Moje Pieniny

Moje Pieniny

piątek, 19 sierpnia 2016

Podróże małe w wielką ciszę

Pustki nie da się przegadać. Zaskakuje mnie ostatnio wielość słów, jakie padają, czasem zupełnie bez sensu. Mniejsza o znaczenie, ale czemu nie umiemy ładnie milczeć. Mądrze milczeć. Gestem. Postawą. Ciszą. Boimy się ciszy jak ciemności, a wcale takiego wymiaru mieć nie musi. Za dużo słów, za dużo hałasu wokół nas. Głuchniemy wewnętrznie. Tak ostatnio odczuwam. W nagłym zatrzymaniu, jakim jest zwolnienie w pracy, w tym "ustanięciu", jakim jest groźny palec św. Piotra wskazujący niebo. Wsłuchuję się niezamierzenie w zatrzymanie świata. I uświadamiam sobie jak swobodna jest woda rzeczywistości obmywająca moje własne krawędzie jestestwa. Wygładza pomału moje rozkrzyczenie, moje wrzaskujące w rośnięciu ego. Rozrasta się jak po nawozach, głaskane kłamstwem rzeczy. Nabywam je jak punkty w loterii, a tymczasem prowadzą mnie do zatapiania zmysłów. Oszukują czujność, dając poczucie bezpieczeństwa, które zmyślnie wymyka się spod skrzydeł wolności. A być wolnym to narażać się, wypinać klatę bez względu na wszystko. Nawet jeśli boli. A bólu unikamy jak ognia. I nigdy go nie unikniemy, będzie tylko bardziej przebiegły, pod osłoną znieczuleń wkradnie się podstępnie inną drogą podawania : samotnością, kalectwem duchowym, małą wyobraźnią, prostactwem, zacofaniem, technizacją relacji. I kiedy już wszystkie gadżety umilą nam życie okaże się, że nie ma ono sensu w sobie, że umknęło coś ważnego, co było duszą w tym parowozie dziejów. Zostawiając pytanie na dnie osobowości XXI wieku: kim jestem i dokąd zmierzam...
Ja wyruszam w kółko siebie, tak śmiesznie, powolutku obwąchuję swoje ślady, tuptam jak pingwin wzdłuż brzegu i zastanawiam się, czy jednak skoczyć w toń, by obmyła tak skrupulatnie wyszlifowane kanty wizerunku, jakikolwiek by był.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz