Zatem jestem, cały jestem, jaki jestem, ze swoja przeszłością, ze swoim kurzem wspomnień, okruchem zdrowia psychicznego w kieszeni umysłu i konsumpcją rzeczywistości. Przed chwilą szedłem do sklepu, przez szary zupełnie świat, z mnóstwem śmieci na chodniku, resztkami petard, pod niebem uginającym się od błękitu, rozmyślałem o deficycie mnie w mnie samym. Gdzie podziały się moje dążenia, siła, zapał. Nawet po świętach czuję się jak po katorżniczej pracy, pełen emocjonalnych flaków. Pełen win, lęków, poczucia słabości. Kiedyś nawet myślałem, że przeżycie kolejnego dnia bez uszczerbku mniej lub bardziej naocznego to pełen sukces. Taki pełen wojny obywatel maszeruje, a raczej przemyka się po zakupy. Jak zwykle ten sam sklep, jak zwykle mina desantowca, te same śmieci do spożywania w koszyku, z zapasem ODCZEP SIĘ do całego świata byle szybko do domu, do pokoju, włączyć film i zamknąć się. Dzisiaj nic nie muszę przecież. Ale czy ja w ogóle coś muszę? Podpisałem umowy o pracę, przyrzekłem się opiekować psem ze schroniska, obiecałem pacjentom kolejne wizyty i pomoc. Tylko czy ja tego chcę? Mam tę cudowną " wyżynną możliwość", że chcę? Właściwie czego ja chcę?
Nie za łatwo i nie za szybko zgadzamy się to, by po prostu żyć, by przeżyć, na przetrwanie? Na szablon nas samych?
Staje przed Wami człowiek pełen niepokoju, pełen strachu o siebie i swój " święty spokój", człowiek mały, pełen winy, wyrządzonych krzywd, z wyraźnie zaznaczonym okresem ważności, z datą przeterminowania. Ale człowiek, który idzie, wychodzi z nory by obejrzeć słońce, bo chyba właściwie nigdy dotychczas się nie przyjrzał. Nieważna jest do końca ta historia, dopóki ktoś nie postawi kropki na końcu ostatniego zdania. Póki czas trwa i odlicza go nasze ciało, nasz umysł, nasza obecność to historia się tworzy....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz