ciszą. )  "

                                   W. S.






wtorek, 23 lutego 2016

To co los spina zwykłym zdaniem historii życie spina nekrologiem miłości...

W życiu chorego przychodzi chwila, kiedy ból ustępuje, gdy człowiek zapada w sen bez majaczeń, potrzeba jedzenia staje się minimalna,a otoczenie niknie w ciemności. Jest to czas, kiedy najbliżsi wędrują nerwowo po korytarzach szpitalnych, udręczeni czekaniem, nie wiedząc, czy mają wyjść, żeby zająć się żywymi, czy zostać przy umieraniu aż do końca. Jest to czas, kiedy za późno na słowa, ale właśnie wtedy ci, co zostają, najgłośniej wołają o pomoc - słowami bez słów. Ileż w nas takich sytuacji, kiedy zostajemy bez słów, w milczeniu, które je przekracza. Stajemy się jak drzewo smagane wiatrem na polu, a jednak odporne na tę pustkę, po której wiatr szaleje. A jednak tworzy historię, zapada w krajobraz






  Umiera się po cichu, to przekracza wszystkie rozumienia....








sobota, 20 lutego 2016

...

" Na stu ludzi

wiedzących wszystko lepiej
 - pięćdziesięciu dwóch;

niepewnych każdego kroku
- prawie cała reszta;

gotowych pomóc,
o ile nie potrwa to długo
- aż czterdziestu dziewięciu;

dobrych zawsze,
bo nie potrafią inaczej- czterech, no może pięciu;

skłonnych do podziwu bez zawiści
- osiemnastu;

żyjących w stałej trwodze
przed kimś albo czymś
- siedemdziesięciu siedmiu;

uzdolnionych do szczęścia
- dwudziestu kilku najwyżej;

niegroźnych pojedynczo,
dziczejących w tłumie
- ponad połowa na pewno;

okrutnych,
kiedy zmuszą ich okoliczności
- tego lepiej nie wiedzieć
nawet w przybliżeniu;

mądrych po szkodzie
- niewielu więcej
niż mądrych przed szkodą;

niczego nie biorących z życia oprócz rzeczy
 - czterdziestu,
chociaż chciałbym się mylić;

skulonych, obolałych
i bez latarki w ciemności
- osiemdziesięciu trzech
prędzej czy później;

godnych współczucia
- dziewięćdziesięciu dziewięciu;

śmiertelnych
- stu na stu.
Liczba, która jak dotąd nie ulega zmianie.  "



wtorek, 9 lutego 2016

Kryzys nr 2

Musiało nastąpić. Nie mogę się przekonać do regularnego łykania tabletek. Żaden alarm w telefonie nie działa, żadne targanie ze sobą wszędzie pudełeczka seniora z przegródkami na dni. Po prostu zapominam i tyle. Zaczęło się od głupiej diosminy. Kiedyś zauważyłem, że na moich - skąd inąd - przystojnych nogach pojawia się po całodniowym staniu przy stole żylak ( tak żylak! ) i to jeszcze na kolanie. No matko święta, w tym wieku żylaki i to jeszcze na kolanie, żeby go chyba jak najszybciej uszkodzić i doczekać się wybroczyn. Ależ mam problemy... Na szczęście nie klęczę ostatnio dużo. :-) I daleko mi do choroby " księży i dewotek". Lecz wracając....jak wpoić w ten rozsierdziały, zalatany umysł, żeby połknął coś oseophagiem raz dziennie. A gdzie witamina c przeciw świńskiej grypie i myślom, a gdzie skrzyp na porost paznokci i włosów coraz mniej widzianych, gdzie witamina d do słońca tęsknotą uwiedziona, gdzie witamina s na witalność i zioła na dobre trawienie rzeczywistości.... A wydawałoby się to takie łatwe. Więc jak będzie z chemią? Chemią na ten koszmarny świat pełen zawiści i wyścigu po kawałek sera. Jak będzie z omeprazolem na palące przełykanie łez. Jak połknąć pokorę wobec ludzi, czasem wydaje się niegodnych śliny. Co z antybiotykami politykostatycznymi, nienawiści podcinającymi DNA, blokującymi replikację jadu. Co z kapsułkami dni, jakie chciałoby się trzymać w ozdobnym krysztale dłoni, za szybą pancerną wspomnień. Jak ja to wszystko jeszcze do końca życia przełknę, nawet jeśli rozdrobnią, zmielą, dodadzą papkę tekturowej rzeczywistości i podadzą grawitacyjnie przez zgłębnik omijający jakiekolwiek poczucie smaku.....

" Po każdej wojnie
ktoś musi posprzątać.
Jaki taki porządek
sam się przecież nie zrobi.

Ktoś musi zepchnąć gruzy
na pobocza dróg,
żeby mogły przejechać
wozy pełne trupów.

Ktoś musi grzęznąć
w szlamie i popiele,
sprężynach kanap,
drzazgach szkła
i krwawych szmatach.

Ktoś musi przywlec belkę
do podparcia ściany,
ktoś oszklić okno
i osadzić drzwi na zawiasach.

Fotogeniczne to nie jest
i wymaga lat.
Wszystkie kamery wyjechały już
na inną wojnę.

Mosty trzeba z powrotem
i dworce na nowo.
W strzępach będą rękawy
od zakasywania.

Ktoś z miotłą w rękach
wspomina jeszcze jak było.
Ktoś słucha
przytakując nie urwaną głową.
Ale już w ich pobliżu
zaczną kręcić się tacy,
których to będzie nudzić.

Ktoś czasem jeszcze
wykopie spod krzaka
przeżarte rdzą argumenty
i poprzenosi je na stos odpadków.

Ci, co wiedzieli
o co tutaj szło,
muszą ustąpić miejsca tym,
co wiedzą mało.
I mniej niż mało.
I wreszcie tylec, co nic.

W trawie, która porosła
przyczyny i skutki,
musi sobie ktoś leżeć
z kłosem w zębach
i gapić się na chmury. "

                                           W.S.




 na ten nadchodzący post i czas :

   Berliner Fernsehturm









piątek, 5 lutego 2016

Numizmatyka przeżyć...

" Czemu ty się, zła godzino
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne. "


 Pod wielkim wrażeniem książki Michała Rusinka o Wisławie, śniłem Ją w środku nocy, w środku niezwykłej ciszy podkazimierskiej głuszy. Usiadła w swojej kwiecistej rozłożystej spódnicy, w ciemnych okularkach, kapelusiku z Włoch i milczała, przerażająco milczała. Obudziłem się gwałtownie, zaświeciłem światło i nie mogłem już usnąć. Przyszły mi jakieś dwa dość składne rymy, ale nie zapisałem przejęty tą wizytą. Nagle cały ten apartament do mojej wyłączności stał się za wielki dla moich przyczajonych strachów i za mały na tak wielką wizytację. Nie usnąłem do świtu. Nie mogłem. I właściwie nie śpię już tak do teraz. Utrwaliłem ową ciszę w sobie niespokojem niecierpliwości. Trawi mnie powoli przepływającym czasem, kiedy tyle się dzieje w powietrzu, na lądzie i w wodzie. " Mogłam być sobą - ale bez zdziwienia, a to by oznaczało, że kimś całkiem innym. "
Po Szczawnicy, Warszawie, Kazimierzu Dolnym, ze zdziwieniem większym niż okna pociągu, ujarzmiam rzeczywistość, inną bo z zupełnie innego horyzontu rozpatrzoną.