KIedy myślę nad życzeniami w ten czas, co roku bardziej i dłużej, może też dla tego, że coraz więcej osób, którym chce się szczerze życzyć tego, co najlepsze dla każdego i indywidualnie, przychodzi mi na myśl, że właściwie banalnie, ale życzyłbym dobrej normalności najchętniej. Takiej, gdzie wolność i godność to mianowniki działań, odnośniki imion, nazw i zjawisk. Żeby płacz, śmiech, uniesienia były podyktowane Bożym porządkiem życia. By smakować i słodkości, ale i kwaśność, gorycz, słoność. Słusznie, wydaje mi się, bp Pieronek wczoraj powiedział, że cnota kryje się w złotym środku, w sytuacji, gdy nie brniemy do skrajności. Łąka najpiękniejsza to taka, na której całe mnóstwo różnych kwiatków rośnie razem ze sobą. I chyba taka alegoria jest pięknym pragnieniem na ten czas i na wszelkie inne czasy, te biologiczne i nasze mentalne. Idźmy do przodu. Wolni. Piękni sobą.
Zdejmuję z twojej twarzy
okruszek kruchego ciasta ze śliwkami.
Maleńka czcionka czułości.
Z dala od wszelkich pomysłów
kładę go na starej porcelanie kartki.
Niech się zapisze na zawsze.
Nie wiadomo kiedy
zdmuchnął wszystko przeciąg.
Ktoś otworzył okno. Ktoś otworzył drzwi.
Po latach wciąż
spaceruję po cukierniach.
Mam żal że mi się tylko zdajesz.
I nawet noc się nie domyśla
kiedy jesteśmy razem.
Pięknie napisane, brutalnie szczerze. Wesołych Świąt, Wszystkiego Najlepszego.
OdpowiedzUsuń