Moje Pieniny

Moje Pieniny

czwartek, 28 stycznia 2016

Ars amandi

Nobla dla tego, kto zdefiniuje miłość." Pól królestwa i córkę za żonę " : temu, kto wyprowadzi algorytm rozumienia ludzi. Albo przynajmniej małą cząstkę niezrozumienia.
Jechałem tramwajem patrząc na tory obok, migały belki, rozjazdy, jak w kalejdoskopie, fenomenalnie zgrywając się z kroplami deszczu. Pomyślałem : jak łatwo jest zwariować, oderwać płaty swej świadomości od normy świata, złuszczyć swoją osobowość poplątaniem, zacząć się dusić sobą samym, wyć do wewnątrz, drapać lamperie dni pazurami nienawiści. Pozostać szalonym do granic. Do granic istnienia, chociaż tak naprawdę to, co chwieje się zawsze najbardziej na krawędzi to właśnie byt. Odcinek w czasie, mijany jak kolejne belki na torach. Policzony do sedna w arytmetyce wieczności. Skończony już na początku. Ucelowiony. Z przeznaczeniem w zarodku.
Jest 15, godzina kuszenia. Za oknem ciemno jak przy zaćmieniu świata. Tak samo jak w mojej duszy. Na ratunek kupiłem pączka z adwokatem, 800 kcal przyjemności. Niech mnie wypełni tym bogactwem. Byle nie zwariować, a bynajmniej nie oszukiwać się normalnością.
W poniedziałek jakiś 1 km od mojego mieszkania podpalił się 20 latek. Na placu zabaw. Media podały, że to wskutek konfliktów rodzinnych. wczoraj się dowiedziałem, że to syn znajomej z pracy. Nie zostawił żadnej wiadomości, żadnego listu ( wbrew doniesieniom medialnym ). Jak zrozumieć, jak zaakceptować taki gest woli? Mówię to, mając w pamięci swój. Dzisiaj, kiedy dużo bardziej mi zimno na świecie, nie miałbym już takiego zapału, ani woli. Bez względu na to, jakie mamy życie, trzeba je cenić. Nie my mamy wyłącznik, bez względu na stan żarówki. O ciemności, potwierdzaj tylko definicję światła.








wtorek, 26 stycznia 2016

Kryzys nr I

Wreszcie pojawił się, w pełnej krasie. Nagi i perfidny. Zawładnął niemal całym dniem. Pozostawił rany rozdrażnienia, immanencję wątpliwości. Stał się naocznym świadkiem aury. Odebrał mi całą radość istnienia. Pierwszy wielki kryzys w tym roku. Zmęczenie, przygnębienie, tylko szarość, deszcz, ludzie zgnębieni, duszność, niekończące się wymagania. brak dłoni, ramion, brak uśmiechu, myśli rozkwitających. Ciemność i nicość. Nikt nie czeka. Nie odgrzewa zupy. Nie przynosi pod drzwi zapachu radości domu. Nie rozgrzewa pościeli. Nie rozbiera do prostych znaczeń. Nie podgrzewa wiary choćby w mikrofalówce pamięci. Wszystko zimne, na wpół zastygłe. Uwięźnięte w futrze czasu.
Paradoksalnie - jadąc tramwajem dzisiaj spotkałem chłopca, który pod kurtką miał miesięcznego szczeniaka, niebywałej urody i słodkości, właśnie wiózł go do domu, wyrwanego z objęć rodziny, pierwszą wyprawą do nowego domu, z tak niezwykle smutnymi oczami, a tak słodkim niemowlęcym jestestwem.... uzmysłowiłem sobie, że każdy z nas ma coś takiego w sobie... taką szczenięcość, słodkie wyrazie zakochanie w świecie, nadzieję w odnalezienie domu, bezgraniczne zaufanie, iż niosą nas dobre dłonie w bezpieczne miejsce... Tylko dużo i często zapominamy o tym, jak bardzo należy tego pragnąć całym sobą, bo przecież nic innego się nie liczy w tym życiu pomimo g = GM/R 2., jak poczucie bycia pod odpowiednim niebem. Teraz, kiedy możemy je niemal zwiedzać, szczególnie ważne, aby koncentrować się na błekicie światła.


27.stycznia - Międzynarodowy Dzień Pamięci Ofiar Holocaustu


.......................




poniedziałek, 25 stycznia 2016

Myślałem, ale myślenie to tylko funkcja biochemiczna...

Egzaltowana forma depresji : " dusz niedoumieranie". Szalenie mi się podoba. Ma potencjał.
Nie ukrywam, że nie zawsze jestem spełna sił umysłowych i sercowych, nie zawsze łapię w lot ( jeśli w ogóle mi się zdarza ), to jednak pogłębiona nieco refleksja nachodzi mnie czasem zaskoczeniem zmierzchu na przykład. Dlatego nie boję się jeszcze myśleć i wyrażać swoje myśli, mimo że bywa niebezpieczne w dzisiejszej Polsce, o tyle, ze nie brakuje wcale fanatyków niemyślenia.
Niegdyś myślałem, że można być przyjacielem wszystkich, a jak nie wszystkich alles to przynajmniej większości. Nie miało to wiele wspólnego z refleksją na temat wrogów. Wrogowie to nadal dla mnie niezwykle uszaści i włochaci przybysze znikąd. A jednak... nie da się fizycznie nawet, cholera, zrobić każdemu dobrze. Bynajmniej nie myślę tutaj o ciężkim wyborze kto pierwszy.... Powiedzmy sobie wprost : życie nie jest tylko autostradą do bycia, ale jest małymi dróżkami do współbycia. Niemal współżycia, choć przyznam owo określenie rodzi we mnie mieszane uczucia. Ale jakieś uczucia są. Tutaj natykamy się na zaporkę, do jakich uczuć mamy prawo, jakie są dopuszczalne, co znaczy, że są usprawiedliwione? Przypominam, że rozmawiamy o uczuciach, a nie emocjach. Podejrzewam, że nawet tych nikt nikomu nie zabroniłby. W każdym razie co dopuszcza je do obiegu, pozwala akceptować? Rozsądek, naturalność owych, czy może normy obyczajowe? Zresztą czym są normy... Ogrodzonym wybiegiem dla poglądów?
O niektórych rzeczach powinno się mówić na wskroś wprost. Ułatwiłoby to sytuacje i dodało zdrowie uczestnikom. Wreszcie oszczędziłoby czasu, jaki można wykorzystać na prawdziwie szczęśliwe życie. Bóg zaplątał nas w wiele chorób i przypadłości, nie musimy niczego nadrabiać. Żaden to wyczyn leczyć niedomogę fizyczną, a zostawiać człowieka w przepaści nierozumienia.
Błogosławieni, którzy pierwsi upuszczają kamień, albowiem oni dostąpią oświecenia.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Nadzieja czasem przydziewa czyjeś imię

Próbowałem znaleźć jakieś odpowiedzi na zadane tydzień temu pytania, ale im bardziej ich szukałem tym usilniej ich nie było. Przedwczoraj przyśniło mi się niezwykłe zdarzenie. Moja nieżyjąca cioteczka przyleciała pięknym samolotem, wylądowała na ulicy w Hucie pełnej słońca, błękitu, wysiadła i powiedziała do mnie, że życie trzeba samemu sobie uromantyczniać dlatego zamówiła dla nas niezwykły pokaz fajerwerków. I rzeczywiście taki za chwilę się odbył. Obudziłem się pełen wrażenia. Nawet pomyślałem by zadzwonić do cioteczki i opowiedzieć Jej sen, ale przecież.... za chwilę będzie 5 lat, kiedy nie mam jak zadzwonić do Niej u mówić się na głupie gadanie, na popołudnie pełne herbaty i narzekań. Takie chwile uzmysławiają jak ważna jest obecność ta, co jest. Szybko jej w naszym życiu brakuje, choć wydaje się doskonałą odpowiedzią na wszelkie wątpliwości i niewiedzę i nic, ale to absolutnie nic nie ma większej wartości. To, co możemy dać drugiemu największe To, to właśnie obecność, czas, bycie. Stara to prawda i zupełnie niedoceniana prostota naszego życia. Kiedy zatrzymuję się w tym świecie, patrzę przed siebie i pytam czy jestem, wówczas potykając się o swoje ego w pędzie za niewidzialnym pędem, czuję że jestem i nic nie muszę poza tym byciem, z którym uczynię co tylko zechcę. I albo je rozdam, albo przetrawię na miliardy kruchych chwil nie do odzyskania. Takie wakacje od JA, nadzieja z imieniem ....











niedziela, 10 stycznia 2016

Pytania

Dlaczego musimy umrzeć? Gdzie jest słońce kiedy śpi? Czemu innym jest lepiej? Kiedy wreszcie poczuję się szczęśliwy? Co to znaczy umrzeć? Czy rzeczywiście śniadanie jest najważniejszym z posiłków? Skąd się bierze nadzieja? Dlaczego trzeba być twardym? Kiedy tak naprawdę osiąga się dojrzałość? Dlaczemu nie rozumiem niektórych ludzi? Czy zawsze trzeba się godzić z losem? Dlaczego boli, gdy ktoś odchodzi? Jestem w stanie decydować o swoim życiu? Czemu cierpienie nie uszlachetnia jednak? Co zrobić z uszkodzoną duszą? Jak się pozbyć cellulitu? Czemu dusza też się łuszczy? I dlaczego pierwsza miłość często jest nie ostatnią? Jak zdradzić doskonale? Komu przyznać osobowość kluczową w życiu? Dlaczego marchewka nie smakuje jak tort czekoladowy? Kiedy wreszcie osiąga się poczucie bezpieczeństwa całkowitego? Czy można kochać bez granic? Czy w ogóle istnieją jakieś granice? Czym one są? Ile właściwie wystarczy do życia? Czy przypadkiem tego nie nadinterpretowuję? Kiedy osiąga się świadomość siebie? Kiedy jest się dobrym? Właściwie co można mieć? Co tak naprawdę boli duszę? Czy przyjemność zmysłowa jest warta kompromisu z duszą? Czy zamieszkując raz w sercu zostaje się tam na zawsze? A może sens ma tylko jego poszukiwanie? Czemu jest tak mało odpowiedzi?

wtorek, 5 stycznia 2016

Moment

Są takie chwile w życiu, kiedy staje się naprzeciw samego siebie i patrzy jak na obcego człowieka. Łatwo go wówczas osądzić, oskarżyć lub pospiesznie opluć. Alę są też takie, kiedy mając świadomość siebie wreszcie można się przyznać, jak wiele zła uczyniłem. Oszukałem, zdradziłem, skłamałem, zaniedbałem, zobojętniałem. Wobec tego wszystkiego przeszedłem do porządku dziennego albo zaprzeczyłem sobie. Pod celofanikiem rozgrzeszenia udałem, ze nic się nie dzieje. Ale staję wobec siebie i widzę, że to nie jest ten człowiek, którym pragnie być. Przytakuje, zgadza się, przyjmuje jak swoje. To nawet nie jest kompromis, to konformizm. Taki właśnie w najlepsze wyściela nas od wewnątrz. Taka otrzewna ścienna, jak podszewka na gorsze dni.
Usłyszałem wczoraj od pacjentki, że cierpienie samo w sobie sensu nie ma ( jak zbieżnie z "nieuszlachetnianiem" ks. Tischnera), zatem po co? I lakoniczna odpowiedź, że gdyby go nie było nie umielibyśmy docenić prawdziwych wartości, nie umielibyśmy się nawrócić, dostrzec, że mamy wybór. Kluczowe : zawsze mamy wybór. Bez względu na to, co się komuś innemu podoba i kto co sądzi. Zawsze mamy wybór być sobą. Prawdziwym sobą. Nawet za spalonymi mostami.