Ludzie umierają wciąż na moich oczach, tracę zapał w pracy. Osłabia mnie to totalnie. Tak cholernie się sobie nie podobam. I chyba inni to aż za dobrze wyczuwają. W sumie nie widzę żadnego światełka, wciąż tylko tunel i tunel. Nie umiem nic napisać, nic mądrze przemyśleć, udała mi się tylko zupa pieczarkowa, tylko pewnie niedługo ją wyleję, bo i tak nikt jej nie zje. Tracę oddech, dzisiaj po raz pierwszy od wielu miesięcy zabrakło mi powietrza. Koszmarne uczucie. Ale chyba nie miałbym nic przeciwko by mnie go zabrakło, byle inni umieli z tego skorzystać.
Jestem szalenie zagubioną istotą. Nie umiem sam siebie odnaleźć. Przykrywam tę prawdę płótnami dni. Właściwie nikomu nie jestem potrzebny, nawet sobie. I co najgorsze przestaje mi się chcieć to zmienić, nie widzę sensu. Nie mam żadnego celu, żadnej definicji. Można mnie zgnieść jak kartkę z zeszytu i upuścić w każdej chwili.
To nie jest żadne użalanie się. Po prostu czasem warto zdać sobie sprawę, że przegrało się życie. Czas umknął przebiegle poza plecami mądrości. teraz trzeba już złożyć broń, nie ma co się miotać. Wystarczy chwila by nic już nie zostało.
Czerp z kadzi Lipowej, Pienin, Tatr, Beskidów, Wigilii, Szeptów, wzgórz Toskanii ...
OdpowiedzUsuńNaoliw tymi chwilami dusze,serce i umysł. Zacznij realizować ...
A parafrazując jedną z Twoich pacjentek - popraw koronę, idź w stronę słońca i nie pierdol :*