Moje Pieniny

Moje Pieniny

niedziela, 25 grudnia 2016

Kolęda niepokoju

Usiadłem świątecznie przed sobą i wciąż zadaję sobie pytanie o sens. Obrosłem kolejny rok tłuszczem na sercu, na umyśle, pozwalam nadal zamykać się w nieswoim chceniu, przyzwalając po cichu na to, by właściwie żyć machinalnie. Pozwalam na zło. W sobie, poza mną. Byle było bezpiecznie w domu, dopóki mnie nie dotyka to właściwie nie istnieje. Dużo od wczoraj rozmyślam o tej masie ludzi, którzy dręczeni w swoich domach przez rodzinę wiodą swój los zupełnie bez skarg. O tych bitych, poniżanych, zniewalanych psychicznie, o wszystkich, którzy żyją w sposób wbrew sobie i swej godności. Bez względu na to, czy umieją się przeciwstawić czy po prostu nie mogą wydobyć odwagi. Albo nawet przez zasiedzenie. Ile jest takich ludzi wokół nas. Niby normalne rodziny. Normalni współpracownicy. Nie rzucają się w oczy, nie krzyczą ,nie piszą podań i odwołań. Nie histeryzują publicznie. Wszystko noszą w sobie, do wewnątrz. Swoją hańbę, ból, biedę. Żyją dla nas jak my. Ale zupełnie inaczej. Diametralnie inaczej. Przechodzimy tak obok siebie codziennie nie zaprzątając sobie myśli zupełnie.
    KIedy myślę nad życzeniami w ten czas, co roku bardziej i dłużej, może też dla tego, że coraz więcej osób, którym chce się szczerze życzyć tego, co najlepsze dla każdego i indywidualnie, przychodzi mi na myśl, że właściwie banalnie, ale życzyłbym dobrej normalności najchętniej. Takiej, gdzie wolność i godność to mianowniki działań, odnośniki imion, nazw i zjawisk. Żeby płacz, śmiech, uniesienia były podyktowane Bożym porządkiem życia. By smakować i słodkości, ale i kwaśność, gorycz, słoność. Słusznie, wydaje mi się, bp Pieronek wczoraj powiedział, że cnota kryje się w złotym środku, w sytuacji, gdy nie brniemy do skrajności. Łąka najpiękniejsza to taka, na której całe mnóstwo różnych kwiatków rośnie razem ze sobą. I chyba taka alegoria jest pięknym pragnieniem na ten czas i na wszelkie inne czasy, te biologiczne i nasze mentalne. Idźmy do przodu. Wolni. Piękni sobą.







Zdejmuję z twojej twarzy
okruszek kruchego ciasta ze śliwkami.
Maleńka czcionka czułości.

Z dala od wszelkich pomysłów
kładę go na starej porcelanie kartki.
Niech się zapisze na zawsze.

Nie wiadomo kiedy
zdmuchnął wszystko przeciąg.
Ktoś otworzył okno. Ktoś otworzył drzwi.

Po latach wciąż
spaceruję po cukierniach.
Mam żal że mi się tylko zdajesz.
I nawet noc się nie domyśla
kiedy jesteśmy razem.







1 komentarz:

  1. Pięknie napisane, brutalnie szczerze. Wesołych Świąt, Wszystkiego Najlepszego.

    OdpowiedzUsuń