Jestem, bardzo mocno jestem. Chciałem to głośno szepnąć dla koleżanki z pracy. Asiu jestem, łączę się w niewyobrażalnym Twoim bólu. Zmarła Ci dzisiaj Mama, tak właściwie niespodziewanie. Mieliśmy się raczyć napojem bogów nad Dunajcem, tymczasem...zostałaś w tej otchłani.
Sytuacja ta przypomina rozmowę z prof. Kornelem Gibińskim, który ciągle pytał, co robimy dla naszej śmierci... Tak szalenie się staramy by rodzić po ludzku, a co z umieraniem? Mama Asi zmarła w szpitalu, nowohuckiej umieralni, którą znam od podszewki od egzaminów, przez pracę zawodową i kursy, wiem że śmierć pełni tam swój całodobowy dyżur w warunkach szkaradnych...przychodzi w samotności i zawsze podstępnie nie w porę.
Pamiętajmy, iż zawsze i wszędzie możemy zasiewać miłość, na przekór śmierci, na przkór strachom, miłość nigdy nie umiera.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń