Moje Pieniny

Moje Pieniny

wtorek, 17 marca 2015

Smak marcowego zmierzchu....

Dzisiaj pomimo zimna jest taki wyjątkowy wieczór. Pełen zachodzącego słońca, wiatru znikąd donikąd, pędzących myśli przedwiośnia.W taki czas łatwiej chyba pogodzić się z tym, że samotność jest wyszywanką serca. Kosztuje bardzo ciężkie pieniądze dni, nocy, zaplątania w sieć siebie, Wszędzie tam, gdzie ja, tam ja. I tylko ja.
  Wczoraj na spotkaniu hospicyjnym z cyklu " Źródła naszej siły ", omawialiśmy nasz osobisty stosunek do straty. Materialnej, mniemania o sobie, drugiego człowieka. Padło stwierdzenie od strony omawiających, iż najciężej przeżyć stratę niewierzącym. I do tego tego, do czego jesteśmy najbardziej przywiązani. Pewnie racja. Tylko czy przywiązanie determinuje ból straty, gdyż kończy się owo? Przywiązanie...można się przywiązać właściwie do wszystkiego. Do ławki w parku, do ulubionych butów, rytuału picia herbaty, korespondencji ze sławną osobą. zespołu pracowników itd. Myślę, że zdecydowanie większe przywiązanie następuje wówczas, gdy coś jest jakby " częścią " mnie, staje się zwierciadłem mojej wartość, nawet nie w ujęciu aksjologicznym, ale wyrazie mnie samego jako mnie wewnętrznego, bez oceniania. Wówczas mówimy o stracie, o "wyrwaniu " kawałka mnie - mojego serca, mojej codzienności, mojego wreszcie świata. Tej wartości według innych mogłoby w ogóle nie być, obiektywnie, wobec czego strata nie jest stratą a zgubieniem, zwykłym zapodzianiem się, zmianą właściciela wreszcie. Ze stratą łączy się żałoba, bez niej nie ma tej negatywnej emocji, którą przeżywamy całym sobą, całym naszym światem.
    Banalnie to brzmi, ale czy nie tracimy siebie z każdym dniem...może dla innych to czas, dla mnie to kawałek mnie, którego nie doceniają często ci obok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz