Moje Pieniny

Moje Pieniny

niedziela, 12 czerwca 2016

Ocalone prawdy

Dużo myślałem wczoraj wieczorem. Tak na spokojnie, ocierając łzy do wewnątrz. Rozprawiałem ze sobą o prawdach niezmiennych. O tym, że najbardziej szczere rozumienie, powstrzymanie się od osądzania, życzliwość podyktowana autentycznym współ - czuciem jest najpiękniejszym i najmocniejszym lekiem na świecie, nawet na tak śmiertelne schorzenie jakim jest autonienawiść. Kiedyś nie przytulano dzieci z AIDS, dzisiaj nie przytula się dzieci z syndromem dorosłości. Każdy musi być odpowiedzialny, samowystarczalny, kreatywny, znaczny w sensie znaczenia. Dobry look, dobre marki, piękny uśmiech. Resztę zamiata się pod dywan, bądź pierze w fotelach terapeuty. Niegdyś zepsutą rzecz, rrelację naprawiało się, czyściło, odświeżało, kompletowało, dzisiaj łatwiej kupić nową, równie ograniczoną czasem przydatności. I tak tracimy siebie, zostając co najwyżej w pamięci plikiem do usunięcia wcześniej czy później. Jedno tylko zostaje na zawsze.... KAŻDE spotkanie Człowieka uczy miłości. Choćby jako antidotum na nienawiść. 

" Świat się zmienia, życie mnie doświadcza, inni mądrzeją, jeszcze inni głupieją, wspomnienia się mnożą, obsesje powszednieją, sny wracają, drzewa rosną, brama rdzewieje, ci, co byli w porządku, okazali się śmieciami, ci, co byli podejrzani, okazali się z brylantów, woda płynie, kotom wypadają zęby, znajomym rosną brzuchy, księżyc blednie, perfumy potrzebne coraz mocniejsze, buty większe, łzy wyschły, dni powszednieją, samotność staje się kojąca, zwierzęta bliższe niż ludzie, mleko szkodzi, jabłka okazują się niesmaczne, Bóg wraca w najmniej oczekiwanych momentach i staje się lękiem, uśmiechy ludzkie trwają coraz krócej i są mniej szerokie, za każdą radość chce się całować ziemię, dzień zachwyca, noc ulubiona, byle co się podoba, wspaniałość jest lekceważona, słowa przekroczyły granice, barwy się pogłębiły, kolor brązowy okazał się nudny, kwiaty wydaje się kwitną zbyt łatwo i zbyt atrakcyjnie, chleb też szkodzi, wiatr męczy, słońce jest zbyt, zachwyt rzadszy, pogarda głębsza, tęsknoty falują według krzywej nieskończoności, minuty uciekają, czas już nigdy nie stoi, płacz dziecka przeraża i budzi panikę, śmiech zbyt głośny też przeraża, młodzi wiedzą więcej niż starzy, starzy budzą czułość naiwnością, zło jest modne, a ja wciąż palę i nie umiem sobie z tym poradzić.... bo mam do siebie słabość.... "    
                                                                                                     Krystyna Janda




" Mówi się o niej: przestrzeń.
Łatwo określać ją tym jednym słowem,
dużo trudniej wieloma.

Pusta i pełna zarazem wszystkiego?
Szczelnie zamknięta, mimo że otwarta,
skoro nic
wymknąć się z niej nie może?
Rozdęta do bezkresu?
Bo jeśli ma kres,
z czym, u licha, graniczy?

No dobrze, dobrze. Ale teraz zaśnij.
Jest noc, a jutro masz pilniejsze sprawy,
w sam raz na Twoją określoną miarę:
dotykanie przedmiotów położonych blisko,
rzucanie spojrzeń na zamierzoną odległość,
słuchanie głosów dostępnych dla ucha.

No i jeszcze ta podróż z punktu A do B.
Start 12.40 czasu miejscowego,
 i przelot nad kłębkami tutejszych obłoków
pasemkiem nieba nikłym,
nieskończenie którymś. "

                                            W. S.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz