Moje Pieniny

Moje Pieniny

czwartek, 16 kwietnia 2015

Depresję ostatnio ulokowałem w nieruchomościach literatury.

" (...)  Polska robi mi bardzo źle z kilku powodów : a) notoryczna NIEWINNOŚĆ stu procent populacji ( motyw Dostojewskiego), b) brak poczucia TERAŹNIEJSZOŚCI, c) niepojęta PROWINCJONALNOŚĆ, d) ogólny brak PRZESTRZENI DOCELOWEJ, czy też projektu, w który jednostka się wpisuje, e) gotowość wyeliminowania rodzica, jeżeli tego wymaga założenie szklarni, i do tego zeszycik z angielskimi słówkami za cholewą... Nie za dobrze orientuję się, w jakich terminach jesteś z Erosem, ale wystrzegaj się przypadkowych kobiet, zresztą nie wydają mi się zbyt pociągające, chyba, że ma się gust amatorski. Kobiety młode, anorektyczne i nasycone kosmetykami, spotkasz często w otoczeniu pykników małopolskich, nierzadko radnych miejskich, których tam wyjątkowo dużo. Kobiety w moim wieku, powiedzmy, średnim, moja naturalna domena, często skwaśniałe, napięte, urazowe i kojarzące mi się z własną teściową....Ale ja jestem wariat i mogę się mylić..."

                                                                        Ewa Lipska, "Sefer"

     Piękne. Sięgnąłem po tę książkę niechętnie, gdyż autorkę bardzo cenię i kojarzę głównie z poezji, obłędnej zresztą jak dla mnie, a bardziej kojarzę z sąsiedzkich " dzień dobry", wówczas kiedy idąc do liceum nie miałem pojęcia kim zaś, ale zawsze kulturalnie... Tymczasem bardzo miło mnie rozczarowała i rozczuliła swoim stylem prozy. Nadal zajadający się mgłą i tajemnicą Kraków obleczony chorobą dziejów. Mój klimat.

   Wczorajsza Janda...jakby starsza, smutniejsza, bardziej refleksyjna. W murach domu kultury jakby sprzed dobrych parudziesięciu lat, brzmiała jak afisz sprzed lat, gdyby nie ciągle ten sam błysk scenicznego wzroku. Przecież już nie blondynka z szalonym uśmiechem, ale pani z włosami siwymi, a jednak nadal z niewyobrażalnym sercem do słów. Odkryłem większą melancholię w odgrywaniu tej roli, większa refleksję i powagę życiowych esencji. Może to tylko moje mocno subiektywne odczucia, jak przez pryzmat "nadętej powagi czasów", ale odebrałem przesłanie inaczej, niż kiedyś, niż te dwa razy wcześniej.
   Niewątpliwie nadal fenomenalna pozostaje, niezmienna, podziwiana przeze mnie " maniera" schodzenia ze sceny. Schodzi właściwie zawsze lewym profilem do publiczności z taką ciszą, spokojem, jak człowiek, nie jak postać, nie jak aktorka, nie wymyka się, nie przechodzi za kulisy w glorii, po prostu przestaje być rolą, idzie do siebie. Chciałbym tak kiedyś zejść ze sceny życia... tyle że mój lewy profil nie jest wcale lepszy :-)

2 komentarze: