Moje Pieniny

Moje Pieniny

wtorek, 17 marca 2015

Prawa optyki

" Od kilku lat chodzę do kościoła w poniedziałki. Jest tam wtedy spokojnie i cicho po całym tym tłumie z niedzieli. Zostawiam samochód lub skuter na pustym parkingu, wyłączam telefon komórkowy, siadam wygodnie w pierwszej ławce naprzeciwko ołtarza i rozmawiamy...
 Czasami moje kościoły zmieniają kraje lub miasta. Inne są w nich ławki i ołtarze, ale jedno jest stałe : zawsze rozmawiam z Bogiem w poniedziałek. Najczęściej rozmawiamy w małym kościele pod wezwaniem św. Elżbiety na Bockenheim we Frankfurcie na Menem. To niepozorna budowla w bardzo międzynarodowej i biednej dzielnicy. Jestem pewny, że gdybym poszedł tam w niedzielę i wmieszał się w tłum, to usłyszałbym Ojcze nasz w kilkunastu językach.  Ten kościół to moja parafia. Tam trafia dziesięć procent moich podatków plus ofiara, którą wpycham w poniedziałki w szczeliny metalowych skarbonek. Współfinansuję go. W Niemczech deklaracja wyznania i afirmacja wiary w swojego Boga to nie tylko sprawa sumienia. To także bardzo konkretny, wyrażony liczbą wpis w określonej rubryce niemieckiego PIT-u.
  Bardzo chętnie i regularnie płacę na mój kościół. Jest taki, jakiego bym chciał. Najbardziej nasłonecznioną południowo - wschodnią ścianę z jasnoczerwonej cegły pokryto panelami baterii słonecznych, zbierającymi energie w ciągu dnia,a w nocy zasilającymi lampiony ustawione wzdłuż zadbanych trawników przed głównym wejściem. Moja święta Elżbieta ma stronę internetową,a także specjalny telefon, czynny - z myślą o desperatach - całą dobę. We wtorki na plebanii odbywają się bezpłatne kursy niemieckiego dla cudzoziemców, we czwartki spotykają się tam anonimowi alkoholicy,w piątki lekarze, psycholodzy, pracownicy opieki socjalnej i chorzy na AIDS,a w soboty zakonnice dobrym słowem pomagają porzuconym samotnym matkom związać koniec z końcem. W mojej parafii wiedzą, że większość samotnych matek ma czas tylko w sobotę, i to dopiero późnym wieczorem, po zamknięciu biur, które sprzątają. Aby zapewnić im spokój ( chociaż przez półtorej godziny w tygodniu ), kilka zakonnic w drugim pokoju bawi się z ich dziećmi. W tym czasie mogą korzystać z daru dobrego słowa, ale także z porad opłacanego przez parafię seksuologa, który uczy je, jak nie mieć więcej dzieci, gdy tego nie pragną. Wyjaśnia im zawiłości cyklu miesięcznego, mówi o tabletkach antykoncepcyjnych refundowanych przez kasę chorych, naciąga prezerwatywę na plastikowy penis, szczegółowo wyjaśnia działanie poronnej tabletki RU - 486, gdyby prezerwatywa z jakiegoś powodu pękła. Mój kościół , tak jak każdy inny katolicki, jest dogmatycznie przeciwny aborcji, tyle że swój sprzeciw - w obliczu rzeczywistości ulicy - wyraża trochę inaczej... Cieszę się, że ludzie przychodzą do niego nie tylko w niedzielę. Elżbieta z Bockenheimu znana jest we Frankfurcie jako " kościół kobiet ".
     Tuż za głównym wejściem, po prawej stronie, znajduje się mały ołtarz, przed którym na specjalnej ławie zamontowano rzędy stojaków z otworami na ofiarne znicze. Przed ławą jest dębowy klęcznik, a obok niego stoi stary dębowy stół. Oprócz folderów i ulotek, informujących o działalności parafii, leży na nim oprawiona w grube granatowe płótno " Księga próśb do Boga". Ostatniego poniedziałku zerknąłem do niej. Są tam także liczne wpisy w języku polskim. Pod datą 11 lutego 2005 roku przeczytałem :

   Najświętsza Mario,
   opiekuj się Dagmarą i mną i spraw, aby nasza miłość rozkwitła i dała nam poznać
   pewność i bezpieczeństwo. Uchroń nas przed nienawiścią świata, zwątpieniem,
   dodawaj otuchy i ulżyj w chwilach słabości. Daj nam życzliwość, wyrozumiałość,
   tolerancję i przebaczenie innych. Ewa


Postscriptum :

 " Homoseksualizm jest uznawany w Polsce za grzech, a geje za odpadki...". Takie zdanie między innymi można znaleźć w niektórych przerażających publikacjach poświęconych polskiej homofobii. To dość typowe. W Polsce, gdy próbuje się uzasadnić dyskryminację, to prawie zawsze powołuje się na Boga, religię i zestawia się to razem ze śmietniskiem. Jeśli z jakichś powodów to nie skutkuje, zawsze można wrócić do sprawdzonych metod i zarzucić komuś, że jest Żydem. Jeden z polskich satyryków ujął to mniej więcej tak: "Wszystkie normalne próby wyeliminowania Robin Hooda zawiodły. Nie mamy wyjścia, trzeba rozgłosić, że jest Żydem. "
    W Niemczech jest inaczej. Boga zostawia się w spokoju, religię przywołuje bardzo ostrożnie, skupiając się głównie na teologii tolerancji. Inne konteksty nie byłyby tutaj akceptowane - Kościół mógłby jedynie stracić wiernych. Ponieważ deklaracja przynależności do określonego Kościoła wiąże się w Niemczech z deklaracją podatkową, żadnego nie stać na indoktrynacyjną głupotę i podlizywanie się ekstremistom. Jedynie najbardziej skrajni niemieccy i austriaccy naziści chcą przepędzać cudzoziemców w imię Boga i Chrystusa. Nie zauważyli chyba, że Chrystus to cudzoziemiec i na dodatek Żyd z Izraela. Poza tym mieszanie w te sprawy Kościoła i religii obraża sam Kościół. W tak zwanym katechizmie Kościoła katolickiego ( www.katechizm.opoka.org.pl) sam przeczytałem: " Geneza homoseksualizmu pozostaje w dużej części nie wyjaśniona [ ... ] Znaczna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Osoby takie nie wybierają swej kondycji homoseksualnej, powinno się je traktować z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji ". Definitywnie nie zgadzam się ze słowem " współczucie" i nie jestem pewny, czy słowo "delikatność" także jest na miejscu. Ale pomijam to, oczarowany wyraźnym stwierdzeniem "niesłusznej dyskryminacji".
    Na mało w Polsce znany zapis z katechizmu zwrócił uwagę odważny ksiądz Tadeusz Bartoś, dominikanin, autor książki Tomasza z Akwinu teoria miłości,który zaraz po swojej publicznej wypowiedzi stał się celem ataków tak zwanych środowisk katolickich. Odpowiedział na nie pięknym zdaniem : " Chciałbym, by osoby homoseksualne czuły się w naszej ojczyźnie jak we własnym domu, a nie w miejscu wygnania".
   Nazywanie homoseksualizmu grzechem, a gejów odpadkami rozwściecza mnie. Ale staram się być delikatny w swojej wściekłości. I to jest zapewne mój błąd! Ludzie tolerancyjni, kulturalni i dobrze wychowani popełniają błąd, tłumiąc wściekłość na ortodoksyjnych homofobicznych chamów, ociekających własną pianą z warczących ust. Starają się cicho i spokojnie polemizować, dyskutować, powoływać się na argumenty, uspokajać i przekonywać drugą stronę. Że to nieprawda, iż Murzyni są leniwi, kradną i śmierdzą, że to nieprawda, iż wszyscy Niemcy to naziści, że to nieprawda, iż wszyscy Polacy mają wąsy, kradną samochody i papier w toaletach publicznych, że to nieprawda, iż Żydzi uknuli spisek przeciwko światu, że to nieprawda, iż ateiści albo marksiści, albo nihiliści, albo sataniści, ze to w końcu nieprawda, iż wszyscy rudzi są fałszywi,a homoseksualiści to zboczeńcy. Dyskutując z tak kretyńskimi poglądami, można długo opanowywać nerwy i nie podnosić głosu. Ale istnieją pewne granice, poza którymi trzeba się najnormalniej na świecie wściec i eksplodować. Inaczej nikt nas nie usłyszy w tym jazgocie zgrai kąsających homofobicznych psów.
