Moje Pieniny

Moje Pieniny

środa, 20 lipca 2016

...

Pamiętacie tę pacjentkę, od której dostałem franciszkański krzyż?   Zmarła dzisiaj przy mnie o 14.02. Dokładnie w tej minucie odetchnęła po raz ostatni. Jeszcze rano zamieniliśmy parę cichych słów. później straciła kontakt z otoczeniem. Już wezwaliśmy tira, zamówiliśmy respirator w klinice ( mimo że bardzo tego nie chciała i mimo że przed ŚDM żaden z oiomów nie chce przyjmować dodatkowych pacjentów na rurze ). Oddychała jak ryba, coraz ciężej i wolniej. Najpierw zsiniały jej ręce, następnie wargi, wreszcie uszy, nos, wyostrzyły się rysy twarzy, wreszcie ostatni raz poruszyła językiem łapiąc jakiś skrawek powietrza. W niedzielę, gdy z koleżanką przy Niej żartowaliśmy rozmawiając jak to trzeba korzystać  z życia, śmiała się cała twarzą ( innymi częściami ciała już nie poruszała w ogóle ), parskała śmiechem i błagała, żebyśmy przestali, bo śmiech ją boli... Dzisiaj zabolało mnie wyjątkowo. Stwierdzenie zgonu zajmuje minutę. I tyle nas dzieli od bycia martwym. Warto korzystać z tego czasu zanim wypiszą odpowiedni akt. I Ona właśnie tak mówiła, " Niech pan idzie po dyżurze na spacer, nad Wisłę, niech się pan wybierze z przyjaciółmi do kina, na piwo, upijcie się sobą, życie jest za krótkie na nieobecność. " A ja obiecywałem i szedłem do następnej pracy albo do łóżka wściekły, że czas mi się tak skraca niebotycznie. Uczę się więcej od nich, niż mogę im dać. Szczególnie w trybikach całej tej maszyny zwanej systemem. Na szczęście potencjał ludzki jest najwytrwalszym materiałem przemiału osi czasu i podlega mu tylko w wymiarze doczesnym. Teraz, Pani Mario, siedząc sobie wreszcie, jak chcesz - podejrzewam - uśmiechasz się do nas wszystkich z wielkim pobłażaniem anielskiej miłości. Dziękuję Pani za to spotkanie. Zostanie Pani we mnie na zawsze.






2 komentarze: