Moje Pieniny

Moje Pieniny

sobota, 31 grudnia 2016

2017 ściątko

Niech żyją wszystkie anioły czasu.... przekoczowaliśmy ten straszny rok. Przestępny i nieprzystępny. Rok zamachów, porwań, głupich wyborów, hegemonii partii moczowej, improwizacji i ciągłych skarg. Na szczęście był piękny maj, dużo dobrej muzyki, ciepli ludzie, wspaniałe ŚDM, piękne inwestycje i fala słusznej krytyki. Stając na progu 7-ki dobrze pomyśleć 7 życzeń, które nie mając wyjścia spełnią się z nawiązką. A ja Wam opowiem o nic w przyszłym roku. Cuuudownego wieczoru i najlepszego roku w karierze Człowieka. Ściskam bardzo mocno nadzieją.

niedziela, 25 grudnia 2016

Kolęda niepokoju

Usiadłem świątecznie przed sobą i wciąż zadaję sobie pytanie o sens. Obrosłem kolejny rok tłuszczem na sercu, na umyśle, pozwalam nadal zamykać się w nieswoim chceniu, przyzwalając po cichu na to, by właściwie żyć machinalnie. Pozwalam na zło. W sobie, poza mną. Byle było bezpiecznie w domu, dopóki mnie nie dotyka to właściwie nie istnieje. Dużo od wczoraj rozmyślam o tej masie ludzi, którzy dręczeni w swoich domach przez rodzinę wiodą swój los zupełnie bez skarg. O tych bitych, poniżanych, zniewalanych psychicznie, o wszystkich, którzy żyją w sposób wbrew sobie i swej godności. Bez względu na to, czy umieją się przeciwstawić czy po prostu nie mogą wydobyć odwagi. Albo nawet przez zasiedzenie. Ile jest takich ludzi wokół nas. Niby normalne rodziny. Normalni współpracownicy. Nie rzucają się w oczy, nie krzyczą ,nie piszą podań i odwołań. Nie histeryzują publicznie. Wszystko noszą w sobie, do wewnątrz. Swoją hańbę, ból, biedę. Żyją dla nas jak my. Ale zupełnie inaczej. Diametralnie inaczej. Przechodzimy tak obok siebie codziennie nie zaprzątając sobie myśli zupełnie.
    KIedy myślę nad życzeniami w ten czas, co roku bardziej i dłużej, może też dla tego, że coraz więcej osób, którym chce się szczerze życzyć tego, co najlepsze dla każdego i indywidualnie, przychodzi mi na myśl, że właściwie banalnie, ale życzyłbym dobrej normalności najchętniej. Takiej, gdzie wolność i godność to mianowniki działań, odnośniki imion, nazw i zjawisk. Żeby płacz, śmiech, uniesienia były podyktowane Bożym porządkiem życia. By smakować i słodkości, ale i kwaśność, gorycz, słoność. Słusznie, wydaje mi się, bp Pieronek wczoraj powiedział, że cnota kryje się w złotym środku, w sytuacji, gdy nie brniemy do skrajności. Łąka najpiękniejsza to taka, na której całe mnóstwo różnych kwiatków rośnie razem ze sobą. I chyba taka alegoria jest pięknym pragnieniem na ten czas i na wszelkie inne czasy, te biologiczne i nasze mentalne. Idźmy do przodu. Wolni. Piękni sobą.







Zdejmuję z twojej twarzy
okruszek kruchego ciasta ze śliwkami.
Maleńka czcionka czułości.

Z dala od wszelkich pomysłów
kładę go na starej porcelanie kartki.
Niech się zapisze na zawsze.

Nie wiadomo kiedy
zdmuchnął wszystko przeciąg.
Ktoś otworzył okno. Ktoś otworzył drzwi.

Po latach wciąż
spaceruję po cukierniach.
Mam żal że mi się tylko zdajesz.
I nawet noc się nie domyśla
kiedy jesteśmy razem.







czwartek, 15 grudnia 2016

Nieznośny świat

Tak się zastanawiałem dzisiaj wracając z pracy czy to ja mam problem ze wszystkim niemal, czy też świat jest nieznośny. Niektóre sprawy zupełnie nie mieszczą się w moim małym rozumku, w sercu już dawno. Po prostu ciężko się pogodzić z tym, że ktoś odchodzi, coś się kończy, sami siebie rozczarowujemy. Nadawanie etykiety człowieka to nie żadna stygmatyzacja, a uwolnienie od niej. Zauważyłem dzisiaj, że jest taka masa ludzi skrzywionych, niechętnych, mordy takie, że pięć lat bez zawieszenia za same miny. Pośpiech, utyskiwania, wszyscy są dla siebie najważniejsi. Wszędzie kolejki, tłumy i syczenie. A gdzie radość przygotowań, nabywanie świętości, wesołe oczekiwanie. Choinki już ubrane, ciasta zamówione, uszka też, prezenty niesie kurier, a my wciąż niezadowoleni i nieobecni. Cholerka, nie o taki świat walczyliśmy. Ja się sprzeciwiam. Niedowierzam całym tym sklepowym blaskom ani smakom. Trzeba się radować kolejnym Bożym Narodzeniem bo zgłupiejemy już całkiem, przestanie mieć dla nas wartość to, co najpiękniejsze, nasze wspólne ciepło....





sobota, 10 grudnia 2016

List do śmierci

Moja Droga,
przeszkodzę oddechem wbrew
pełnym nieodczytanych mów,
zostawiona przy drinku czasu
nabierasz humoru
bezdomnych dni.
Zagryzają Cię
prostackim JA
wyrwanym z katalogu botaniki
anielskiego milczenia.
W każdym z tych
dźwięków nieobecności
prosta fraza
że gdzie Ty
tam i nic już
nie zostanie
śladem
tej wielkości serca
Cisza Twoim
znakiem
w nas jedynie
sekcja uczuć
zawsze z tym samym wynikiem
dobrej nocy Kochany...

niedziela, 4 grudnia 2016

Ku nom...

Taki oto napis pamiętam sprzed kaplicy na Gubałówce swego czasu. Już go niestety nie ma. Tak jak i tamtego czaru, pomimo rozbudowanej infrastruktury. Jedyne, co zostało niezmienne to cisza wieczorna, pustka, niebywałe niebycie pomimo chcenia. Człowiek odnajduje się niebywale zacnie w takiej rzeczywistości. Staje się swoją definicją. Nierzadko pomimo. Ale.... być i zażyć góry, ślebodę, przestrzeń... bezcenne. Mimo, że za większość odpowiada Mastercard.
  Wracałem dzisiaj z zajęć, przytrzymany na jednym z rond spojrzałem na zwieńczenie wieżowca biurowca, gdzie biegły jakieś przewody grubości człowieka, nie byłoby nic w tym nic dziwnego, tylko one mieniły się w świetle zachodzącego słońca milionem barw.... tak zwyczajnie. Jak nasze życie, którego nie dostrzegamy w owym świetle. Dopóki...
Myślałem, jak je zakończyć.... chyba najlepiej jednak zachodem światła.... jakkolwiek praktyka bierze górę....







http://bogiarphotography.flog.pl

piątek, 11 listopada 2016

Mieciobyć

To jest tak, że czasem się udaje, że żyć znaczy być. Zwłaszcza wtedy, gdy uśmiecha się jedynie świeczka wspomnienie o zapachu mango notabebe, kiedy za oknem tylko mgła wspomnień. kiedyś dotyk, kiedyś bliskość, kiedyś bycie razem. Kiedyś sens. Kiedyś wszystko... Ile czasu już minęło, gdy byłem na kopcu Kościuszki. Przecież to miasto moje... a mijają lata. Podobno nie da się przejść przez cmentarz salwatorski, tyle kwiatów na grobie Wajdy. Byłoby to tylko oznaką absolutnego uznania dla geniuszu, gdyby nie fakt, że otworzył zatrzaśnięte drzwi dla kreatotwórczego istnienia. Nie miieć znaczy wreszcie także być. I nie na odwrót. Następne prawo Newtona.




poniedziałek, 10 października 2016

Do widzenia

Dziękuję za wszystko. Ten czas się skończył. Najchętniej skasowałbym cały ten blog, ale z ciekawości ( choćby przestworzy ) zapragnę pewnie poczytać jeszcze kiedyś te głupotki. Jeśli kiedykolwiek wpadnę na równie wspaniały pomysł pisać w przestrzeń pewnie odnajdziecie tutaj odpowiedni adres, Aniołowie cierpliwości wszelakiej. Nie napisze nic mądrego na pożegnanie, choćbym miał wygrzebać z czeluści książek i myśli mądrych. Umieram w pustce. Uczuć, pracy umysłowej, w bezrobociu istnienia.
                                    WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO

niedziela, 25 września 2016

Przesłanie

 "Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu
po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę

idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch

ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo

bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznych rachunku jedynie to się liczy

a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrywają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys

i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie

strzeż się jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz
powtarzaj : zostałem powołany - czyż nie było lepszych

strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy
światło na murze splendor nieba
one nie potrzebują twojego ciepłego oddechu
są po to aby mówić: nikt cie nie pocieszy

czuwaj kiedy światło na górach daje znak - wstań i idź
dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę

powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku

a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką
chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku

idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek
do grona twoich przodków : Gilgamesza Hektora Rolanda
obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów

Bądź wierny Idź  "



środa, 21 września 2016

Tani obrazek z widnokręgu

Strasznie mi smutno jakoś ostatnio. Wiem, że mam do tego tendencje. Że dużo łatwiej mi w nią uciec, niż stawić czoła wymagającej radości. Smutno, bo świat jest smutny, ludzie są smutni, bo zapominamy o tym, co ważne, o tym co bliskie. Bo przekształcamy swoje życie w trwanie, w odcinki czasu między przeżyciami. Między miłością a miłością. Tracąc czas...


Do widzenia ludzie.
Wynajmuję świat
z pełnym wyposażeniem.
Szafy gór i pagórków.
Dywany nizin.
Kontenery wulkanów.
Walizki lądów i półwyspów.
Pudła powietrza.
Kapelusze jezior
z piórami sitowia.
Klepsydry pustyń.
Oceany w puszkach po piwie.
Zorze polarne na blacie.
Szaliki dzikiego wina.
Cmentarze pokryte rdzą.
Pajęczyna czasu z kwarcową kukułką.

W domu dla nieuleczalnie chorych
odwiedzamy swój kraj.
Na łące przykrytej gazetą
rozbita butelka.
Błędny ognik w oku.

Do widzenia ludzie.
Za drzwiami czeka na mnie
granitowy garnitur słów.


P.S. Chciałem niniejszym jeszcze tylko podziękować za wszystko. I przeprosić. Dziękuję. Przepraszam

piątek, 16 września 2016

Gdzieś za siedmioma....

W wieczór przed kolejnymi urodzinami siedzę w świetle rachitycznego słońca na balkonie w górach i podziwiam widoki wzrokiem, a nie piechotą, moje kolano powiedziało NIE i dzięki temu obrastam tłuszczem i lenistwem. Chociaż to nie jest najgorsze. Dużo bardziej to, iż mija lato, mija kolejny jasny czas, trzeba się przygotować na jakieś trwanie, bieganie po błocie i suplementowanie witaminy D.
  Siedzę w tym fotelu nasłuchując szelestu liści, patrzę na s[padające jabłka i nieświadomie myślę o tych latach za mną. A gdyby tak cofnąć jednak czas....  Wybrałbym inną szkołę. Inne podwórko. Uczyłbym się więcej i zgoła innych rzeczy. Kochałbym inaczej i innych, oddawał duszę i serce w innych okolicznościach i zupełnie nie tym, co uczyniłem kiedyś. Piłbym mniej wódki, ale więcej wina. Jadłbym mniej, ale zdecydowanie smaczniej. Rozmieniałbym się na drobne, ale w lepszej walucie. Uciekałbym do Kogoś, a nie od kogoś. Chorowałbym mądrzej. Więcej pisał, a mniej skreślał. Bałbym się może więcej, ale z sensem. Umiał patrzeć, a nie oceniać tylko. Słuchać, a nie słyszeć. Pozwalać sobie na głupoty, ale z mądrymi ludźmi. Więcej bym podróżował po ludziach, mniej po ich posiadłościach. Więcej bym cenił ciszę, ale mniej jej stwarzał. Wreszcie wychodziłbym częściej z siebie, żeby się spotkać choćby na krawędzi postaci. Mniej się siebie wstydził, ale więcej pracował nad sobą......     To wszystko bym robił, jakoś inaczej, w innym wymiarze, z inną mądrością czasu.... Tyle, że byłbym kimś innym. A skoro to wiem, to jeszcze jest szansa na świadome życie.
Kiedy tak mówimy o samych brakach, warto wziąć dłoń w dłoń i mocno uświadomić sobie, że cholernie ważne, że się jest. obecność to czasem jedyne, co mamy. Bezcenne, bez względu na wiek. I szalenie słodkie. duuużo bardziej, niż ciastko, które właśnie pochłaniam łyżeczką samotności. Wszystkiego najlepszego Świecie!


" Wracamy z frontu urlopu.
Kończy się nielegalny sezon letni.
Szantażuje nas miejscowy klimat i przestępny rok.
Znużony dialekt liści.

Rezygnujemy z gier liczbowych
i wielkodusznych spekulacji.

Zapadamy się
w roztargnionych wydmach zmierzchu
nad brzegiem koncertu. "



niedziela, 11 września 2016

Może trochę o miłości

Nigdy o tym nie pisałem. To zbyt ciężki temat dla mnie. Dla prostego człowieka z zapiecka myśli. Wszelkie teologiczne wywody jak i najpiękniejsze traktaty to niestety według mojego małego myślenia bzdury warte makulatury. Miłość według mnie jest nieopisywalna, zupełnie niepojmowalna słowem. To Coś, Co wymyka się absolutnie czasem, wymiarem i materią. Miłość przyrody, miłość nauki, miłość mądrości, miłość istnienia... równie puste jak stwierdzenie, że życie jest wyrazem żywotności. Miłość jest. Bez względu na rodzaj opisu. Miłość jest wówczas: gdy wrzucasz złotówkę do kapelusza na ulicy, kiedy sprzątasz po psie, zamalowujesz brzydki napis, biegniesz po bułki dla zgłodniałej ciotki, sadzisz chryzantemy na zapomnianym grobie, jedziesz do szpitala z chorym dzieckiem, szykujesz jajecznicę dla zmęczonego podróżnika, dźwigasz plecak za koleżankę z wycieczki, zwiedzasz czyjeś spracowane ręce balsamem masażu, pożywiasz bezdomne koty, ratujesz wiewiórkę z kubkiem na głowie, przesadzasz drzewa,prasujesz mu koszulę, przynosisz wodę bezdomnym, odmalowujesz podwórko, kupujesz książki do biblioteki, uśmiechasz się do zmęczonej sprzątaczki, odprowadzasz zagubione dziecko, oddajesz znaleziony portfel, pomagasz odnaleźć katalog w bibliotece nowej pracownicy, ułatwiasz dostać się do specjalisty, rozmawiasz, przytulasz na dobry sen, całujesz na dobry dzień, uśmiechasz się bez powodu, łapiesz za rękę, dotykasz, ogrzewasz obecnością, lepisz pierogi, naoliwiasz drzwi, obliczasz pit, instalujesz kontakt, stwarzasz schronienie, czekasz na przystanku, inspirujesz dobre wybory, myśli, pomagasz wysiąść ze zbyt wysokiego progu, zapraszasz na spacer, zawozisz na terapię, odwiedzasz, chowasz do grobu. Miłością jest zawsze czyn, słowo je tylko zapoczątkowuje. Niech dojrzewa w słońcu życia..I ucieka zawsze poza ciało.


Już nie ma tej kawiarni.
Jest zapocona pamięć.
W pośpiechu wykonana reprodukcja.

Nie ma chłopców : filatelistów
zbieraczy znaczków pocztówek i listów.
Kolekcjonerów czarno - białych uzdrowisk.

Skatalogował ich czas.

Nie ma już niedzielnych poranków.
Dogmatycznej mgły.
Krótkowłosych sportowców
wsłuchanych w umięśnione samogłoski.

Nie wybaczam piękna
tamtym minionym chwilom
kiedy zapadaliśmy się
w skórzane rozkoszne zapomnienia
dodając chmur do kawy...

środa, 7 września 2016

Dojrzewajmy jak ser

Pewne uświadomienia przychodzą tak samo powoli jak upragniona przesyłka zza ulicy. Inni by już dawno sami ją przynieśli  a jednak ja czekam, jak stary ogrodnik na śmierć. Powoli, dostojnie, mimo to z nieukrywanym strachem. A może lękiem. To przecież nie to samo. Tak samo jak kolor i barwa. Jak myśli a świadomość myśli.
  Uświadomić w sobie lęk... zatem dać wiarę jego istnieniu, powołać go jakoby do żywych. Ustawić jak równego sobie w istnieniu. Pomimo braku materii. Wyciągnąć spod podszewki rzeczywistości. Uszyć na miarę wyobraźni. I obrastać nim jak bluszczem. Świadomość lęku to pierwszy jego wróg. Bo każe nam zaglądać do jego powodu, do macierzy. A tutaj zaledwie ziarenko, mała zygota powodów. Tak mała, że cieszy. Wszystko co małe, to podobno cieszy ( co za głupie gadanie ). Ale dobrze, jesteśmy w sytuacji, gdy ktoś zapomniał, że głupota często chętnie zapładnia pustkę. Potem to już kaskada rozmnożeń.
  Błagam o prezerwatywę wzruszenia, zamyślności, refleksji tzw szeroko pojętej. Rośnijmy w rozum, ale ten odczuwający, a nie kalkulatory chwil.



środa, 31 sierpnia 2016

Trochę o raku duszy

Zapaliłem świeczkę w oknie. Zawsze tak czynię, gdy dopada mnie to niestrudzone przeświadczenie, że gubię sens. Tyle, co go nałapię w dłonie i za chwilę przecieka przez palce. Zmęczenie wkrada się podstępnie pod kąt duszy i rozpycha się swą materią wypychając aksamit spokoju. Pól biedy jeśli wypychając tworzy namiot lub balon, gorzej jeśli tylko kawał zmiętej pościeli życia. Pościeli, którą zmięło zwątpienie.
 Rak duszy to taka choroba, kiedy nie wie się nawet, że jest się chorym. Swoje samopoczucie tłumaczy wszystko inne, a nie sama dusza. W końcu nowotwór to zmutowana tkanka własna. Złośliwa, gdy mało zróżnicowana przypomina tę właściwą. To cały jej sekret. Być jak Ty a jednak nie Tobą. Tworzyć swój własny świat, który nie jest właściwym, prawidłowym, własnym. Tak właśnie złudzeniami zjada wszystko, co prawdziwe....


Piękny tekst Osieckiej, który dzisiaj odkryłem, nadal choroba czy już zdrowienie?

Jestem utrapieniem kierowców. Nieraz tak mocno zamyśliłam się o tobie że oczy zarastają mi grubą łuską jak u ślepnących. Czuję na brzuchu twoje ręce oglądam granatowe kwiaty naszej pierwszej pościeli i idę prosto przed siebie nie słysząc samochodów ani żadnych innych dźwięków. 
Czasem jednak przez wiele godzin nie udaje mi się wyłowić z powietrza twojej twarzy i wtedy biegnę pod szkołę do której chodzi Anna - twoja siostra. Czekam na wielką pauzę a potem żarłocznie wpatruję się w betonowy plac zabaw i w śniadą dziewczynkę grającą w koszykówkę. Czujnie oglądam jej oczy i usta ale cóż to za udręka! Twoja twarz przegląda się w tych rysach tak rzadko tak niewyraźnie…Ot w nagłych grymasach w ledwie widocznych błyskach…Nieraz wracam do domu z pustymi oczami. Umęczona daremnym wysiłkiem z trudem wspinam się na schody. „Może lepiej by było – myślę – gdybym pobiegła pod twój dom?... Staram się jednak zwalczać takie myśli. Wiem że od jakiegoś czasu twoje spojrzenie grozi mi śmiercią wiem to od bardzo poważnych doktorów…Są też stosowne napisy ostrzegawcze na metalowych skrzynkach wystarczy się dobrze rozejrzeć.
Ale mój Boże. To przecież pierwsza moja zima bez ciebie. Śnieg pada osobliwy: każdy płatek w czarnej obwódce. Na ziemi jednak płatki układają się z powrotem w zwykły oświetlony jaskrawym słońcem dla dzieci.
Wystarczy żebym zapatrzyła się w słońce i widzę tamtą zimę nas biegnących ku sobie w potężnych kurtkach jak w kołdrach wzdłuż zielonego parkanu. Cóż to za widok radosny. My ciężcy wówczas i lekcy jak ptacy i ta zaśnieżona uliczka oświetlona elektrycznością…
Uśmiecham się na ten widok z nagła i pogrążam w wesołym małpim szczęściu. Nigdy jednak nie udało mi się umrzeć w tym uśmiechu co byłoby oczywiście najzdrowsze. Staram się tylko zastygnąć w nim jak najdłużej.
Budzę się z bajki w nieopisanym cierpieniu. Wracam do życia jak do Sali tortur. Boli mnie moje puste miejsce.

A. Osiecka

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Troszkę o małym szczęściu...

Jak to jest... dzisiaj się przebudziłem zdecydowanie za wcześnie. Rozejrzałem się i oświeciło mnie.... Jaki ja farciarz w życiu jestem. Leżę w moim nowym łóżku, wśród moich nowych pięknych ścian, wziąłem na kolana mojego nowego laptopa, włączyłem film na dzień dobry, później rmf classic, zrobiłem śniadanie mistrzów, poczytałem pare interesujących wpisów, dyskretnie między zasłonami wkradło się słońce, za 16 dni będę świętować urodziny w moim ukochanym mieście, w Rzymie, mam najwspanialszą Przyjaciółkę, przyjaciela, dobrą satysfakcjonującą pracę, moje serce się budzi po letargu, kocham Kraków, moja Mama jest zdrowa, podchodzi do mnie wspaniale ucieszona najpiękniejsza na świecie psica, umiem czytać i mogę ruszać nogami...czy wszystko inne nie jest trochę przesadzone. Czy zmęczenie ciała nie powinno być na receptę, by doświadczać oświecenia duszy? Za chwilę ugotuję pyszną zupę, obejrzę odcinek Mirandy, zrobię zielony koktajl z jarmużu i soku jabłkowego. Później śmignę na basen, poczytam lekcje włoskiego, wreszcie trafię do moich najwspanialszych pacjentów na świecie, którzy u kresu drogi życiowej przynoszą mi maliny i gruszki rozpieszczając uśmiechem....   tyle szczęścia dla mnie, małego człowieka robotnika.





Popatrzcie jak pięknie, jak wspaniale wypoczywa Beatka...






niedziela, 28 sierpnia 2016

Pożegnanie

Już dawno nie było mi tak smutno. Kończą się wakacje, świerszcze coraz rzewniej graja na skrzydłoskrzypcach, słońce coraz mniej spektakularnie zachodzi za góry wieżowców, ludzie coraz mniej roześmiani, niektórzy zdecydowanie za daleko, a niektórym bezczelna bliskość nie do twarzy. Nie było ogniska, nie było świetlików, zapodziała się gdzieś wędrówka. Tylko jarzeniówki korytarzy i mała inscenizacja lata z upałem za kołnierzykiem i spoconymi dłońmi rzeczywistości. Pocztówki słów przekazywane nieswoimi ustami prawd o czasie, każdorazowo wyjaławiane protokołem dystansu. Za daleko na osłuchanie serca, za blisko na anafilaksję uczuć. Moja dusza wędruje sobie po wyobraźni bezczasu, daleko poza zasięgiem wzroku, nawet w okularach pozostawionych w niepamięci. Przeciwsłonecznych. Jakby to słońce szkodziło...

 Pożegnanie. To film, który polecam do rozmysłu.




Tyle lat razem. Nawet po godzinach życia.
W wąskich ramionach chłopięcego miasta
do którego przyciągnął ich szczupły
wysportowany gotyk głosu.

Zainwestowali w ucho Mozarta
aby usłyszeć rwący potok sensu.
Umierali na takie same pytania.

Tyle lat razem. Już zestarzał się grzech.
Przytył. Chociaż krok w krok za nimi
lubieżny nordic walking.

Lubią wracać ze spaceru pod koniec zdania.
Kiedy się ściemnia. A czterolistna blizna
po szczęśliwym życiu
zasila miejską elektrownię emocji.

piątek, 19 sierpnia 2016

Panie...

" Podziwiam was
kiedy przekraczacie szybkość
i mkniecie jak depesza
jednokierunkową historią.

Rumieni się wasz
pełnoletni kabriolet.
Czerwona kula losu.

A ja
holowana przez zdyszaną ciężarówkę
macham do was testamentem
w którym zapisuję wam
zapasową rzeczywistość.

A wy
wypełnieni po brzegi młodością
wyprzedzacie mnie na cały głos
zagłuszając arytmię silnika
i zużyty puls opon. "

       Ewa Lipska

Podróże małe w wielką ciszę

Pustki nie da się przegadać. Zaskakuje mnie ostatnio wielość słów, jakie padają, czasem zupełnie bez sensu. Mniejsza o znaczenie, ale czemu nie umiemy ładnie milczeć. Mądrze milczeć. Gestem. Postawą. Ciszą. Boimy się ciszy jak ciemności, a wcale takiego wymiaru mieć nie musi. Za dużo słów, za dużo hałasu wokół nas. Głuchniemy wewnętrznie. Tak ostatnio odczuwam. W nagłym zatrzymaniu, jakim jest zwolnienie w pracy, w tym "ustanięciu", jakim jest groźny palec św. Piotra wskazujący niebo. Wsłuchuję się niezamierzenie w zatrzymanie świata. I uświadamiam sobie jak swobodna jest woda rzeczywistości obmywająca moje własne krawędzie jestestwa. Wygładza pomału moje rozkrzyczenie, moje wrzaskujące w rośnięciu ego. Rozrasta się jak po nawozach, głaskane kłamstwem rzeczy. Nabywam je jak punkty w loterii, a tymczasem prowadzą mnie do zatapiania zmysłów. Oszukują czujność, dając poczucie bezpieczeństwa, które zmyślnie wymyka się spod skrzydeł wolności. A być wolnym to narażać się, wypinać klatę bez względu na wszystko. Nawet jeśli boli. A bólu unikamy jak ognia. I nigdy go nie unikniemy, będzie tylko bardziej przebiegły, pod osłoną znieczuleń wkradnie się podstępnie inną drogą podawania : samotnością, kalectwem duchowym, małą wyobraźnią, prostactwem, zacofaniem, technizacją relacji. I kiedy już wszystkie gadżety umilą nam życie okaże się, że nie ma ono sensu w sobie, że umknęło coś ważnego, co było duszą w tym parowozie dziejów. Zostawiając pytanie na dnie osobowości XXI wieku: kim jestem i dokąd zmierzam...
Ja wyruszam w kółko siebie, tak śmiesznie, powolutku obwąchuję swoje ślady, tuptam jak pingwin wzdłuż brzegu i zastanawiam się, czy jednak skoczyć w toń, by obmyła tak skrupulatnie wyszlifowane kanty wizerunku, jakikolwiek by był.




niedziela, 31 lipca 2016

Dla Beatki....


ŚDM 2






Jakiż to niesamowity widok oglądać o świcie ponad milion śpiących pielgrzymów pozawijanych w kolorowe peleryny.... Taki oto obrazek zastał mnie dzisiaj, gdy opuszczałem Brzegi po wykańczającym dyżurze w namiocie szpitalnym.... Tak blisko byłem tego wszystkiego a tak daleko. Praca przysłoniła mi całą tę radość czasu i miejsca. Co prawda poznałem ludzi z perspektywy służbowej bardzo osobiście, dziesiątki młodych z takich zakątków świata jak Filipiny, Indonezja, Togo, Peru... to jednak nie tą radością jaką chciałem. Cztery dni stresu, pośpiechu, małego chaosu, zawirowań, szaleństw. To jest vos takiego, co w człowieku zostaje na zawsze. Uśmiechy, ukłony, spontaniczne uściski i ta bliskość jakaś wyczuwalna intuicyjnie, a jednak namacalnie zgęstniałą atmosferą jakiegoś uświęcenia obecności. Słowa, których łatwo wysłuchać, a trudniej nakarmić rozumieniem.  " ... nie chcemy zwyciężać nienawiści nienawiścią, terroru terrorem, naszą odpowiedzią jest przyjaźń. " Nawet ta zmęczona. Chociaż szalenie mocna. Czas ikona. Upływa szybkim ekspresem młodości, może dlatego trzeba sobie o niej przypominać cyklicznie. Przed chwilą Franciszek powiedział : " Bóg Cię kocha bez względu na wszystko. Żaden grzech, żadna wina nie jest w stanie zmienić Jego decyzji. "















niedziela, 24 lipca 2016

ŚDM 1

Zbliżają się jak rozpędzona lokomotywa na dzikim zachodzie. Nagle z trzech lat stał się tydzień zaledwie. Dobrze to odczuwam. Jestem w namiocie szpitalnym i na Błoniach i wreszcie w Brzegach. Między czasie mam dyżur w karecie. Zaledwie 12 h wolnego w ciągu całego tygodnia. W piątek niosę krzyż w drodze krzyżowej z Papieżem na Błoniach. Nie powiem Wam jaka stacja. Zapraszam do przeżywania....
 Reszta relacji duużo później...
Welcome in Cracow

środa, 20 lipca 2016

...

Pamiętacie tę pacjentkę, od której dostałem franciszkański krzyż?   Zmarła dzisiaj przy mnie o 14.02. Dokładnie w tej minucie odetchnęła po raz ostatni. Jeszcze rano zamieniliśmy parę cichych słów. później straciła kontakt z otoczeniem. Już wezwaliśmy tira, zamówiliśmy respirator w klinice ( mimo że bardzo tego nie chciała i mimo że przed ŚDM żaden z oiomów nie chce przyjmować dodatkowych pacjentów na rurze ). Oddychała jak ryba, coraz ciężej i wolniej. Najpierw zsiniały jej ręce, następnie wargi, wreszcie uszy, nos, wyostrzyły się rysy twarzy, wreszcie ostatni raz poruszyła językiem łapiąc jakiś skrawek powietrza. W niedzielę, gdy z koleżanką przy Niej żartowaliśmy rozmawiając jak to trzeba korzystać  z życia, śmiała się cała twarzą ( innymi częściami ciała już nie poruszała w ogóle ), parskała śmiechem i błagała, żebyśmy przestali, bo śmiech ją boli... Dzisiaj zabolało mnie wyjątkowo. Stwierdzenie zgonu zajmuje minutę. I tyle nas dzieli od bycia martwym. Warto korzystać z tego czasu zanim wypiszą odpowiedni akt. I Ona właśnie tak mówiła, " Niech pan idzie po dyżurze na spacer, nad Wisłę, niech się pan wybierze z przyjaciółmi do kina, na piwo, upijcie się sobą, życie jest za krótkie na nieobecność. " A ja obiecywałem i szedłem do następnej pracy albo do łóżka wściekły, że czas mi się tak skraca niebotycznie. Uczę się więcej od nich, niż mogę im dać. Szczególnie w trybikach całej tej maszyny zwanej systemem. Na szczęście potencjał ludzki jest najwytrwalszym materiałem przemiału osi czasu i podlega mu tylko w wymiarze doczesnym. Teraz, Pani Mario, siedząc sobie wreszcie, jak chcesz - podejrzewam - uśmiechasz się do nas wszystkich z wielkim pobłażaniem anielskiej miłości. Dziękuję Pani za to spotkanie. Zostanie Pani we mnie na zawsze.






czwartek, 14 lipca 2016

Przepływ...