     Ostatnio poczułem taką wściekłość, gdy dwóch polskich polityków ze znanej partii publicznie zrównało homoseksualizm z pedofilią, nekrofilią i zoofilią. Brzmi to okropnie nawet dla tych, co nie znają się zbyt dobrze na łacinie i perwersjach. Dla tych, co się znają, przyrównanie zbliżenia gejów do gwałtu na zwłokach lub kopulacji z owcą czy kozą musi być szokująco obrzydliwe. Nie skomentuję przywołania w tym kontekście pedofilii, ponieważ zaczyna wzbierać we mnie żółć.
  Podobną złość czułem, gdy swego czasu zupełnie przypadkowo trafiłem w Internecie na stronę utrzymaną przez ortodoksyjnych polskich nacjonalistów,a w niej na "historyczną" publikację o Januszu Korczaku.. Autor tej skrajnie propagandowej ulotki nieustannie przypominał, ze prawdziwe personalia Korczaka to Henryk Goldszmit ( co było chyba jedyną prawdziwą informacją w tym tekście ), a w którymś momencie zasugerował : " Być może bohaterski Goldszmit vel Korczak wcale nie był pedagogiem, tylko pedofilem...". To był jeden z tych nielicznych momentów w moim życiu, kiedy przyszło mi do głowy, że może ten idiotyczny pomysł z cenzurowaniem Internetu wcale nie jest taki zły. Oprócz wściekłości czułem jednak wtedy także wstyd. Swoją drogą ciekaw jestem, z czym ci dwaj politycy o umyśle płytkim jak kałuża porównaliby homoseksualnego rudego Murzyna ( bywają i tacy ), mającego izraelski paszport i od dwudziestu lat mieszkającego w Monachium?
   Gdy zdenerwują mnie ludzi, to dla uspokojenia często sięgam po książki o zwierzętach. Jeśli w ich świecie w ogóle są jacyś politycy, to na pewno nie są aż takimi durniami. Nawet wśród gnid. Nie zacznę jednak od gnid, zacznę od muszek owocówek i homoseksualizmu, aby pozostać w temacie. Muszki owocówki to wprawdzie nie ludzie, ale jak pokazują ostatnie badania, mają niewiele mniej genów niż człowiek.
  Elitarny amerykański magazyn " Cell" ( " Komórka" ) opublikował niedawno niezwykle interesujący artykuł, który czyta się momentami jak romans. Muszka owocówka nadlatuje do komory obserwacyjnej, zbliża się do oczekującej dziewicy, delikatnie dotyka jej jedna z kończyn i odgrywa - na swoich skrzydłach - miłosną pieśń. To rodzaj gry wstępnej. Skończywszy koncert, liże swoją wybrankę,a gdy uzyska jej przyzwolenie, kopuluje z nią nieprzerwanie przez dwadzieścia minut ( ludzie robią to krócej, ale długość aktu seksualnego nie jest funkcją liczby genów ). Nie byłoby w tym niczego aż tak dziwnego ( dla muszek ), gdyby nie fakt, że wpuszczona do komory obserwacyjnej muszka jest samica i tak naprawdę kopulować nie może i nie powinna. jest jednak samicą szczególną - metodami inżynierii molekularnej zmieniono jej jeden gen. I właśnie ta zmiana spowodowała, że muszka samica stała się muszką samcem i przejęła natychmiast cały wzorzec zachowań w tak podstawowej dla przetrwania gatunku dziedzinie jak prokreacja. Jeden jedyny gen!
  Aby zmodyfikować kolor oczu człowieka, trzeba by manipulować wieloma genami. Naukowcy ( którzy z definicji powinni być nieufni, krytyczni, zazdrośni i zawistni 0 przecierają oczy ze zdumienia. Profesor Michał Weiss, szef Wydziału Biochemii przy Case Western Reserve University, uznał to odkrycie za przełomowe i skomentował je w bardzo charakterystyczny sposób: " Mam nadzieję, że to przeniesie dyskusję na temat orientacji seksualnej z poziomu moralności na poziom nauki". I dodał jeszcze bez wahania (przypominam, że to purytańska Ameryka) : " Okazuje się, że nie dane mi było wybrać swojej heteroseksualności. To się po prostu zdarzyło". Jak mógł coś takiego powiedzieć?! Wstrętny jeden propedofil, pronekrofil i proozofil, i na dodatek profesor. Zdeptać go czarnym lub brunatnym butem! Jak zboczoną amerykańską, genetycznie zmanipulowaną muchę owocówkę...  "

     ( Janusz L. Wiśniewski, " Molekuły emocji", WL, Kraków 2006. )



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz