Moje Pieniny

Moje Pieniny

czwartek, 24 marca 2016

Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. ( Łk 23,34)

Każdy z nas ma w swoim życiu wielki piątek. Kiedy umiera, kończą się siły, Bóg opuszcza, ludzi już nie ma obok. Są tylko cienie.
Żyjemy obecnie w świecie pełnym podziałów, w strachu przed drugim człowiekiem, w jakiejś obsesji "miłości" - kochamy tak bardzo tych, którzy wyścielają nam serce od wewnątrz, reszta jest nieważna, mamy enklawy umysłów, dusz. Tak bardzo kochamy człowieka, że potrafimy trzepnąć w twarz ludzkość. Wyładować bombkę dla uczczenia miłości. Dla niej również zrównać z ziemią patologię - kochających inaczej, tych bez sakramentu, chorych na schizofrenię tolerancji. Żyjemy w świecie, w którym Bóg umiera nie na krzyżu, a na rękach, umiera prosto w serce, od bomb, wybuchów, egzekucji.Umiera obojętnością, egoizmem, perfidią. Umiera na stronicach dyplomów, umów, pierwszych stronach konstytucji, w niedomówieniach, niedoczekaniach, w spotkaniach przy niedopitej kawie. W krzywym zwierciadle, w niedopisanym eseju,  w chwilę wcześniej wyrzuconych okruszkach... we wzgardzonym uśmiechu, w nieodpisanej wiadomości, w obojętności chwili. Umiera w każdym z nas naszą małością, słabością, zadufaniem, nieprawdą, unikiem, lękiem. Umiera nam na rękach, na kolanach. Odchodzi wolną wolą zabijania. Pozwalamy na odłączenie respiratora wolności, koncentratora sensu, kroplówek miłości, pomp felicytologii. Zaprzestajemy resuscytacji woli. Stajemy się napadowymi leukocytami  wychowanymi na szczekanie i ujadanie głównie w nocy, kiedy niby sufler duszy dobrze śpi. Nasz strach zjada nasz lęk.
Umieramy z każdą chwilą, z każdym szczękiem zegara, ważne by mieć świadomość, że nic nie jest dane na wieczność i za wszystko przyjdzie zapłacić. Kiedy tak się umiera pomału warto zasłyszeć tę wyjątkową melodię, kiedy nasza krew przepływa przez czyjeś serce....

1 komentarz: