Moje Pieniny

Moje Pieniny

czwartek, 29 stycznia 2015

Najgorszy człowiek na świecie.

"   Nie wiem od czego zacząć.Standardowo zaczyna się tak : " mam na imię Krystyna, jestem alkoholiczką i narkomanką". To bardzo chujowa formuła.
Wszyscy musimy się jej nauczyć.
To znaczy: nie wszyscy. Ci, którzy mają problem.


Postanowiłam przed trzydziestką zostać osobą zdrową Usłyszałam, że w związku z tym nie mogę już palić jointów i mam pójść do betonowej przychodni ds.uzależnień, gdzie nie trzeba płacić za terapię, i żebym miała blisko, bo nie będzie mi się chciało chodzić.
 I tak mi sie nie chciało.
 Bo komu by się chciało zmieniać upojne noce w Jadłodajni Filozoficznej, gdzie każdy może zostać menadżerem twojego zespołu, na spotkania w przychodni NFZ z tym państwem, co mają kuratora, wyrok i rozwód w toku. Kiedy wskoczyłam tam za pierwszym razem w swoich zielonych baletkach, czułam się, jakby mnie ktoś wyciął z innego magazynu lajfstajlowego.

To jest oczywiście długa historia.

Myślałam wielokrotnie nad tym, kiedy się zaczęła, i zawsze miałam wrażenie, że jednak w Mrągowie. Mój stary był diskdżokejem, puszczał płyty na dyskotece. Raz w miesiącu jechaliśmy na tydzień całą rodziną, czasem z babcią, do hotelu Mrongovia nad jeziorem Czos. Miałam trzy albo cztery lata, obudziłam się w środku nocy w pokoju hotelowym i nikogo nie było. Nie wiedziałam, co mam zrobić, obudziłam się w  epoce poatomowej, nikt mi nie mógł nic wyjaśnić i strasznie się bałam. I wyszłam, bo to było na parterze, boso na trawę, i krzyczałam " mamo, mamo", i nie wiedziałam dokąd iść.

Właśnie tak się czuję przez całe życie.



Jeszcze zanim zacznę, chcę powiedzieć coś, co odkryłam zupełnie niedawno.
  KAŻDY SIĘ WSTYDZI.
  KAŻDY SIĘ WSTYDZI TRZECH RZECZY.
  ŻE NIE JEST ŁADNY.
  ŻE ZA MAŁO WIE.
  I ŻE NIE WYSTARCZAJĄCO DOBRZE RADZI SOBIE W ŻYCIU.
  KAŻDY.
  Dlaczego więc nikt się do tego nie przyznaje? Dlaczego nikt o tym nie mówi? O ile łatwiej by nam się rozmawiało na przyjęciach, gdyby można to powiedzieć głośno.   "


   Małgorzata Halber.

Zaczynamy....

czwartek, 22 stycznia 2015

Deszcz błogosławieństw ?

" Nie płacz w liście
nie pisz, że los Ciebie kopnął
nie ma na ziemi sytuacji bez wyjścia.
Kiedy Bóg drzwi zamyka to otwiera okno
Odetchnij, popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij, że jesteś, kiedy mówisz że kochasz. "
                                                   ks. J. Twardowski


  tyle dzisiaj mam do przekazania, żadnych innych słów nie umiem wypowiedzieć

poniedziałek, 19 stycznia 2015

homo sapiens innocens

" No a potem z powrotem,
polaną dobrze mu znaną,
ale już niepodobną do widzianej rano.

I dopiero wśród ludzi ogarnia go złość,
bo każdy mu jest winny, kto od innych inny. "

  Blue monday przekształca się pomału w zielony wtorek, niech będzie błogosławiony ciszą uczuć.

Blue monday

19. dzień roku, imieniny Erwina, Henryka, Józefa - wszystkiego cudownego.

Dzisiaj opiekuje się nami sam Anioł Miłości. Uosabia nasze wielkie pragnienie zaufania, wejścia w głęboki związek emocjonalny, rozumienie namiętności.

  Dzisiaj wypada " blue monday " - najbardziej przygnębiający dzień roku. Wyliczony z czynników psychologicznych, pogodowych i ekonomicznych. Ja mam takie przekonanie, że od tego poniedziałku wszystko może być inne,a przynajmniej nie takie jak było. Nie można się bać nowego życia, w końcu opiera się na tym, co niezmienne - miłości. Wszystkiego przyjemnego na dzisiaj :-)

środa, 14 stycznia 2015

Ktoś musi

" Egzystencjonalizm ( by me ) - spokój umysłu i duszy. Obojętność cenowa przy wyborze szynki i sera przy sklepowej półce. Możliwość spakowania walizki i podróży byle gdzie, nie byle z kim. Szansa telefonu do przyjaciela o 3 w nocy z argentyńskiego aresztu ze świadomością, że masz na kogo liczyć. Patrzeć w czyjeś oczy i po prostu wiedzieć. Powiedzieć najbliższym, że nie muszą się martwić o jutro i kolejne jutro. Miękkie serce, twarda dupa. Samoświadomość, samowystarczalność i nieakceptowalna samotność. Bycie kimś będąc sobą.


Naprawdę.
Wystarczy.        "
   

    Znalazłem ten tekst na blogu ktosmusi.blogspot.com przepraszam, ze wykorzystałem. Musiałem się podzielić, jest niebywale esencjonalny na dzisiaj.



Regina Brett

Niechętnie sięgam do książek o takiej "reputacji". Pseudo - psychologią zwą znawcy tematu wszelkie pozycje o psychologii optymizmu i stawiania na swoim zmianą myślenia. Przychylam się coraz częściej do takiego przekonania, gdyż sam kiedyś zaczytywałem się w myśleniu abstrakcyjnym tzw.  " rewolucjonistów" patrzenia na świat. Tamten optymizm na szczęście nie umarł, pozostał jednak niebywale katalizowany codziennością. Dzisiaj niełatwo uwierzyć mi w zmianę świata poprzez nastawienie, chyba, że jest to po prostu inne patrzenie na tę samą rzeczywistość. Chciałbym, troszkę w porywie noworocznego optymizmu, polecić Reginę Brett jakby do poduszki, jakby do śniadania. Jej pierwsza książka z cyklu " lekcji na trudniejsze chwile życia", sprawiają obecnie, że z nawróconą wrażliwością przyglądam się ludziom.
Regina Brett, " Bóg nigdy nie mruga", wydawnictwo Insignis, Kraków 2012.
Lekcja 11 :
  " Pogódź się z przeszłością, by nie psuła Ci teraźniejszości. "

" Czy zdarzają się wam takie dni, kiedy wszystko jest w porządku, a potem nagle się psuje?
Choć na zewnątrz nic się nie zmieniło, w środku czujemy się zupełnie inaczej. Stało się coś, czego nie potrafimy nazwać, i nagle zapadamy się głęboko w siebie.
 Trudno powiedzieć, co wytrąciło nas z równowagi. Jakiś odgłos. Zapach. przypadkowe zdanie. Cos tak błahego wystarczy, żebyśmy znów znaleźli się w swoim prywatnym piekle cierpienia, strachu i rozpaczy. Wszystko dzieje się tak szybko, że człowiek nawet nie wie, jak tam trafił. A czasem ma się wrażenie spadania w zwolnionym tempie, którego nie da się powstrzymać.
 Co wywołuje taką reakcję?
 Każdy jest wyczulony na coś innego, szczególnie ci, którzy w dzieciństwie byli wykorzystywani albo zaniedbywani w ten czy inny sposób. Mnie wystarczy taka błahostka jak zapach kredy i kartony mleka. Widok małych składanych krzesełek, podobnych do tych, na których siedzieliśmy w pierwszej klasie. Płacz dziecka w sklepie. Widok rozgniewanego rodzica, ciągnącego malucha przez parking.
 Czasami każda z tych rzeczy może wytrącić mnie z równowagi. Nagle czuję się przerażona i samotna, tracę kontakt z rzeczywistością. Nazywam to nagłym atakiem dzieciństwa. W mgnieniu oka przestaję być dorosłą, poukładana osobą. Staję się bezbronna i przestraszona, i nie rozumiem dlaczego. Pewien terapeuta, który kiedyś pracował z weteranami wojny w Wietnamie, powiedział mi, że dorośli, którzy jako dzieci byli wykorzystywani lub zaniedbywani, mogą cierpieć na stres pourazowy. Przez lata nosimy w sobie krzywdy z dzieciństwa, które, niczym odłamki, torują sobie drogę wewnątrz ciała, żeby się z niego wydostać.
 Dawniej potrzebowałam wielu dni, żeby wrócić do stanu równowagi. W tym czasie chodziłam do pracy, gotowałam obiad, bawiłam się z dzieckiem i usiłowałam normalnie funkcjonować, chociaż w środku czułam się tak, jakbym była na skraju załamania nerwowego. Jeszcze jedna kropla, a dzban goryczy przelałby się i zostałby ze mnie tylko kałuża łez.
 Dzieciństwo odciska piętno na każdym z nas. Większość ludzi wyniosła z tego okresu wiele ran - na tyle małych, że rzadko są podrażniane, a potem łatwo i szybko się goją. Inni mają psychikę przypominającą krajobraz księżycowy pełen głębokich kraterów, pozostawionych przez chorych psychicznie krewnych lub nauczycieli, przemoc domową czy molestowanie seksualne albo rękoczyny i furię rodziców, którzy jako dzieci też byli przez kogoś wykorzystywani lub zaniedbywani.
 Poważne sprawy rzadko zbijają nas z nóg. Poważne sprawy można dostrzec z daleka i ich uniknąć. Jeśli widzisz lub słyszysz nadjeżdżający pociąg, schodzisz z torów i trzymasz się od niego z daleka. To drobiazgi wbijają cię w ziemię. To, czego nie zobaczysz, póki nie spojrzysz w lusterko wsteczne.
  ( ... ) Moi przyjaciele z terapii opowiedzieli mi taką historię :
 Pewnej nocy pijak wychodzi z baru i w drodze do domu wpada w głęboką dziurę na drodze. Nie potrafi się z niej wydostać. Jakiś przechodzień wrzuca do środka Biblię, cytuje z niej wersy, żeby dodać uwięzionemu nadziei i odchodzi. Terapeuta zatrzymuje się i próbuje pomóc pijakowi zrozumieć, dlaczego w ogóle wpadł do tej dziury. W końcu jego krzyki słyszy zdrowiejący alkoholik.
 - Czy możesz mi pomóc? - woła mężczyzna z rowu.
 - Pewnie! - odpowiada trzeźwy i wskakuje do środka. Pijak wrzeszczy :
 - O nie, teraz obaj utknęliśmy w tym rowie!
Trzeźwy uśmiecha się i odpowiada:
 - Nie martw się. Już tu byłem. Wiem, jak się stąd wydostać. Wyjdziemy razem.
 Nie chodzi tylko o to, żeby omijać tę dziurę z daleka. Ani o to, żeby szybciej się z niej wydostać. Chodzi o to, żeby ją zasypać, tak by już nikt do niej nie wpadł. Czym można ją wypełnić? Miłością: miłością do siebie, miłością do innych, miłością do Boga.
 Kiedy ostatni raz wydostałam się z dołka pod tytułem: " nie jestem dość dobra", modliłam się: " Jak mam uwierzyć w to, że jestem dość dobra?". W głębi duszy usłyszałam cichą odpowiedź: " Pomagaj innym uwierzyć w to, że oni są dość dobrzy. "    "


  Takie lekcje wydają się banalne. Pewnie wszyscy to kiedyś gdzieś słyszeliśmy. Wydaje się, że jesteśmy w jakiś sposób skrzywdzeni przeszłością. Mój deficyt bliskości, pragnienie bezpieczeństwa pewnie wynikają z tego, że wychowany bez ojca miałem właściwie zawsze pusty dom. Nie było w nim radości biegającego rodzeństwa, nie było przytulania na dobranoc, a przynajmniej nie tak dużo, jak dziecko potrzebuje. Pamiętam tę pustkę, pamiętam te dni wypełnione ludźmi spoza - paniami ze szkoły, świetlicy, sąsiadkami. Dzisiaj, kiedy bardziej niż dziecko chyba pragnę poczucia bycia ważnym dla kogoś, paradoksalnie boję się zbliżyć i otworzyć. Wolę uciec, zmienić temat, pozostać gdzieś obok. Najłatwiej byłoby mi odpowiedzialnością za to obarczyć moją chłodną emocjonalnie matkę. Zarzucić Jej ten chłód od samego dzieciństwa. Tego, że nie potrafi rozmawiać. Właściwie ostatnio tylko narzeka i określa, jak bardzo źle się czuje. Ale jak tylko pomyślę, że była jako nastolatka tak bardzo samotna.... zastanawiam się jak to możliwe, jak można tak krzywdzić ludzi, małych, młodych ludzi. Dlatego pójdę teraz zrobić dla nas śniadanie. Usiądziemy w lekkiej ciszy i zjemy wspólnie oglądając  " dzień dobry tvn", jak rodzina, trochę poharatana wewnętrznie, ale jednak razem.

niedziela, 4 stycznia 2015

Historia

Jestem. Jakby od nowa, choć nie na nowo. Nie wiem dlaczego jestem. Tego nie umiem nawet szukać w stosie odpowiedzi na codzienność. Być może kiedyś się nieopatrznie zgodziłem na to, by być, a może po prostu nikt mnie o to nie pytał. Dobrze by było zaistnieć tak zupełnie od początku, z czystą kartą, nawet bez tego doświadczenia, nauki w jaką obrośliśmy dotychczas. Ale czy nasze życie byłoby inne, czy potrafilibyśmy żyć inaczej, by nie dotrzeć do tego punktu, w którym jesteśmy obecnie? Jaki miałoby to sens, wciąż game over i kolejne życie....
Zatem jestem, cały jestem, jaki jestem, ze swoja przeszłością, ze swoim kurzem wspomnień,  okruchem zdrowia psychicznego w kieszeni umysłu i konsumpcją rzeczywistości. Przed chwilą szedłem do sklepu, przez szary zupełnie świat, z mnóstwem śmieci na chodniku, resztkami petard, pod niebem uginającym się od błękitu, rozmyślałem o deficycie mnie w mnie samym. Gdzie podziały się moje dążenia, siła, zapał. Nawet po świętach czuję się jak po katorżniczej pracy, pełen emocjonalnych flaków. Pełen win, lęków, poczucia słabości. Kiedyś nawet myślałem, że przeżycie kolejnego dnia bez uszczerbku mniej lub bardziej naocznego to pełen sukces. Taki pełen wojny obywatel maszeruje, a raczej przemyka się po zakupy. Jak zwykle ten sam sklep, jak zwykle mina desantowca, te same śmieci do spożywania w koszyku, z zapasem ODCZEP SIĘ do całego świata byle szybko do domu, do pokoju, włączyć film i zamknąć się. Dzisiaj nic nie muszę przecież. Ale czy ja w ogóle coś muszę? Podpisałem umowy o pracę, przyrzekłem się opiekować psem ze schroniska, obiecałem pacjentom kolejne wizyty i pomoc. Tylko czy ja tego chcę? Mam tę cudowną " wyżynną możliwość", że chcę? Właściwie czego ja chcę?
Nie za łatwo i nie za szybko zgadzamy się to, by po prostu żyć, by przeżyć, na przetrwanie? Na szablon nas samych?
Staje przed Wami człowiek pełen niepokoju, pełen strachu o siebie i swój " święty spokój", człowiek mały, pełen winy, wyrządzonych krzywd, z wyraźnie zaznaczonym okresem ważności, z datą przeterminowania. Ale człowiek, który idzie, wychodzi z nory by obejrzeć słońce, bo chyba właściwie nigdy dotychczas się nie przyjrzał. Nieważna jest do końca ta historia, dopóki ktoś nie postawi kropki na końcu ostatniego zdania. Póki czas trwa i odlicza go nasze ciało, nasz umysł, nasza obecność to historia się tworzy....