Przepływają chmury po niebie jak minuty zysków czasu. Są takie chwile, kiedy wszystko wydaje się bez sensu. Nie ma nic, jest wszystko wypełnione po brzegi beznadziejną chwilą trwania. Tylko chwila, jaką się jest bez przyzwolenia na to. Nie byłoby mnie,m nie będzie i nic się nie zmieni. Ja chyba rzeczywiście nie mam nic dobrego w sobie. Kiedyś tylko się mi wydawało.   " ... wszystkim się wydawało, że to Wojski gra jeszcze, a to echo grało... ". Oddaję zatem głoś echu, pewnie będzie brzmieć dużo lepiej, a na pewno zyska na wartości.


czwartek, 7 lipca 2016

" Z życia przedmiotów"

" Gładka skóra przedmiotów napięta
  tak mocno jak cyrkowy namiot.
  Nadchodzi wieczór.
  Witaj ciemności.
  Żegnaj, światło dnia.
  Jesteśmy jak powieki, mówią rzeczy,
  dotykamy i oka i powietrza, ciemności
  i światła, Indii i Europy.

  I nagle to ja zaczynam mówić : rzeczy,
  czy wiecie, czym jest cierpienie?
  Czy byłyście kiedyś głodne, zagubione, samotne?
  Czy płakałyście? Czy wiecie czym jest lęk?
  Wstyd? Czy poznałyście zawiść i zazdrość,
  małe grzechy, których nie obejmuje przebaczenie?
  Czy kochałyście? Czy umierałyście kiedyś,
  w nocy, gdy wiatr otwiera okna i przenika
  do chłodnego serca? Czy zaznałyście
  starości, czasu, przemijania? Żałoby?

  Zapada cisza.
  Na ścianie tańczy igła barometru.  "

                               Adam Zagajewski




piątek, 1 lipca 2016

Proud

Rzadko tak piszę... ale mega szacun. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, co wczoraj obejrzałem i przeżyłem. Ja zupełnie akibicowy, nie znający się na regułach, transferach, stawkach. Poznałem Lewego i Błaszczykowskiego nie wiedząc kto zaś. O Ronaldo dowiedziałem się w sumie przed meczem. A płakałem wczoraj jak dziecko przed ekranem. Tak sobie myślę, że to wszystko jest niesamowite. Dotychczas ignorant we mnie buntował się, że tyle kasy dla kopiących piłkę... a przecież to talent i praca nad nim, jak inne. Dobrze, wspaniale, niezwykle, że się rozwijamy. Że mamy taką klasę jak Pan Nawałka i zaczynamy się liczyć w dobrych stronach świadomości także sportowej. Jestem pełen uznania, szacunku i chylę łeb co najmniej jak Miranda Hart do kolan. JESTEŚCIE WIELCY ! Wszyscy, również ci, co zdzierają gardła kibicując. Milknę w podziwie...




wtorek, 28 czerwca 2016

A kiedy wyjdzie się z labiryntu...

Wiele myślałem oczami. Gapiłem się na rzeczywistość spod szypułek oczu niedowierzając barwom. Kalejdoskopowałem natchnienie. Wychodzi się z siebie właśnie takim spojrzeniem, o którym pisałem. Przenikającym zatwardziałość materii. Materii, która daje tylko krawędzie, by wiedzieć, że nie do końca jesteśmy wszystkim na zawsze. Zapragnąłem tego spojrzenia, co przeszywa miłością, zupełnie nie wiedząc, że ono rodzi się we mnie samym bez udziału rzeczywistości. Każda dobra wola to zwycięstwo nad materią.

Nic darowane. Wszystko wypożyczone.
Toniemy w długach po uszy.

Tak to już urządzone,
że serce do zwrotu
i wątroba do zwrotu
i każdy palec z osobna.

Za późno na zerwanie warunków umowy.
Długi będą ściągnięte
wraz ze skórą.

Mijamy się w świecie
w tłumie dłużników.
Na jednych ciąży przymus
spłaty skrzydeł.
inni chcąc nie chcąc
rozliczą się z korzeni.

Po stronie Winien
wszelka tkanka w nas.

Spis jest dokładny
i na to wygląda,
że mamy zostać z niczym.

Nie mogę sobie przypomnieć
gdzie, kiedy i po co
otworzyłem ten rachunek.

Protest przeciwko niemu
nazywam duszą
i to jest to jedyne,
czego nie ma w spisie.






P.S. Moje tegoroczne wakacje...




P. S. 2 Zaczynam właśnie drugą specjalizację, z medycyny paliatywnej, niech się dzieje!