Moje Pieniny

Moje Pieniny

czwartek, 7 maja 2015

"Ze slabością należy łamać się za mlodu"

Tak oto mawiał mój szef, kiedy pacjent nie chciał ćwiczyć siły mięśniowej kończyny świeżo nabytej w gips. Przypomniało mi się owo powiedzenie przed chwilą, gdy zerkałem na usprawniających się pacjentów ze stwardnieniem rozsianym.
Kiedyś to musiało nastąpić, włącza mi się moralizatorstwo. Nie chciałbym się usprawiedliwiać w jakiś sposób lub - broń Boże - wymądrzać, ale spójrzmy na wizytę u lekarza, pobyt w szpitalu z drugiej strony. Piszę to mocno poruszony dzisiejszym dniem pracy, niezbyt zdystansowany, za to z rozgrzaną do maksimum cierpliwością...
Pacjent ma dużo praw. Właściwie jest jedna wielką encyklopedią praw, konstytucją swojej tożsamości i jestestwa. Ale....! ma tez pewne obowiązki, wynikające ze struktury systemu, w którym chcąc nie chcąc wszyscy uczestniczymy. Jakkolwiek bezduszny i bezsensowny się wydaje, nie omija nikogo swoim stanowieniem i nie jest to nic odkrywczego. I na miłość boską jeśli nawet komuś przyjdzie do głowy walczyć z nim, to opamiętywując się należy uświadomić sobie, że człowiek to nie system, mimo iż na odwrót da się tak pomyśleć. W trosce i walce o swoje zdrowie przychodzimy po pomoc do placówki. Ale tam pracują ludzie, tak jak w sklepie, urzędzie, telewizji. Ja doskonale wiem, że charakter pracy, specyfika polegająca na tym, że stykamy się z cierpieniem, lękiem, strachem, niejednokrotnie drogą do wieczności, jest nieporównywalna do pracy urzędnika, kierowcy czy sklepikarza. Niosę tę delikatność i wpisaną empatię sytuacji głęboko w sercu jak relikwie, rozumiem częsty deficyt w sobie i innych, obowiązek rozwijania w sobie cech delikatności, przynoszenia ciepła i kojenie bólu jest niepodważalny, opiniuje on nie tylko stopień człowieczeństwa, wrażliwość na humanitarne idee, ale także poczucie powołania, które powinno się polubić przynajmniej, jeśli nie przyjąć jak własny profil osobowości. Jednakże....i tutaj spotkam się zapewne z oburzeniem, trzeba umieć spojrzeć na personel jak na ludzi, jak każdych innych. Ze złymi dniami, z tumiwisizmem okresowym, czasem zmęczonych, smutnych, przygnębionych. Poza profesjonalizmem oczekuje się, że będą pełni istoty człowieczeństwa, właśnie te dwie szalenie ważne aspekty wymagają wysiłków. O ile nauka, znana wszystkim, jest kwestią oczywistą, tak inwestycja we własną wrażliwość jest owiana tajemnicą i tzw kwestią prywatną, poufną, wręcz intymną. Zupełnie niesłusznie. Tego uczymy się wszyscy i od wszystkich. Tak samo jak agresja wywołuje agresją, tak podejście pełne życzliwości, zainteresowania, ciepła, prostego ludzkiego ciepła, wywołuje falę dobroci. Wyobraźmy sobie, że przychodzimy np. do lekarza, który powinien być pełen wyżej wymienionych cech, zasypujemy go swoją historią, bólem, problemami i oczekujemy ... przecież jesteśmy wyjątkowi, jedyni, walczymy o nasze zdrowie. I mamy prawo. Ja bywam na wizytach u lekarza, w przychodni, gabinecie, laboratorium średnio raz na pół roku, czyli widuję takich ludzi dwa razy do roku. Ale pracuję tak codziennie. Dla mnie pacjent każdy kolejny jest tysięcznym już.... Nie, nie wymiguję się tutaj wcale od obowiązku i przyjemności poznania, pomocy, opieki, bynajmniej. Chodzi mi tylko o to, że z danym schorzeniem, problemem zdrowotnym najprawdopodobniej, danym sposobem postępowania, procedurą, zabiegiem mam do czynienia setny raz ( szczególnie jak się w czymś specjalizuje ). Zatem pewne rzeczy będą dla mnie oczywiste, rutynowe, wręcz nudne, może i nawet machinalne. Jeśli tego nie rozumiesz, nie wiesz, nie bój się zapytać, zwrócić uwagi na to, co budzi Twój niepokój. To całkiem naturalne. Żadne moje zmęczenie tego nie tłumaczy, ale tak samo jak Ty nie wiesz, tak samo ja z czystej mechanizacji procedur mogę, nie dopowiedzieć, zapomnieć, ominąć, zrobić za szybko, za mało delikatnie, pozostawiając Cię z wątpliwością, strachem, niepewnością. O tym trzeba mówić, rozmawiać, sygnalizować. Po to przy ludziach pracują ludzie, a nie maszyny. Moja praca to ciągły rozwój w tej kwestii, każdy pacjent jakimś wyzwaniem. Mimo, że czasami mi się nie chce, mam zły dzień, chcę szybko zrobić i wyjść.
Tym bardziej, że walczę z administracją, tonami papierów, dokumentów, czasem więcej niż poświęcam czas człowiekowi.
Nie wspomnę o satysfakcji z pracy, bo to temat rzeka, jednym kojarzy się z nabywaniem ruchomości wszelakich, innym z poczuciem dobrze spełnionej służby.. Dla mnie największą i właściwie konieczną jest fakt, że ludziom można pomóc i się pomaga, jak ktoś wychodzi o własnych siłach ze szpitala, bez bólu, z uśmiechem na świat, to czego chcieć więcej....

Uwagi praktyczne : za drzwiami poradni dużo słychać. Naprawdę siedząc w gabinecie wiemy o czym się rozmawia w poczekalni, warto czasem się powstrzymać od głupich uwag, co prawda nie wpływają one na jakość świadczeń, ale znacząco kreują wizerunek osoby.
Moja prywatna uwaga : wiem, że pacjent ma prawo do rodziny i jej obecności, ale nie ma nic bardziej wku.... jak nachalna rodzina, po stokroć gorsza niż problem medyczny.
Szanujmy się nawzajem, godność chorego jest najwyższym kryterium naszej pracy, ale ze względu na jej ciężar i odpowiedzialność ćwiczmy mięśnie zrozumienia w obydwie strony.
Koniec morałów.


  Wpis Krystyny Jandy z dzisiaj :

 " 

7 maja 2015 06:57

Ludmiły i Gizeli - wszystkiego dobrego
7 maja. Co to za dzień? pomyślałam rano. Zapomniany przez Boga i ludzi. Jakiś taki mało znaczny dzień. Zajrzałam do Internetu – 7 maja w kościele katolickim święto obchodzą:  św. Augustyn Roscelli (kapłan), św. Domicjan z Tongeren-Maastricht (biskup),  bł. Gizela Bawarska (ksieni), św. Róża Venerini (dziewica i zakonnica). Jeszcze nam dziewic i zakonnic dziś trzeba - pomyślałam.
Wydarzenia :
- 7 maja 1968. W nocy z 6 na 7 maja nad Tatrami przetoczył się najsilniejszy odnotowany wiatr halny, osiągający prędkość około 300 km/h.
-  7 maja 1977 – W kamienicy przy ul. Szewskiej 7 w Krakowie znaleziono ciało Stanisława Pyjasa.
Co za smutny dzień.
Panie, jeśli przez wiarę Cię znajdziemy – daj wiarę;  jeśli przez cnotę – daj cnotę; jeśli przez wiedze – daj wiedze. ( św. Augustyn, Solilokwia, przekł. Anna Świderkówna)
Pozdrawiam zdających matury.
W teatrach próby „ Truciciela” , „ Raju dla opornych” „ Porozmawiajmy po niemiecku”. Wieczorem gram „32 Omdlenia”.
Dziś spotkam się z Dorotą Segdą, Dorotą Pomykałą, Henrykiem Niebudkiem, Mirkiem Kropielnickim, Małgosią Foremniak, Karoliną Gorczycą, Cezarym Żakiem, Dorotą Kolak, Mirosławem Baką, Aleksandrą Konieczną, Zosią Wichłacz, Łukaszem Kosem , Jerzym Stuhrem, Ignacym Gogolewskim, Jerzym Łapińskim i wieloma innymi ludźmi , którzy pracują w Fundacji i nad nowymi przedstawieniami. A wieczorem z cała salą Widzów. Moje życie jest fantastyczne. Po prostu fantastyczne.
Dobrego dnia i oby nigdy więcej nie znaleziono ciała Stanisława Pyjasa. Nigdy!   "


   Czyż nie pyszny?    Miłego wieczoru

7 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też prawda, ale takich idzie okiełznać jakoś... rodzin już niezupełnie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też prawda, ale takich idzie okiełznać jakoś... rodzin już niezupełnie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem czy taką mam i czy jest na wskroś lekarska, wiem, że pracując z ludźmi trzeba mieć tego świadomość, gdyż poziom wiedzy, wrażliwości, rozumienia jest szalenie różny i może na to wkurzać, ale niestety tak jest i już...

    OdpowiedzUsuń