Moje Pieniny

Moje Pieniny

czwartek, 10 marca 2016

Nie należy obrażać się na miłość....

Ten obrazek pozostanie we mnie zapewne na bardzo długo. Zapalona gromnica, pomimo włączonego koncentratora tlenowego, lekko przysłonięte waniliowe rolety, spod których widać tyko deszcz i mgłę, w których podobno krył się fascynujący dotąd ogród. Natrętnie przemierzany korytarz w pomarańczowym odcieniu jak wnętrze zabawki dla czterolatka, plastikowe powietrze. Wszędzie gwar, a nawet śmiech zza ściany. Lekko uchylone drzwi, tyle by dowodzić że istnieje inny świat. Trywialnie rozdany właśnie co obiad, jeszcze czuć brokułami i sosem.... Jego potężna sylwetka przykryta trzema kolorowymi flanelowymi kocykami united colors... ostatni oddech to ostatnie charknięcie. Przyjąłem Go 30.10 ubiegłego roku, kiedy mogliśmy jeszcze porozmawiać o możliwym wypisie. Razem z żoną opowiadał jak nacieszyć się nie mogą swoim czteroletnim synkiem. Wraz z diagnozą krótka absurdalna informacja o możliwych dwóch góra miesiącach życia. Przyjechał z tego szpitala, w którym mam wątpliwą przyjemność pracować od kilku lat. Ale przecież wszystko miało powoli się układać tutaj....  Tego widoku nie zapomnę na długo, nie umiałem, wejść do tego pokoju. Uspokoić Mamę i Żonę, uspokoić siebie, uspokoić, albo zatrzymać świat w ogóle. Mimo, że tego bólu nie jestem wstanie do końca sobie nawet wyobrazić ryczałem do wewnątrz siebie, wszystko we mnie się buntowało. Osobiście wobec tego 42 latka, jak synchronicznie z całą masą takich doświadczeń. Nierozumienie wcale nie oznacza niesprawiedliwości. Jakby wyglądała rzeczywistość, gdyby spełniało się tylko to, czego chcemy...
   Niektórzy tracą bliskich, niektórzy miłość, a niektórzy sens. I nigdy nie wiadomo na co strata jest potrzebna. Od pustki też czegoś można się nauczyć. Właściwie dlaczego to piszę, by teraz wytłumaczyć sobie jak wiele niespotykanego można odnaleźć w spotykanym. Kolejny raz schylić łeb przed Nieznanym.

" Wchodzi do lasu,
a właściwie zatraca się w nim.
Zna go na wylot i na ptasi przelot,
odlot wędrowny i przylot ponowny.

Czuje się wolny w uwięzi gałęzi,
w jej cieniach i podcieniach,
zielonych sklepieniach,
w ciszy, co w uszy prószy
i co rusz się kruszy.

Wszystko tu się rymuje
jak w zgadywankach dla dzieci.
Między krzewem a drzewem
jest jak sąsiad trzeci.

Rodzaje, urodzaje widzi, rozpoznaje,
wzajemne potajemne związki, obowiązki,
zagmatwane początki, poplątane wątki,
a w zakątkach wyjątki.

Wie, co tu często gęsto,
co dzielnie, oddzielnie,
co tam w górze ku chmurze,
a w szczelinach szczelnie.

Jakie mrowie w parowie, igliwie, listowie,
czyje skoki, przeskoki, odskoki na boki,
co tu klonem, jesionem, co brzozą, co łozą,
tylko śmierć tutaj gada
pospolitą prozą.

Wie, co tu biegiem, ściegiem,
samym ścieżki brzegiem,
przemknęło i zniknęło,
chociaż arcydzieło,
nieźle nadprzyrodzone i podprzyrodzone.

Wie, gdzie gotyk - niebotyk,
a gdzie barok w kłębach,
że tu czyżyk, a tam strzyżyk,
że przy ziębie zięba
i od kiedy na zrębie
dęby stają dęba.

No a potem z powrotem,
polaną dobrze mu znaną,
ale już niepodobną do widzianej rano.

I dopiero wśród ludzi ogarnia go złość,
bo każdy mu jest winny, kto od innych inny. "

                                                                             W. S.

1 komentarz:

  1. Na każde nasze ziemskie miejsce oczekują nowi. Tacy jak my ludzie. Z przydziałami w rękach. Przybywają pieszo albo autobusem. Biorą na drogę kanapki, coś do picia, odrębność i trwogę.
    E.L.

    OdpowiedzUsuń