Moje Pieniny

Moje Pieniny

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Kukurydza miłości...

Dodawana tak chętnie do sałatek życia, jako nieodzowny kolor mieszaniny smaków... choć kukurydzę się niespecjalnie dobrze trawi. Kukurydza z puszki, konserwowa, mniej lub bardziej słodka, jak przetrzymane wspomnienia, uczucia z syropu.... Wędrowałem dzisiaj po Kazimierzu chwilkę, docierając na przystanek tramwajowy, gdzie znalazłem puszkę pustą po kukurydzy.... rozumiem puszkę, ale po warzywie? Odkąd to nasze społeczeństwo jest tak " prozdrowotne"? Może jest na pokaz, zostawiając puszki gdzie popadnie wzruszając nieruchomą statystykę spożycia...? A może to zwykła pomyłka, jak się zdarza często w wypadku zapuszkowanej namiętności. Ktoś pomylił etykiety, sięgnął zupełnie nie na tę półkę, nie ta marka, nie ten syrop...  nawet nie ten hipermarket. Miłość zaklęta w puszce, w konserwie na lata przydatności, zupełnie dyskretnie ułożona na półce wyprzedaży w mieście Świat.  Moje modlitwy spływają lukrem po stronach litanii do Świętych wyklętych miłością niechcianą... miłością zza krat, miłością odepchniętą, zlicytowaną na  aukcji jestestwa, zupełnie zakolorowaną zamyśleniem przed zauczuciowieniem, a może wyobrażoną wcześniej niż stworzoną, wyprzedzającą zamysł przed faktem, odnawialną z przymierza odnowienia, zaistnienia przed ideą, bycia przed istnieniem, wreszcie zaistnienia przed istnieniem....Miłość jak kukurydza przed kolbą....włochatą roślinką w polu przetwarzania sensu....

1 komentarz: