Ten obrazek pozostanie we mnie zapewne na bardzo długo. Zapalona gromnica, pomimo włączonego koncentratora tlenowego, lekko przysłonięte waniliowe rolety, spod których widać tyko deszcz i mgłę, w których podobno krył się fascynujący dotąd ogród. Natrętnie przemierzany korytarz w pomarańczowym odcieniu jak wnętrze zabawki dla czterolatka, plastikowe powietrze. Wszędzie gwar, a nawet śmiech zza ściany. Lekko uchylone drzwi, tyle by dowodzić że istnieje inny świat. Trywialnie rozdany właśnie co obiad, jeszcze czuć brokułami i sosem.... Jego potężna sylwetka przykryta trzema kolorowymi flanelowymi kocykami united colors... ostatni oddech to ostatnie charknięcie. Przyjąłem Go 30.10 ubiegłego roku, kiedy mogliśmy jeszcze porozmawiać o możliwym wypisie. Razem z żoną opowiadał jak nacieszyć się nie mogą swoim czteroletnim synkiem. Wraz z diagnozą krótka absurdalna informacja o możliwych dwóch góra miesiącach życia. Przyjechał z tego szpitala, w którym mam wątpliwą przyjemność pracować od kilku lat. Ale przecież wszystko miało powoli się układać tutaj.... Tego widoku nie zapomnę na długo, nie umiałem, wejść do tego pokoju. Uspokoić Mamę i Żonę, uspokoić siebie, uspokoić, albo zatrzymać świat w ogóle. Mimo, że tego bólu nie jestem wstanie do końca sobie nawet wyobrazić ryczałem do wewnątrz siebie, wszystko we mnie się buntowało. Osobiście wobec tego 42 latka, jak synchronicznie z całą masą takich doświadczeń. Nierozumienie wcale nie oznacza niesprawiedliwości. Jakby wyglądała rzeczywistość, gdyby spełniało się tylko to, czego chcemy...
Niektórzy tracą bliskich, niektórzy miłość, a niektórzy sens. I nigdy nie wiadomo na co strata jest potrzebna. Od pustki też czegoś można się nauczyć. Właściwie dlaczego to piszę, by teraz wytłumaczyć sobie jak wiele niespotykanego można odnaleźć w spotykanym. Kolejny raz schylić łeb przed Nieznanym.
" Wchodzi do lasu,
a właściwie zatraca się w nim.
Zna go na wylot i na ptasi przelot,
odlot wędrowny i przylot ponowny.
Czuje się wolny w uwięzi gałęzi,
w jej cieniach i podcieniach,
zielonych sklepieniach,
w ciszy, co w uszy prószy
i co rusz się kruszy.
Wszystko tu się rymuje
jak w zgadywankach dla dzieci.
Między krzewem a drzewem
jest jak sąsiad trzeci.
Rodzaje, urodzaje widzi, rozpoznaje,
wzajemne potajemne związki, obowiązki,
zagmatwane początki, poplątane wątki,
a w zakątkach wyjątki.
Wie, co tu często gęsto,
co dzielnie, oddzielnie,
co tam w górze ku chmurze,
a w szczelinach szczelnie.
Jakie mrowie w parowie, igliwie, listowie,
czyje skoki, przeskoki, odskoki na boki,
co tu klonem, jesionem, co brzozą, co łozą,
tylko śmierć tutaj gada
pospolitą prozą.
Wie, co tu biegiem, ściegiem,
samym ścieżki brzegiem,
przemknęło i zniknęło,
chociaż arcydzieło,
nieźle nadprzyrodzone i podprzyrodzone.
Wie, gdzie gotyk - niebotyk,
a gdzie barok w kłębach,
że tu czyżyk, a tam strzyżyk,
że przy ziębie zięba
i od kiedy na zrębie
dęby stają dęba.
No a potem z powrotem,
polaną dobrze mu znaną,
ale już niepodobną do widzianej rano.
I dopiero wśród ludzi ogarnia go złość,
bo każdy mu jest winny, kto od innych inny. "
W. S.
Na każde nasze ziemskie miejsce oczekują nowi. Tacy jak my ludzie. Z przydziałami w rękach. Przybywają pieszo albo autobusem. Biorą na drogę kanapki, coś do picia, odrębność i trwogę.
OdpowiedzUsuńE.L.