Moje Pieniny

Moje Pieniny

czwartek, 26 stycznia 2017

26 stycznia

Death line. Kolejne zresztą. Słońce właśnie prześwieca przez mgłę kadzideł w moim pokoju, kolejny dzień utopii. Rozmów bez końca i sensu, wyobrażeń, muzyki z radia niestety niezbyt ambitnej. Czytam "Tercet metafizyczny" i nic do mnie nie trafia> Mam gorączkę egzystencjalną. Pali mnie dusza. Absolutnie, dogłębnie, przeżera wnętrzności istnienia. A do tego wystawia rachunek za saunę.
Moja koleżanka z pracy właśnie ląduje w Rzymie na Ciampino, za moją namową spędza tam urlop... Jakżesz mi z tym dobrze i tęskliwie. To jak moja dusza....wciąż gdzieś leci do miejsc tylko z pamięci i nazwy lotnisk. Teraz z wyprawie odkrycia przylaszczek nadziei. W ludziach.
  Na Via Condotti jest mały sklepik. Mają tam niewiarygodnie piękne rzeczy z  niezwykle przyjemnych materiałów. Jedni nazywają ten sklep po prostu Chanel Store, dla mnie to kuźnia dusz. Bez względu na dokładny adres. Obecny absolutnie wszędzie. Zamówiłem niebieską czapkę z daszkiem. Duszę. Będę pierwszym  w świecie z duszą z daszkiem.... :-)



Ten rok rozpoczął się znowu
od zadawania pytań.
Zmyślamy od początku wszystko
co przeżyliśmy.
Pobudliwe rozmyśliwce wypływają na pełny ląd.

Malkontenci kupują bagietki i ser owczy.

W kolejce metra
podzielają swój zachwyt
nad upadkiem świata.

Następuje awaria banalnego sensu.

Ona mówi : dostaję choroby morskiej
na widok Alp.
On drwi z jej śródziemnomorskiego akcentu.

Wysiadają na stacji Świadomość.
Obejmują się śródserdecznie.
Każdy we własnych ramionach
Na własny rachunek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz