Moje Pieniny

Moje Pieniny

sobota, 21 marca 2015

Odliczam

Właściwie przeliczam wszystkie emocje jakie we mnie kiełkują każdego dnia. Już nawet nie rosną, bo nie podlewam ich ani czasem, ani zaangażowaniem. Zauważyłem, ze bardzo cenię sobie spokój, ten wewnętrzny, gdy wszystko we mnie poukładane i mam swój grafik zajęć, uczuć, pomysłów. A także ten na zewnątrz, kiedy nadmiar spraw układa się w harmonijny kalejdoskop dni. Tylko, że to nie jest to życie, to nie jest ten świat, nie ten level. Tutaj jesteś i za chwilę Cię nie ma. Tutaj coś masz i zaraz znika, odchodzą ludzie, możliwości, rzeczy, idee. Stajesz się Sokratesem swoich czasów.
  Nie lubię takich dni przedwiośnia, jak dzisiaj. Słońce już żywe, jakby ciepło, ale nadal brzydko, nadal puchowe okrycia, śmieci w krzakach, brzydkie budynki, brud, szara trawa. To przejściowe, wiem. W duszy też tak bywa, świeci wysoko kula ciepła, a na dnie bałagan, zagęszczony brud wspomnień, zimy zawiedzenia. W takim czasie dowiedziałem się, że jednak jestem chory i to raczej nieodwołalnie, zamiast się cieszyć ciepłem zacząłem się bać, że dni znowu będą długie i ciężkie dla mnie, kogoś, kto najchętniej uciekłby w dziuplę swego nieistnienia. W kosmiczną zapadnię cielesności, duchowości, wszystkiego, co da się opisać. I właśnie w taki dzień, dzisiaj, jak w lustrze wspomnień, oszołomiony bezsensem pewnych obowiązkowych zajęć, w których musiałem wziąć udział, w ramach tumiwisizmu urwawszy się wcześniej z owych, szedłem w tym bezwzględnym słonecznym świetle, w którym widać każdy pryszcz, każdy kurzyk, w kierunku swoich 4 ścian pokoju, pomału, bezspiesznie, bezrefleksyjnie ( ostatnio zauważam, że nie trzyma się mnie myślenie na przyszłość - to taki mechanizm obronny przeżycia ), zobaczyłem, jak rowerzysta wymykając się śmierci pod rozpędzonym tramwajem ociera się o niego i z zaskoczeniem odpada równolegle do niego w jakiś szok. Serce w gardle, tachycardia, jak niegdyś. Bunt przeciwko złu, przeciw krzywdzie w maksymalnym stężeniu adrenaliny, kortyzolu wszelkich molekuł przeżyć. Bezradność w mechanizmie rozpędzonego świata. Nie rozumiem nadal tego, że świat rządzi się tak sprzecznymi zasadami. Potrafi pożerać bezwzględnie nieuchronnością, a zarazem wzbudzać niezwykłe bandaże uczuć. Nie wytrzymałem, popłakałem się jak dziecko, które zgubiło rękę rodzica podczas spaceru.
   " ... miej serce i nie patrz w serce
         odstraszy cię kochać".

            Skąd ja to znam...
Składając Marzannie, jedynej, którą znam, dzisiaj życzenia ociepleń, usłyszałem, że wszystko zależy od naszej indywidualnej grzałki serca. Zaczynam o nie dbać bardziej fachowo z pozycji kardiochirurgicznych, ale nadal nie umiem ich otwierać, rozumieć, mieć. Każdorazowo ze swoją biegam do warsztatu ciszy.
Dobrej wiosny wszystkim ! ! !

1 komentarz:

  1. Oby choroba nie znalazła w Tobie nic, co zachęciłoby ją do dłuższej wizyty. Rychłego powrotu na przyjazne tory życia życzę !

    OdpowiedzUsuń