Moje Pieniny

Moje Pieniny

wtorek, 5 stycznia 2016

Moment

Są takie chwile w życiu, kiedy staje się naprzeciw samego siebie i patrzy jak na obcego człowieka. Łatwo go wówczas osądzić, oskarżyć lub pospiesznie opluć. Alę są też takie, kiedy mając świadomość siebie wreszcie można się przyznać, jak wiele zła uczyniłem. Oszukałem, zdradziłem, skłamałem, zaniedbałem, zobojętniałem. Wobec tego wszystkiego przeszedłem do porządku dziennego albo zaprzeczyłem sobie. Pod celofanikiem rozgrzeszenia udałem, ze nic się nie dzieje. Ale staję wobec siebie i widzę, że to nie jest ten człowiek, którym pragnie być. Przytakuje, zgadza się, przyjmuje jak swoje. To nawet nie jest kompromis, to konformizm. Taki właśnie w najlepsze wyściela nas od wewnątrz. Taka otrzewna ścienna, jak podszewka na gorsze dni.
Usłyszałem wczoraj od pacjentki, że cierpienie samo w sobie sensu nie ma ( jak zbieżnie z "nieuszlachetnianiem" ks. Tischnera), zatem po co? I lakoniczna odpowiedź, że gdyby go nie było nie umielibyśmy docenić prawdziwych wartości, nie umielibyśmy się nawrócić, dostrzec, że mamy wybór. Kluczowe : zawsze mamy wybór. Bez względu na to, co się komuś innemu podoba i kto co sądzi. Zawsze mamy wybór być sobą. Prawdziwym sobą. Nawet za spalonymi mostami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz